Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Bartłomiej Dwornik
|

Gowin zmusi Millera, żeby wreszcie skończył?

0
Podziel się:

Ile można zaryzykować dla stołków na dwa lata - pisze Bartłomiej Dwornik.

Gowin zmusi Millera, żeby wreszcie skończył?

*Jarosław Gowin dotrzymał słowa i ogłosił plany na przyszłość. Plany, których wszyscy się spodziewali i które z jednej strony powinny bardzo ucieszyć polityków Sojuszu Lewicy Demokratycznej, z drugiej mogą postawić ich w mocno niezręcznej sytuacji. *

Niedoszły szef Platformy Obywatelskiej obiecał w zeszłym tygodniu, że w tym poznamy jego pomysł na polityczny ciąg dalszy i nie kazał nam czekać zbyt długo. Zgodnie z oczekiwaniami, pożegnał się oficjalnie z partią, która nie tylko nie chciała go na przewodniczącego, ale nawet nie pozwoliła mu się samozawiesić. W prawach członka. Tym samym pozbawiając go nimbu politycznego męczennika za sprawę.

Zaraz po ogłoszeniu decyzji przez Jarosława Gowina, poszły w ruch kalkulatory. Bo jeden, kolejny po Johnie Godsonie i zawieszonym Jacku Żalku, głos mniej w koalicyjnych ławach oznacza, że PO i PSL mają ich już w Sejmie tylko 231. Czyli najmniejszą możliwą przewagę. Zaraz też wróciły powtarzane już od pewnego czasu spekulacje - będzie łapanka na trzeciego koalicjanta. Ze wskazaniem na SLD.

Czy to realny scenariusz? Z jednej strony już podczas czerwcowego kongresu lewicy na Stadionie Narodowym Leszek Miller wyliczał tematy, z którymi z Platformą mu po drodze, a kilka dni temu Michał Boni sugerował, że poszukiwania nowego koalicjanta to konieczność i nie wykluczał SLD w tej roli. W sytuacji, kiedy sejmowa większość wykruszyła się rządowi do absolutnego minimum, każde dodatkowe szable będą się liczyć.

Tyle tylko, że wejście do koalicji w tym momencie to dla Leszka Millera jak gra w rosyjską ruletkę. Bo oczywiście za takim krokiem poszłyby bez wątpienia stanowiska i na najwyższych i mniej eksponowanych szczeblach administracji. Można będzie nimi zaspokoić głód części lewicowych działaczy i spełnić obietnicę powrotu do władzy, jaką szef SLD składał przejmując kolejny raz stery w partii. Z drugiej - firmowanie twarzą i logotypem rządu, którego notowania są już na poziomie katastrofalnym może się okazać misją samobójczą.

Ale czy warto dla stołków na maksymalnie dwa lata ryzykować polityczny niebyt? To trudna decyzja. Nic dziwnego, że szef SLD głośniej mówi w tej chwili o poparciu dla wcześniejszych wyborów, niż o ewentualnej posadzie wicepremiera. Jednak o ewentualnej koalicji z powiększającym sondażową przewagę PiS, który takie przyspieszone wybory zapewne by wygrał, nie może być mowy. Zatem skoro już kończyć, to chyba lepiej jako obalony wicepremier, niż wódz partii niespełnionych ambicji. Jeśli brać choć kawałeczek władzy, to teraz. Nie wiadomo, kiedy - i czy w ogóle - pojawi się kolejna taka szansa.

Czytaj więcej w Money.pl

autor jest redaktorem Money.pl

dziś w money
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)