Jarosław Kaczyński nawoływał wczoraj rząd do tego, by bardziej dbał o polskich przedsiębiorców. Padło przy tym ważkie hasło - patriotyzm gospodarczy. W wystąpieniu prezesa PiS dużo było krytyki poczynań ekipy Donalda Tuska, ale zabrało najważniejszego - wskazania, że to nie przepisy i władza decyduje o sukcesie bądź porażce firm, lecz konsument.
Prezes PiS wykorzystał, nie po raz pierwszy zresztą, zamieszanie związane z przepisami, które zamierza wprowadzić Unia Europejska, a które dotyczą zawartości substancji smolistych w wędlinach wędzonych. Takich rarytasów w Polsce produkuje się sporo, więc jak słusznie wywnioskował Kaczyński, działalność wielu producentów z branży może stanąć pod znakiem zapytania.
Co ma do tego patriotyzm gospodarczy? Lider największej opozycyjnej partii uważa, że powinnością władz jest, by o interes krajowych producentów dbać jak najlepiej, także walcząc z bezdusznością biurokratów z Brukseli. Bo przez pomysły eurokratów, wielu przedsiębiorców wędzących mięsne specjały może splajtować.
Troska Jarosława Kaczyńskiego o naszą branżę wędliniarską jest jak najbardziej słuszna, ale nic z tego co mówi, nie zapewni przedsiębiorcom działającym na tym rynku długiej i szczęśliwej egzystencji. Owszem, patriotyzm gospodarczy jest potrzebny, ale należy go wzbudzać u konsumentów. Bez tego blokowanie takich, czy innych przepisów niczego nie zmieni. Nawet jeśli rząd pójdzie na wojnę z Komisją Europejską
Wystarczy popatrzeć, jak to robią inne nacje. Przykładowo Szwajcarzy niechętnym okiem patrzą na rozwój sieci handlowych, za którymi stoi zagraniczny kapitał. Szanujący się obywatel tego kraju unika zakupów w sieciówkach niemieckich, czy francuskich. Po mleko, ser, jogurty i ziemniaki chodzi do sklepów szwajcarskich sieci. Proste, prawda?
W naszej sytuacji, jest to raczej problematyczne, ale zawsze zostaje nam wybór, jeśli chodzi o produkty, które wkładamy ze sklepowych lad do koszyka. Szkoda, że mówiąc o patriotyzmie gospodarczym prezes PiS nie przypomniał tej zasady - by popierać lokalnych i krajowych producentów. W końcu korzyść z tego płynie dla wszystkich, nie tylko dla nich, ale również dla państwa i gospodarki. Bo jeśli klienci będą z przekonaniem sięgać po krajowe wyroby, to żadne, nawet najbardziej restrykcyjne przepisy wymyślone przez unijnych urzędników, nie zagrożą istnieniu polskich firm.
Autor jest dziennikarzem Money.pl
Czytaj więcej w Money.pl
Autor jest dziennikarzem Money.pl