Ropa znów zdominowała handel za Oceanem. Nie pomogły dobre informacje z gospodarki.
Cena baryłka ropy skoczyła dziś do 139 dolarów po tym jak szef OPEC powiedział, iż w wakacje może ona kosztować 170 dolarów. Argumenty, które przedstawił były w sumie logiczne (tańszy dolar, przy podniesieniu stóp przez ECB, napięcia w Iranie). Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, iż jest to w pewien sposób samo spełniająca się przepowiednia.
Tak czy siak - droga ropa spowodowała sporą przecenę amerykańskich indeksów, które jeszcze przed otwarciem (w postaci kontraktów) sugerowały, że będzie dziś czerwono. Dow Jones przed godz. 17 spadał prawie 160 punktów osiągając poziom 11652 punkty. To niżej niż styczniowe dołki i niżej niż cienie świec owych dołków.
Technicznie patrząc jest to także szczyt z maja 2006 r. - więc zakładając dalszą aprecjację cen ropy indeksy w USA czeka dalsza przecena.
Ropa okazała się na tyle silnym bodźcem, że rynek zignorował dobre poniekąd dane makro. Wzrosła sprzedaż domów na rynku wtórnym - o 2 proc. w maju (to i tak spadek o prawie 16 proc r/r). Weryfikacja PKB za 1 kw. również okazała się korzystna - wzrost wyniósł procent zamiast 0,9 procent.
Po raz kolejny widać wokół czego kręci się dziś rynek. Niestety okres wakacyjny nie jest sprzyjający dla zmotoryzowanych, więc ryzyko dalszych spadków jest spore.