W środę tuż przed Radą Gabinetową prezydent Andrzej Duda spotkał się z przedstawicielami Rady Dialogu Społecznego. Tematem kilkudziesięciominutowej telekonferencji były uwagi przedsiębiorców i związków zawodowych do Polskiego Ładu. Resort finansów reprezentował wiceminister Artur Soboń, który jest odpowiedzialny za poprawę Polskiego Ładu.
Polski Ład nie taki zły? Tak przekonywali przedstawiciele prezydenta
Z informacji uzyskanych od uczestników spotkania wynika, że prezydent ani razu nie zabrał głosu, natomiast wiceminister Soboń miał dwa krótkie wystąpienia, które można by streścić następująco: "Ministerstwo Finansów pracuje nad dwoma pakietami naprawczymi. Jeden będzie dotyczył podatku PIT, drugi CIT. Przepisy w ministerstwie powstają w dialogu z Kancelarią Prezydenta".
Ponadto przedstawiciele Kancelarii Prezydenta przekonywali przedsiębiorców, że Polski Ład nie jest całkiem zły, bo władze dostają wiele podziękowań za niego od Polaków.
- Nie usłyszeliśmy konkretnych informacji dot. zawartości pakietów podatkowych, nad którymi pracuje ministerstwo, ani planowanej daty ich publikacji. Padły oczywiste stwierdzenia, że zmiany te będą wyłącznie korzystne dla podatników i że będą one konsultowane z partnerami społecznymi – relacjonuje Jakub Bińkowski, członek zarządu i dyrektor Departamentu Prawa i Legislacji Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, który uczestniczył w radzie.
Jak naprawić, aby bardziej nie zepsuć?
Jednym z najpoważniejszych problemów, przed którymi stoi resort finansów, jest wywiązanie się z politycznej obietnicy premiera, że nikt, kto zarabia do 12,8 tys. zł brutto miesięcznie, na Polskim Ładzie nie straci.
Z informacji, które udało się nam nieoficjalnie uzyskać, wynika, że w resorcie finansów nie zapadła jeszcze decyzja, w jaki sposób Polski Ład będzie poprawiony.
Kilka tygodni temu informowaliśmy w money.pl, że główny ekonomista resortu finansów Łukasz Czernicki pracuje nad koncepcją ulgi uniwersalnej, która obejmowałaby wszystkie grupy podatników tracące na nowych przepisach, czyli m.in. emerytów i zleceniobiorców.
Koncepcja ta zakładała, że nowa ulga byłaby naliczana dopiero przy rocznym rozliczeniu podatkowym, czyli przy PIT za 2022 r. Urzędy skarbowe miały być wyposażone w dodatkowe oprogramowanie, które miało im pozwolić na obliczenie dwóch PIT-ów: wg starego i nowego systemu, a następnie podatnik wybierałby korzystniejszą dla siebie opcję.
Jednak eksperci podatkowi dosłownie miażdżą ten zamysł. Prof. Włodzimierz Nykel, prawnik, ekspert prawa podatkowego z Uniwersytetu Łódzkiego, nazywa to rozwiązanie koszmarem.
Uważa, że równoległe funkcjonowanie dwóch skomplikowanych systemów podatkowych wprowadza totalny chaos i zamęt. Jego zdaniem należałoby zostawić wyższą kwotę wolną i wyższy próg podatkowy – czyli korzystne dla podatników rozwiązania, a resztę wyrzucić do śmieci, gdyż w ustawie jest kilkaset błędów.
Również zdaniem wiceprezesa zarządu Mariusza Uniska i Małgorzaty Słomki, doradcy podatkowego w Instytucie Studiów Podatkowych Modzelewski i Wspólnicy, takie rozwiązanie byłoby ewenementem na skalę światową, nigdy nigdzie niestosowanym. Każdy z systemów podatkowych - ten z 2021 r. i ten z 2022 r. - zawiera odrębną sieć ulg, zwolnień, odliczeń i to odrębnie zdefiniowanych dla poszczególnych źródeł przychodu.
- W sensie technicznym, skąd urzędy miałyby mieć wiedzę o kwotach zawartych w tych drugich (alternatywnych) rozliczeniach, innych niż sporządzane na podstawie obowiązujących w 2022 r. przepisów? – pytają retorycznie eksperci Instytutu.
Przyznają, że teoretycznie można byłoby stworzyć algorytm, który je wyliczy albo zobowiązać płatników, nakładając na nich dodatkowe obowiązki, do przesłania tych alternatywnych danych. - Tyle, że zarówno jedno, jak i drugie rozwiązanie może okazać się wadliwe lub nieefektywne – ostrzegają podatkowcy.
Każdy krok zbliża nas do katastrofy?
Podobnie uważa również prof. Adam Mariański, adwokat, doradca podatkowy i przewodniczący Komisji Podatkowej Business Center Club. Jego zdaniem generowanie dwóch PIT-ów przez Urzędy Skarbowe w 2023 r. to pomyłka.
- Są dziesiątki różnych sytuacji, których nie da się zautomatyzować. Musiałby to być "ręcznie" rozliczane przez pracowników US PiT-y, a i tak będzie problem, bo kto ma oceniać, co jest korzystniejsze dla podatnika? Chyba, że to podatnik sam będzie musiał zdecydować, co jest dla niego korzystniejsze – zauważa ekspert podatkowy.
Podaje on również konkretne przykłady nonsensu takiego rozwiązania.
- Mogę wybrać rozliczenie za 2021 r., ale ulgi i kwoty wolne za 2022 r. Nie można pozbawić podatnika wyższej kwoty wolnej, tj. 30 tys. zł i podniesienia progu do 120 tys. zł, bo prawo nie może wstecz zmieniać korzystnych rozwiązań. Jednocześnie NFZ rozliczam na starych zasadach. Bo na starych zasadach rozliczam się jako osoba samotnie wychowująca dzieci. Tak się nie da – relacjonuje profesor.
I kolejny przykład: podatnik rozliczał się w ramach umowy zlecenie, jednak po wejściu Polskiego Ładu założył jednoosobową działalność gospodarczą. Nowelizacja PŁ ma rozciągnąć ulgę dla klasy średniej również na zleceniobiorców. To z kolei spowoduje, że korzystniejsze byłoby dla podatnika pozostanie na zleceniu, ale nie może już zmienić formy umowy, bo posiada swoją działalność.
Polski Ład. Kiedy zostanie naprawiony?
Koncepcja uniwersalnej ulgi naliczanej dopiero przy rocznym PIT, czyli w 2023 r., nie podoba się również adwokatowi Michałowi Tarkowskiemu, partnerowi w Kancelarii Maniewski&Tarkowski Adwokaci i Radcowie Prawni oraz przewodniczącemu Komitetu Podatkowego Pracodawców RP.
Uważa on, że takie rozwiązanie spowoduje, że podatnicy, którzy płacą teraz wyższe zaliczki na podatek dochodowy i nie obejmuje ich ulga dla klasy średniej, będą przez rok kredytować państwo.
- Państwo będzie się kredytować kosztem de facto pracowników z klasy średniej, co przeczy założeniom, które rzekomo miało przyświecać ustawodawcy. Jeśli zmiana rzeczywiście miałaby być korzystna dla tych podatników, nowa uniwersalna ulga musiałaby być uchwalona jak najszybciej - podkreśla prawnik.
Tyle, że przy takim rozwiązaniu powstaje kolejny poważny problem. – Podatnicy ci musieliby również dostać prawo do złożenia wniosku o zwrot nadpłaty zaliczki na podatek dochodowy jeszcze w ciągu roku podatkowego 2022 r. To dla wielu podatników będzie bardzo karkołomne zadanie, bo już aktualnie wiele osób ma problem z wypełnieniem prostego zeznania podatkowego, a co dopiero będzie przy sporządzeniu wniosku o zwrot ewentualnej nadpłaty - podkreśla nasz rozmówca.
Według Tarkowskiego przeciętny obywatel nie będzie w stanie sam policzyć, ile już nadpłacił zaliczek na podatek i sporządzić wniosku o zwrot ewentualnej nadpłaty. Fiskus powinien wziąć na siebie ten problem i z urzędu stwierdzać nadpłaty zaliczek i je zwracać.
Z opinią tą zgadza się również Jakub Bińkowski, dlatego twierdzi on, że jeśli uniwersalna ulga ma mieć jakikolwiek sens, to powinna zostać uchwalona bez zbędnej zwłoki, by nie generować większych nadwyżek zaliczek. To, co już zostało wpłacone do urzędów skarbowych, mogłoby zostać rozliczone w rocznym PIT za 2022 r.
– Dla gospodarstw domowych potrącanie z wynagrodzenia kilkuset zł miesięcznie więcej na podatek jest odczuwalne, dlatego, również z punktu widzenia wiarygodności i zaufania do państwa prawa, jeśli ma zostać wprowadzone rozwiązanie, które wyrówna podatnikom straty wynikające z Polskiego Ładu, to jego skutki powinny być odczuwalne w portfelach od razu, a nie dopiero w rozliczeniu rocznym – podkreśla Bińkowski.
Nie chodzi o sprawiedliwość, ale o wybory?
Jednak zdaniem Mariusza Uniska oraz Małgorzaty Słomki koncepcja uniwersalnej ulgi stosowanej do kwoty 12,8 tys. zł miesięcznie to bardzo ryzykowany pomysł.
- Uniwersalna ulga wydaje się problematyczna także ze względu na podstawową cechę systemu PIT dzielącego się na różne źródła przychodów ze swoimi często odrębnymi zasadami opłacania zaliczek, zwolnieniami, ulgami. W konsekwencji uniwersalna ulga może doprowadzić do dalszego zróżnicowania sytuacji prawnej i zróżnicowania efektywnej wysokości opodatkowania, co w efekcie pogłębi naruszenie zasady sprawiedliwości podatkowej, do której – ponoć – miały dążyć rozwiązania Polskiego Ładu - wyjaśniają.
Jak ustalił money.pl, zwrócenie podatnikom nadpłaty podatku dopiero w rocznym PIT byłoby nie tylko z punktu widzenia technicznego dużo prostsze do przeprowadzenia, niż zmniejszenie zaliczek miesięcznych. Ma ono jeszcze jeden ukryty cel. Według naszego informatora chodziło o to, by podatnicy dostali duże zwroty nadpłaty podatku we "właściwym momencie", czyli w 2023 r. W roku wyborów.