Amerykanie mają kolejne pole do popisu: sprzedaż nowych domów spadła jeszcze niżej niż prognozowano. Również zamówienia na dobra trwałego użytku wypadły poniżej oczekiwań.
Jeśli w poniedziałek sprzedaż domów na rynku wtórnym zaskoczyła pozytywnie (-0,4 proc. wobec prognoz na poziomie -1,8 proc.) to dziś rynek pierwotny pokazał, że sytuacja w nieruchomościach jeszcze się nie stabilizuje: sprzedaż spadła o 2,8 proc. w styczniu do wartości najniższych od prawie 13 lat.
Na dodatek spadła mediana cen nowych domów - aż o 15 proc. r/r (najniżej od 3 lat), a zapasy nieruchomości czekających na kupca wzrosły. Branży nadal się nie przelewa i końca tego nie widać.
Co na to Ben Bernanke? Występujący dziś przed Kongresem szef FED zapowiedział (nie wprost oczywiście) dalsze obniżki stóp. Kilkakrotnie używał sformułowań typu _ problemy, spowolnienie _ a kwestię inflacji przemilczał. No i mamy chyba odpowiedź na wczorajsze wzrosty - rynek, podobnie jak FED, na razie nie chce widzieć w tym problemu. Być może słusznie (dla FED) - jednak akcje powinny dyskontować złe dane.
Kontrakty sugerują, że marcowa obniżka wyniesie 50 punktów bazowych. Na te wieści dolar poleciał łeb na szyję i kosztował już 1,5 euro. Nota bene - może warto skorzystać z umacniającego się złotego i taniejącego dolara? Póki co różnica staje się coraz większa.
Powinny - ale tego nie robią. Indeksy w USA zaczęły sesję co prawda na niewielkich minusach, jednak słowa Bernanke dodały otuchy bykom i giełdy wyszły na plus ( o godz. 17 Dow Jones zyskiwał 0,3 proc., S&P 0,25 proc. a Nasdaq 0,45 proc.).
Tym ostatnim nie poruszyła specjalnie informacja o karze w wysokości 1,3 mld dolarów nałożonej na koncern Microsoft przez Unię Europejską.
Byki stosują tę samą taktykę co wczoraj. Wydaje się jednak, że dalej niż widełki obecnego trendu bocznego nie zajdą, na rynku zbyt wiele jest złych wiadomości.