W efekcie, po porannym tąpnięciu, kolejne godziny upływają pod znakiem odrabiania strat. O godzinie 14:41 indeks WIG20 testował poziom 3192,07 pkt., spadając „tylko” 1,77 proc.
Takie zachowanie rynku akcji nie zaskakuje, gdyż z dużym prawdopodobieństwem można było przewidzieć, że dopóki na światowych rynkach akcji nastroje nie zrobią się naprawdę paniczne, rodzime fundusze inwestycyjne, tak zależne od napływu nowych środków, zdecydują się bronić dołka z 10 stycznia. O tym jednak, czy ta obrona, podobnie jak to miało miejsce 5 marca, przy pierwszym ataku na 3148,68 pkt., okaże się skuteczna, zdecyduje już nie siła funduszy inwestycyjnych, ale to co w najbliższych dniach wydarzy się na Wall Street. Kontynuacja wczorajszej przeceny przez amerykańskiej indeksy, musi bowiem zaowocować silnymi spadkami na GPW.
Analiza techniczna sugeruje, że tak się właśnie stanie, chociaż nie wskazuje ona, czy do pokonania styczniowego dołka dojdzie jutro czy za tydzień. Każe jednak oczekiwać, że rozpoczęta przed dwoma tygodniami zniżka, to dopiero początek dużej korekty, całej kilkuletniej hossy na GPW. Pierwszy etap tej korekty ma szanse zakończyć się dopiero na poziomie 2900 pkt. Po czym, rozpoczęłoby się kilkutygodniowe odbicie. Zakończenia całej sekwencji spadków, należałoby natomiast oczekiwać dopiero gdzieś na poziomie 2600 pkt.
