Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Inwigilacja prawicy w sądzie

0
Podziel się:

20 września ma się zacząć proces płk. Jana Lesiaka, b. oficera SB i Urzędu Ochrony Państwa, oskarżonego w sprawie inwigilacji prawicy przez UOP w latach 90-tych.

20 września ma się zacząć proces płk. Jana Lesiaka, b. oficera SB i Urzędu Ochrony Państwa, oskarżonego w sprawie inwigilacji prawicy przez UOP w latach 90 - dowiedziała się PAP w warszawskim sądzie. Nie wiadomo, czy proces będzie jawny, choć wiele razy zapowiadano odtajnienie akt całej sprawy.

Lesiak to jedyny oskarżony przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie w głośnej sprawie inwigilacji polityków opozycyjnych wobec prezydenta Lecha Wałęsy i premier Hanny Suchockiej - w tym Jarosława i Lecha Kaczyńskich. Lesiak ma odpowiadać za przekroczenie w latach 1991-1997 uprawnień, m.in. przez stosowanie "technik operacyjnych" i "źródeł osobowych" wobec legalnych ugrupowań - za co grozi do 3 lat więzienia.

Sprawa jest wciąż tajna; jawny jest tylko sam zarzut. Wiadomo zatem, że Lesiak, jako szef zespołu inspekcyjno-operacyjnego gabinetu szefa UOP, "wykorzystując techniki operacyjne, m.in. osobowe źródła informacji i inne, prowadził rozpoznanie osobowe i problemowe poprzez gromadzenie danych o politykach i ugrupowaniach prawicowych i lewicowych, w tym - Jarosława i Lecha Kaczyńskiego, Adama Glapińskiego, Antoniego Macierewicza, Jana Olszewskiego, Romualda Szeremietiewa, Jana Parysa oraz Piotra Ikonowicza". Ponadto "prowadził działania w zakresie rozpracowywania i dezintegracji legalnie istniejących ugrupowań politycznych jak Ruch dla Rzeczypospolitej, Porozumienie Centrum, SdRP, PPS, czym działał na szkodę tych ugrupowań".

Akta całej sprawy mają być odtajnione. Zapowiadali to jeszcze w listopadzie 2005 r. szef MSWiA Ludwik Dorn i prokurator krajowy Janusz Kaczmarek. Wciąż jednak do tego nie doszło. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wiele razy mówił, że wystąpi do szefa ABW o odtajnienie "przynajmniej części" akt sprawy. W czerwcu koordynator ds. służb specjalnych Zbigniew Wassermann mówił, że odtajnienie to "kwestia kilkunastu tygodni, może kilku miesięcy". Prezes PiS J. Kaczyński oceniał, że "jest szansa na odtajnienie".

Zgodnie z prawem, każdy wytwórca tajnego dokumentu sam musi go odtajnić. W tej sprawie część akt wytworzył UOP - którego prawnym następcą jest ABW i to ona musiałaby je odtajnić. Prokuratura odtajnia zaś akta swego śledztwa. "Prokuratura przeprowadzi to sprawnie" - powiedział w środę PAP rzecznik prokuratury Maciej Kujawski. Nie umiał odpowiedzieć, czy stanie się to jeszcze przed 20 września.

Materiały sprawy znaleziono w szafie Lesiaka, co ujawnił w 1997 r., na krótko przed wyborami parlamentarnymi, Zbigniew Siemiątkowski z SLD. Zespół miał w 1993 r. opracować plany działań operacyjnych UOP, których celem miało być skłócenie i skompromitowanie działaczy PC, Ruchu III Rzeczypospolitej oraz RdR. Zamierzano ich kompromitować m.in. przy wykorzystaniu tajnych agentów UOP. W skład zespołu Lesiaka wchodzili zarówno byli oficerowie SB, jak i ludzie z naboru do UOP po 1990 r.

Szefem UOP był wtedy Gromosław Czempiński, a nadzorował go ówczesny szef MSW Andrzej Milczanowski. Obaj zaprzeczali, by doszło do inwigilacji.

Tajne śledztwo w sprawie wszczęto w 1997 r. Liderzy prawicowych ugrupowań dostali od prokuratury status pokrzywdzonych, dzięki czemu mogli się zapoznawać z tajnymi aktami sprawy. W 1999 r. J. Kaczyński mówił, że działania UOP były inspirowane przez ludzi Wałęsy. Zaprzeczyli temu byli współpracownicy Wałęsy. Lesiak w wywiadzie dla PAP zaprzeczał, by zespół, którym kierował, zajmował się inwigilacją.

W 2003 r. prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia wobec Lesiaka. Wątek ewentualnej odpowiedzialności jego przełożonych wyłączono i umorzono w 2002 r. "Z zeznań wynika, że inicjatywa należała do L., zgłaszał się do swoich przełożonych z pomysłami, zanim zdążyli sami o nich pomyśleć" - pisała "Gazeta Wyborcza".

W 2005 r. Sąd Okręgowy w Warszawie - który ma prowadzić proces - zwrócił prokuraturze sprawę, by odtajniła stawiany Lesiakowi tajny zarzut (inaczej sąd przy ogłaszaniu wyroku nie mógłby jawnie ogłosić jego sentencji, a to jest bezwzględnym wymogiem prawa). Prokuratura postawiła nowy, jawny zarzut.

W początkach tego roku Janusz Kaczmarek nie wykluczał wznowienia umorzonego wcześniej śledztwa wobec przełożonych Lesiaka. W ABW miały się bowiem odnaleźć nieznane wcześniej akta sprawy, których nie przesłano prokuraturze. Ziobro mówił, że z akt sprawy wynika, iż Lesiak miał mocodawców. "Odpowiedzą oni przed sądem, jeżeli terminy przedawniania na to pozwolą" - zapowiadał w czerwcu minister.

Prezydent L. Kaczyński mówił zaś wtedy, że inwigilacja prawicy to największa afera III RP. Wyrażając nadzieję, że ta sprawa zostanie wyjaśniona, powiedział: "Tylko dzieci mogą wierzyć, że tą aferą w istocie kierował płk Lesiak. To musiało być dużo, dużo wyżej. I tę sprawę trzeba wyjaśnić".

W czerwcu tego roku J. Kaczyński ujawnił swą teczkę, w której są dwa - jego zdaniem - sfałszowane w 1992 lub 1993 r. w UOP - dokumenty, opisujące rzekome podpisanie przez niego tzw. lojalki ze stanu wojennego. Sugerował, że mógł tego się dopuścić Lesiak - czemu ten zaprzeczał. Śledztwo prowadzi Prokuratura Okręgowa w Warszawie; na jego potrzeby śledczy wypożyczyli z sądu akta sprawy Lesiaka, chcąc sprawdzić, czy jest tam coś, co mogłoby naprowadzić na fałszerstwo teczki J. Kaczyńskiego.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)