Instytut to efekt rozmów Jarosława Kaczyńskiego z Viktorem Orbanem. Politycy kilka lat temu uznali, że przyjaźń polsko-węgierską trzeba pielęgnować. Dlatego powstał do tego specjalny instytut, nad którym nadzór miał sprawować premier.
Odpowiednie przepisy powstały na początku 2018 roku, a instytucja rozpoczęła działalność kilka miesięcy później. Z budżetu na nowy twór rządzących powędrowało 6 mln zł. Informowaliśmy o tym na łamach naszego serwisu.
Teraz "Rzeczpospolita" ujawnia, że w instytucie panuje spory bałagan, szczególnie jeśli chodzi o sprawy finansowe. I że nadzór premiera bynajmniej nie jest wystarczający.
Tak przynajmniej twierdzi Najwyższa Izba Kontroli, która sprawdziła instytut przy okazji kontroli budżetu państwa. "Rz" dotarła do wniosków z raportu NIK. Okazuje się, że najwięcej zastrzeżeń dotyczy polityki finansowej.
Wbrew zapisom ustawy w organizacji nie utworzono funduszu stypendialnego. Nie zatrudniono również głównego księgowego, a sprawozdania finansowe budzą wątpliwości. Wbrew przepisom doszło do zmian w planie finansowym, a wydatki na ubezpieczenia społeczne były wyższe niż planowano.
Nic dziwnego, skoro średnia pensja w Instytucie Współpracy Polsko-Węgierskiej średnia pensja wynosi 12 tys. zł, a zatrudnienie znalazło tam średnio w ciągu roku 7 osób.
Centrum Informacyjne Rządu odpowiada "Rzeczpospolitej", że nadzór jest wystarczający, ponieważ Kancelaria Premiera "określiła obligatoryjną zawartość rocznych planów i sprawozdań z działalności jednostki".
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl