Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Maciej Czujko
|

Stołek ministra ważniejszy od budżetu

0
Podziel się:

O tym, dlaczego trudno zrozumieć ministra finansów, pisze Maciej Czujko.

Stołek ministra ważniejszy od budżetu

Pytanie, czy Jacek Rostowski oszalał, jest już nieaktualne. Pojawiło się nowe: dlaczego popadł w polityczny obłęd? Wbrew pozorom, nie chodzi o pieniądze. No, przynajmniej nie o państwowe.

Minister finansów forsuje od dłuższego czasu argumentację, która nijak do trzeźwego rozumu nie może trafić. Zaczął od OFE. Przekonuje, że lepiej będzie dla nas i dla państwa, jeśli zabierze rzeczywiste pieniądze, które odłożyliśmy w funduszach i przekaże je do ZUS. Twierdzi, że Zakład zagwarantuje nam wyższe emerytury. Owszem, zagwarantuje, ale nie w banknotach NBP czy innej walucie, lecz w państwowych kwitach o charakterze obietnic.

Jakby tego było mało, Jacek Rostowski dostał rozdwojenia jaźni. Od początku kryzysu przekonywał nas, że musimy zaciskać pasa i trzymać budżet w dyscyplinie, a teraz twierdzi, że zamrożenie progu ostrożnościowego i nowelizacja budżetu o 25 miliardów złotych to dobra rzecz. Dlaczego? Bo pożyczone pieniądze pobudzą gospodarkę! I to jest żart sam w sobie, tutaj już nie ma co żartować.

Minister Jacek Rostowski uległ więc specyficznemu rodzajowi szału – to obłęd polityczny. Jego przejawem jest uznawanie wszelkich wyników swoich działań za sukces i nieprzyznawanie się do porażek. Warto dodać, że ten obłęd ma bardzo wiele wspólnego z megalomanią.

Tylko dlaczego tak się stało? Jaka gorączka popchnęła go do szaleństwa? Na pewno nie potrzeba utrzymanie się w rządzie w celach zarobkowych. Z zestawienia oświadczeń majątkowych jasno wynika, że Jan Vincent, człowiek kształcony na zagranicznych uczelniach, zgromadził już wielki majątek i o to, co do garnka włożyć, nie ma się co martwić.

Może chodzi ministrowi o władzę? Bo choć mamy demokrację, to przecież każdy dorosły wie, że jest wielu ludzi i mnóstwo instytucji, w których członkom rządu czapkują jak carom, a nie urzędnikom. Ba, wystarczy być byle posłem, czy jako takim wojewodą, by zbierać oklaski i wyrazy uznania, a swoje życzenia uznawać za rozkazy.

Ale Jacek Rostowski może mieć jeszcze jedną motywację. Przekonanie, że jest najlepszym zabezpieczeniem polskiego prosperity, mogło popchnąć go do wcale popularnego wśród polityków wniosku. Minister uznał, że może te finanse trochę popsuć, tylko po to, by utrzymać się na stołku. A po co? A po to, by te finanse dalej potem naprawiać. Bo jakby nie zamroził progów i musiał te 25 miliardów gdzieś znaleźć, to wszyscy byśmy oberwali. No i wszyscy przy urnie pokazalibyśmy, gdzie sprawcę zamachu na nasze kieszenie mamy.

Jeśli tak minister myśli, jeśli nabrał pewności, że bez niego będzie tylko źle, to prezentuje rodzaj przyzwoitości przypisany oszołomom. Dlatego Jacek Rostowski powinien napić się do nieprzytomności i na kacu spojrzeć w lustro. To jest stan, w którym cały obłęd tkwiący w człowieku wyłazi na twarz. Może wtedy minister by się opanował i po długiej drzemce, prysznicu i dwóch kawkach pojechał do Tuska abdykować. Z korzyścią dla naszego i jego dobra. Zapytacie: A Tusk? No to jest, oczywiście, dość podobna historia.

Autor felietonu jest redaktorem Money.pl

Czytaj więcej w Money.pl
Jan "Grecki" Rostowski pogrąży nasz kraj? Oceniając finanse państwa posłowie mówią o grzechu pierworodnym, dżumie, cholerze i wielkiej katastrofie.
Rostowski zapewnia: gospodarka przyspieszy - _ Budżet na 2013 rok jest realistyczny, mimo że nie wykluczamy możliwości jego nowelizacji _ - mówił minister finansów.
"Rostowski jest jak Nikodem Dyzma finansów" Zbigniew Giżyński z PiS pytał kiedy premier pozbędzie się z rządu tego szkodnika, jak nazwał ministra finansów.
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)