W Rosji nie ma historycznego precedensu dla "dwóch carów", nie można więc wykluczyć, że w przyszłości dojdzie do napięć, jeśli prezydentem zostanie Dmitrij Miedwiediew, a premierem Władimir Putin - uważa Andrew Miller z tygodnika "The Economist".
Proputinowska partia Jedna Rosja na zjeździe w poniedziałek formalnie zatwierdziła Dmitrija Miedwiediewa jako swego kandydata w wyborach prezydenckich wiosną 2008 r. Obecny prezydent Putin zgodził się zostać premierem, jeśli Miedwiediew zwycięży w marcowych wyborach.
"Na pierwszy rzut oka nie wygląda to racjonalnie. Popularność Putina w dużym stopniu bierze się stąd, że winą za różne niepowodzenia obciąża rząd. Wydaje się dziwne, że obecnie byłby gotów wystawiać się na krytykę np. z powodu nieudolnego zwalczania korupcji czy kryzysu demograficznego" - powiedział PAP Miller.
Jak zauważył, "historia Rosji wskazuje, iż w kraju tym nie ma tradycji dwóch liderów". Dlatego - jego zdaniem - "niewykluczone są zmiany w konstytucji, zwiększające zakres władzy premiera, bądź też powrót Putina na urząd prezydenta na jakimś etapie w przyszłości".
"W Rosji na ogół myśli się o kilku różnych pomysłach w tym samym czasie. Np. pogrzebana idea unii Rosji z Białorusią może w jakiejś postaci odżyć na nowo i taka unia mogłaby dostarczyć Putinowi okazji do przemyślenia swojej roli" - sądzi brytyjski ekspert.
Jego zdaniem Miedwiediew ma trzy atuty: "Nie jest Putinem, a więc nie łamie konstytucji, ubiegając się o urząd prezydenta. W odróżnieniu od premiera Wiktora Zubkowa ma wyraziste oblicze, dorobek i doświadczenie w zarządzaniu wyniesione z Gazpromu. Po trzecie, nie wywodzi się z tajnych służb, tak jak Putin, i nie jest z nimi kojarzony". (PAP)
asw/ mc/