Wcale nie jest pewne, że w nowo wybranym Parlamencie Europejskim brytyjscy konserwatyści połączą się w nowej frakcji z polskim PiS-em i czeskim ODS-em, bo torysom może się to po prostu nie opłacać - uważa ekspert brukselskiego ośrodka Centre for European Policy Studies Piotr Kaczyński.
W rozmowie z PAP ekspert wskazał, że wychodząc z największej, chadeckiej frakcji Europejskiej Partii Ludowej, torysi wcale jej nie osłabiają, natomiast skażą się na marginalizację i pozbawienie głosu w PE.
"To dla nich bardzo trudna sytuacja i złe rozwiązanie, bo tracą wpływy. Nie jestem do końca przekonany, że ta nowa grupa musi powstać" - powiedział w rozmowie PAP Kaczyński.
Intensywne prace nad utworzeniem frakcji po prawej stronie PE trwały od miesięcy z udziałem przedstawicieli PiS i ODS, a Partia Konserwatywna ogłosiła, że wychodzi z EPL. Teraz jednak torysi mogą przemyśleć decyzję, skoro w wyborach europejskich osiągnęli gorszy wynik od zakładanego. Z 72 brytyjskich mandatów zdołali obsadzić 25, zamiast planowanych 40 - wynika z wciąż niepełnych rezultatów głosowania.
Z szacunków PE wynika, że PiS dostanie 15 mandatów, ODS zaś 9. To oznacza, że nowej frakcji, nawet po dokooptowaniu posłów z państw bałtyckich czy populistycznej belgijskiej Listy Dedeckera, nie udałoby się zająć trzeciego miejsca w PE po chadekach i socjalistach. Tymczasem celem było wyprzedzenie liberałów i demokratów ALDE (80 mandatów).
"Torysi są za słabi" - podkreślił Kaczyński.
Ocenił, że to wewnętrzna słabość i podziały wśród europejskich socjalistów dały zwycięstwo w eurowyborach partiom prawicowym i centroprawicowym.
"W czasach kryzysu są dwie przesłanki: albo się wspiera lidera, albo grupuje się wokół partii konserwatywnych. Więc wygrali konserwatywni liderzy" - powiedział PAP politolog, wskazując, że socjaliści nawet nie byli w stanie wystawić kontrkandydata na kolejnego przewodniczącego Komisji Europejskiej wobec wywodzącego się z chadecji Jose Barroso.
Wskazał na "gigantyczne" zmiany w wyniku wyborów w największej, liczącej 263 mandaty grupie EPL: osłabienie Niemców, silniejsza pozycja Polaków i Włochów, ewentualne wyjście Brytyjczyków. Jeśli do obsady stanowiska przewodniczącego PE miałoby dojść dzięki porozumieniu technicznemu o podziale mandatu pomiędzy kandydata chadeków i socjalistów, to - według Kaczyńskiego - szanse Jerzego Buzka są o wiele większe niż przed wyborami.
Jego zdaniem, wynika to z mocnej pozycji PO, która zrealizowała wyborczą zapowiedź zdobycia 25 mandatów. Natomiast premier Włoch Silvio Berlusconi, mimo zwycięstwa, nie zdobył 40 miejsc, a Włochów w EPL będzie 34 (w tym centrowa UDC dystansująca się wobec rządzącego Ludu Wolności).
"Tym samym Włosi nie są na pierwszym planie" - powiedział. Ocenił, że wysuwanie przez Berlusconiego kandydatury Mario Mauro było do pewnego stopnia wyborczą zagrywką.
"Zdecydowanie szanse Buzka po wyborach są wyższe. Także przyjaciele Buzka osiągnęli dobre wyniki: CDU/CSU, Francuzi, Hiszpanie. Ale poparcie jest ewolucyjne, o to trzeba zabiegać, o to trzeba dbać" - zaznaczył.
Michał Kot (PAP)
kot/ icz/ mc/ jbr/