Afera z kopalnią bitcoinów czwórki urzędników z Polkowic wybuchła w marcu tego roku. Wtedy burmistrz Polkowic Łukasz Puźniecki powiadomił Prokuraturę w Lubinie o możliwości działania na szkodę gminy przez pracowników. Oficjalnie burmistrza miały zaalarmować wysokie rachunki za prąd.
Według naszych nieoficjalnych ustaleń, wyglądało to inaczej. Petent miał nagrać krótki film z bitcoinowym kombajnem stojącym w jednym z pomieszczeń w Urzędzie Gminy. Później miał o tym anonimowo powiadomić lokalne władze. Wyjaśnijmy na wstępie, że takie urządzenia o ogromnej mocy obliczeniowej deszyfrując sieć, tworzą zapisy informatyczne. Ich efektem są bitcoiny, które "wykopuje" się w ten sposób z odmętów sieci.
Brzmi to trochę jak komputerowa magia, ale dość powiedzieć, że obecnie wartość jednego bitcoina szacuje się na ponad 44 tys. zł. Zatem - takie informatyczne hokus-pokus może być zyskowne.
Jako że pomysłowi urzędnicy nie korzystali z urzędowych komputerów do kopania, usłyszeli jedynie zarzuty dotyczące kradzieży prądu. Postawione przez nich urządzenia miało pracować nocami, co generowało spore koszty.
Kilka miesięcy śledztwa
W oficjalnym komunikacie Urząd Gminy poinformowano, że "kopalnia kryptowalut zniknęła z pomieszczenia biurowego wkrótce po ogłoszeniu wyników wyborów samorządowych w 2018 r". Od marca trwało w tej sprawie śledztwo. O jego wyniki zapytaliśmy w prokuraturze.
- W toku dochodzenia przedstawiono 4 osobom zarzuty przestępstwa kradzieży energii elektrycznej Urzędu Gminy w Polkowicach. Według wstępnych szacunków kwota szkody została ustalona na co najmniej 7,5 tys. zł - mówi money.pl Lidia Tkaczyszyn, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Ta suma nie musi być jednak ostateczną. Jak zaznacza Tkaczyszyn, prokurator chce jeszcze bardziej precyzyjnie próbować ustalić tę kwotę. W końcu straty urzędu mogą być większe, bo kopalnia funkcjonować miała całkiem długo.
- Zdarzenie dotyczy okresu między sierpniem 2017 a listopadem 2018 r. Wszyscy podejrzani pracowali w wydziale komunikacji społecznej, mają od 33 do 42 lat. Wśród nich jest, były już dyrektor wydziału. Trójka z nich już nie pracuje w urzędzie. Wszyscy nie przyznają się do zarzucanego im przestępstwa. Nie kwestionują jednak faktu zainstalowania tego urządzenia, ale wysokość szkody - mówi Tkaczyszyn.
5 lat więzienia za kopanie w pracy
Kradzież energii elektrycznej zagrożona jest karą pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Próbowaliśmy w urzędzie dowiedzieć się czegoś więcej o samej sprawie. Kim byli podejrzani pracownicy, ile zarobili, jakie były okolicznościach ujawnienia ich "górniczej" działalności. Ciekawe wydaje się również zachowanie stanowiska przez jednego z nich.
Niestety, rzecznik prasowy UG w Polkowicach jest obecnie na Ukrainie, a inni pracownicy, nie byli zbyt rozmowni. Jednak z komunikatu na stronie urzędu wynika, że "właściciele kopalni kryptowalutmogli zarobić od kilku do kilkunastu tysięcy zł". O potencjalne zyski pytaliśmy również w prokuraturze, ale "ze względu na dobra śledztwa", nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Zapewne wiedzą o tym tylko podejrzani - nie wiadomo, kiedy rozpocznie się proces, na którym ta informacja może paść.
Przypomnijmy, że w szczytowym okresie popularności kopalni bitcoinów w 2017 i 2018 r. zainwestowało w nie ok. 200 tys. Polaków. Marzenia o zyskach studziły jednak doniesienia o wysokich kosztach. Głównie ze względu na duże zużycie energii.
Sam VAT wpływający do polskiego budżetu z kopania kryptowalut sięgał wtedy zdaniem ekspertów 100 mln zł rocznie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl