Uczestnicy giełdowych rynków akcyjnych nie mają powodów do zadowolenia. Tydzień rozpoczął się bowiem od spadku indeksów - i to wyraźnego. Podczas poniedziałkowej sesji azjatyckiej japoński Nikkei 225 poszedł w dół o 3,97 proc., południowokoreński Kospi zniżkował o 3,85 proc.
Jeszcze głębiej, bo o 4-7 proc., osunęły się indeksy w Hong Kongu i Szanghaju. Całe szczęście, że w nieco lepszych nastrojach rozpoczął się handel na Starym Kontynencie. Nie oznacza to jednak, że ceny europejskich akcji wzrosły, ale tylko to, że w ich przypadku minus był mniejszy. O godz. 11:43 panaeuropejski DJ Stoxx 600 tracił na wartości 1,8 proc. GPW niestety nie odstawała od tłumu i w tym samym czasie najszerszy wskaźnik warszawskiego parkietu pikował w dół o 1,96 proc.
Nie ma co ukrywać, że euforia związana z zeszłotygodniowa zaskakującą obniżką poziomu stóp procentowych w USA i nadziejami związanymi z wejściem w życie planów wspomożenia gospodarki USA i ubezpieczycieli obligacji minęła, a inwestorzy przypomnieli sobie o tym, że silne wyhamowanie amerykańskiej gospodarki, może zaszkodzić ekonomii na całym świecie.
Mowa tu choćby o opinii głównego ekonomisty Goldman Sachs na Japonię, który w dzisiejszym raporcie podkreślił, że gospodarka Kraju Kwitnącej Wiśni, prawdopodobnie weszła w fazę recesji. Obawy uczestników rynków budzi cały czas również to, że końca rozpętanego wiele miesięcy temu kryzysu w sektorze finansowym nie tylko nie widać, ale to że zaczyna on zataczać coraz szersze kręgi.
Spadki, w szczególności na Starym Kontynencie, byłyby zapewne jeszcze większe, gdyby nie słowa Alana Greenspana, który w wywiadzie dla The Sunday Times, powiedział, że w USA nie ma recesji, bo kraj ten notuje zerowy wzrost, a w takich warunkach dodanie przez niego również tego, że prawdopodobieństwo wejścia przez amerykańską gospodarkę w fazę dekoniunktury jest obecnie większe niż 50 proc. zeszło na drugi plan.
Europejskim giełdom pomógł też nieco fakt przedstawionych dziś o godz. 10:00 danych z Eurolandu. Jak się okazało w grudniu zeszłego roku podaż pieniądza M3 wzrosła r/r o 11,5 proc., czyli nie tylko poniżej listopadowych poziomów (+12,3 proc.), ale też poniżej prognoz (+12,2 proc.).
Spadek wzrostu tempa podaży pieniądza daje minimalną nadzieję na to, że ECB odpuści choć nieco prowadzona przez siebie jastrzębią politykę monetarną i spróbuje choć werbalnie wspomóc w działaniach Fed. Warto jednak pamiętać o tym, że pomimo grudniowego odczytu, podaż pieniądza w strefie euro pozostaje grubo, ale to grubo powyżej 4,5 proc. pożądanego przez ECB poziomu.
W dalszej części dzisiejszej sesji w centrum zainteresowania inwestorów znajdą się zaplanowane na godz. 16:00 dane ze Stanów Zjednoczonych dotyczące sprzedaży nowych domów za grudzień. Według prognoz wyniosła ona 645 tys. wobec 647 tys. w listopadzie.
Wydaje się jednak, że pomimo znacznej istotności tych informacji, uwaga inwestorów skupi się w jeszcze większym stopniu na zaplanowanym na godzinę 2 w nocy z poniedziałku na wtorek czasu polskiego wystąpieniu prezydenta USA podczas którego wygłosi on doroczne orędzie o Stanie Państwa (State of the Union Address).
To, że odniesie się on w nim w dużej części (a kto wie czy w nie największej?) do stanu rodzimej gospodarki jest więcej niż pewne. To w końcu obecnie ten temat, a nie szeroko pojęta wojna z terroryzmem, jest nr 1 w Stanach Zjednoczonych, w tym także w trwającej batalii o fotel prezydenta USA.