Po długim majowym weekendzie inwestorzy w poniedziałek wracają do pracy. Powinni wrócić w nie najgorszym nastroju.
Poziom cen na warszawskiej giełdzie jest relatywnie niski - to raptem mniej, niż 10 proc. od dotychczasowego dna bessy z końca stycznia - a z otoczenia parkietu więcej napływa dobrych informacji, niż tych złych.
Jeśli chodzi o krajową gospodarkę, to ostatnie dane makroekonomiczne dowodzą niezbicie, że nieco zwalnia. Zauważyła to nawet Rada Polityki Pieniężnej, która powstrzymała się przed kolejną podwyżką stóp procentowych. Tyle, że to spowolnienie gospodarki, które zapewne odbije się na wynikach spółek giełdowych, jest już chyba wliczone w ceny akcji.
Główną zgryzotą graczy pozostaje głębokość kryzysu kredytowego w USA i jego wpływ na gospodarkę światową. Tuż przed długim weekendem inwestorzy otrzymali dobry sygnał z najpotężniejszej wciąż gospodarki świata: wzrost PKB w pierwszym kwartale okazał się wyższy od oczekiwań (pomijając już fakt, że niektórzy spodziewali się pierwszego kwartału recesji, czyli ujemnego bilansu wzrostu PKB).
Te ze światowych giełd, które w piątek między 1 a 3 maja pracowały, zanotowały wzrosty, dyskontując zapewne właśnie dane z USA. W Wielkiej Brytanii główny indeks poszedł w górę w piątek o 2,1 proc., zaś w Europie kontynentalnej (np. w Niemczech, czy Francji)
- o około półtora procenta. To pozwala czekać z umiarkowanym optymizmem na początek tygodnia w Warszawie.