Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krzysztof Barembruch
|

W przyrodzie nic nie ginie

0
Podziel się:

Znane wśród naukowców powiedzenie, że w przyrodzie nic nie ginie, zauważyli w swoich portfelach inwestycyjnych giełdowi gracze. Eksplozja zakupów, którą widać było już od samego rana, narastała z każdą godziną.

W przyrodzie nic nie ginie

Znane wśród naukowców powiedzenie, że w przyrodzie nic nie ginie, zauważyli w swoich portfelach inwestycyjnych giełdowi gracze. Eksplozja zakupów, którą widać było już od samego rana, narastała z każdą godziną.

Popyt, niczym kula śniegowa, nabierał siły i na koniec dnia wywindował indeksy do poziomów, których nie spodziewali się najwięksi optymiści. Jeśli WIG20 rośnie o 4,5 proc., zaś indeksy małych i średnich spółek nawet o ponad 5 proc., to trudno nie być oszołomionym. Zwłaszcza, jeśli dzieje się to przy wysokich, przekraczających 2,1 mld zł obrotach. Zwłaszcza, jeśli liczba spółek rosnących jest prawie dziesięć razy większa, niż spadających. Zwłaszcza, jeśli tych ostatnich jest raptem 30 na całym rynku.

Kto stoi za nagłymi wzrostami cen? Prawdopodobnie, tak samo, jak we wtorek, kupują fundusze emerytalne. Przed załamaniem cen ich portfele były wypełnione akcjami niemal po brzegi (blisko 40-procentowego limitu, narzuconego przez ustawę). Spadek wyceny akcji spowodował, że ich udział w portfelach OFE spadł do 30-35 proc. Biorąc pod uwagę dopływ nowych pieniędzy z ZUS - jeszcze mniej. Jeszcze w poniedziałek-wtorek fundusze emerytalne miały monopol na kupowanie, bo po drugiej stronie stały fundusze inwestycyjne, potrzebujące pieniędzy na wypłaty dla wycofujących się zawiedzionych ciułaczy. Ich fala - jak zapewniają powiernicy - nie jest duża, a przebieg środowych notowań dowiódł tego w stu procentach. OFE kupowały w dalszym ciągu (kto by się nie skusił na akcje przecenione o 20-25 proc.?), ale fundusze inwestycyjne już zaspokoiły głód gotówki i też wzięły się do zakupów.

Koniec korekty? Ruszamy ku nowym szczytom? Nie tak szybko. Mimo euforii panującej na giełdzie trzeba spojrzeć na sytuację z dystansu. I domalować do krajowego podwórka międzynarodowy kontekst. Po pierwsze jesteśmy po głębokiej przecenie. Przez kilka dni inwestorzy byli w szoku i nie potrafili trzeźwo ocenić sytuacji, ale kiedy ochłonęli - przystąpili do naturalnego w takich warunkach odreagowania. I na razie można mówić tylko o odreagowaniu, bo straty z ostatnich sześciu tygodni nie zostały odrobione nawet w jednej czwartej. Po drugie jeśli zsumujemy wtorkowe, anormalne spadki i środowe, entuzjastyczne wzrosty indeksów, to otrzymamy podobny wynik na plusie, jakim cieszą się np. inwestorzy na Węgrzech. Po prostu nasz rynek w środę odrobił straty w stosunku do poprzednich dni, gdy był zaskakująco słaby. Bo w przyrodzie nic nie ginie.

Oczywiście nie należy bagatelizować odbicia. cieszy zwłaszcza fakt, że WIG20 wrócił do strefy 3,5 tys. pkt. Jeśli uda mu się przed dwa najbliższe dni go obronić lub jeszcze odbić w górę, będziemy bliżej postawienia tezy, że ostatnie sześć tygodni było tylko korektą, a nie początkiem nowego, groźnego trendu spadkowego. Nastroje na światowych giełdach - prawie jednoprocentowe wzrosty indeksów w USA w środowy wieczór naszego czasu, a także 2-3 proc. skoki indeksów na rozwijających się rynkach w Brazylii i Argentynie, powinny wspomóc obóz optymistów.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)