Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Płaskoń
|

Jak trwoga, to do Rydzyka?

0
Podziel się:

Kiedy nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze - pisze Jan Płaskoń.

Jak trwoga, to do Rydzyka?

Rozmnożenie fotoradarów to tylko jedno z narzędzi polityki fiskalnej ministra Jacka Rostowskiego. Z początkiem nowego roku wchodzi w życie ustawa Prawo pocztowe, przewidująca karę do 10 tys. zł za brak skrzynki listowej na drzwiach domu albo na ogrodzeniu posesji. Znów sprawdza się stara zasada, że kiedy nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze.

Pod pretekstem liberalizacji rynku usług pocztowych Wysoki Sejm uchwalić raczył haracz, który z logicznego punktu widzenia byłby niezbitym dowodem mijania się posłów z rozumem, gdyby nie owa horrendalna stawka. Opinii publicznej tradycyjnie wciśnięto kit, iż ustawa jest realizacją wymogów unijnych, gdyż spowoduje, że nie trzeba już będzie wkładać blach do listów wysyłanych za pośrednictwem prywatnego InPostu, konkurującego z państwową Pocztą Polską. Słowem: demonopolizacja, czynem natomiast: kompletna kretynizacja.

Epoki się zmieniły, a nonsensy wciąż pączkują. Kiedyś usprawiedliwiano je spójnością RWPG. Dziś miejsce Moskwy zajął demiurg z Brukseli. Inaczej nie dałoby się wyjaśnić związku blachy, sankcjonującej dotychczasowy monopol Poczty, z koniecznością posiadania skrzynek. Tym bardziej, że powszechnie wiadomo do czego, poza wrzucaniem przesyłek, służą one obecnie. Nie chcąc biegać po piętrach, listonosze zostawiają w nich masowo awiza, zmuszając adresatów do odstania swego w kolejce. Awantury ludzi dowodzących, że byli w domu, kiedy rzekomo ich tam nie było, są stałym elementem dialogów przy pocztowych okienkach.

Dziesięć tysiączków od jednej skrzynki to nieporównanie lepsze osiągnięcie fiskalne niż stówa z fotoradaru za przekroczenie prędkości. Znany ekonomista prof. Krzysztof Rybiński uważa, że w nadchodzącym roku będziemy przedmiotem wielu podobnych rozwiązań, a nawet zmasowanej represji podatkowej, jako że zielona wyspa definitywnie zatonęła i lada miesiąc w kasie państwa może zabraknąć pieniędzy nawet na podstawowe zobowiązania. Już w październiku wpływy podatku VAT były o 14 proc. mniejsze niż przed rokiem, więc szybko może się okazać, że mandaty za prędkość i grzywny za brak skrzynek nie wystarczą na załatanie dziury budżetowej.

Były wiceprezes NBP diagnozuje, że mnie więcej po żniwach rząd zostanie zmuszony do zdecydowanej redukcji biurokracji, ponieważ pula potencjalnych obciążeń podatkowych ulegnie całkowitemu wyczerpaniu. Można co prawda nakładać jeszcze kary za niewłaściwy kolor skrzynek pocztowych, ale gama barw jest też ograniczona.

Z kolei prof. Jacek Dąbała, medioznawcza z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, twierdzi, że w ostatnim czasie przybywa słuchaczy Radia Maryja z dużych aglomeracji, co jego jest zdaniem jest wyrazem poszukiwania wspólnoty w dobie kryzysu gospodarczego.

Jakby nie liczyć wpływów z mandatów drogowych i grzywien skrzynkowych, sytuacja u schyłku starego i na progu nowego roku nie napawa optymizmem. To zdecydowanie za mało, żeby powstrzymać recesję. Konkluzja, że jak trwoga, to do ojca Rydzyka, też jej nie zapobiegnie.

dziś w money
wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)