Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Jacek Bereźnicki
Jacek Bereźnicki
|

Irański inwestor zarobił na giełdzie miliony dzięki informacjom wyciąganym z "Financial Timesa"

0
Podziel się:

- Nasi dziennikarze nie dają wskazówek uczestnikom rynku - zadeklarowała rzeczniczka "FT" Kristina Eriksson.

Irański inwestor zarobił na giełdzie miliony dzięki informacjom wyciąganym z "Financial Timesa"
(Matthew Lloyd/Getty Images)

Jako dwudziestokilkulatek pracował w barze z kebabami, by kilka lat później dojść do fortuny dochodzącej do 100 mln dolarów. Teraz stał się negatywnym bohaterem największej afery giełdowej Wielkiej Brytanii ostatnich lat. W środę Iraj Parvizi stanął przed sądem, a jego zeznania mogą okazać się wyjątkowo niewygodne dla wielu wysoko postawionych osób, a zwłaszcza dla właścicieli i redakcji słynnego "Financial Timesa".

Iraj Parvizi, syn irańskiego dyplomaty, który uciekł za Zachód przed rewolucją islamską w 1979 roku, jest jednym z pięciu oskarżonych w rozpoczętym w styczniu procesie, który wieńczy dochodzenie o kryptonimie "Tabernula". Financial Conduct Authority, brytyjski odpowiednik Komisji Nadzoru Finansowego, oskarża ich o nielegalne wykorzystywanie niejawnych informacji na temat spółek do osiągania zysku na giełdzie.

Czołową postacią trwającego procesu jest Parvizi, który zeznał przed londyńskim sądem, że nie tylko rozpowszechniał nieprawdziwe pogłoski, by podbić wartość posiadanych przez siebie groszowych akcji, ale także do gry giełdowej wykorzystywał informacje pozyskiwane od zaprzyjaźnionych dziennikarzy "Financial Timesa" i "Daily Mail".

Poufne rozmowy z dziennikarzami

Jak relacjonuje agencja Bloomberg, Parvizi zeznał, że jego najskuteczniejszą metodą działania było wydzwanianie do redakcji brytyjskich gazet i ustalanie na podstawie odbywanych rozmów, o jakich firmach będą pisać nazajutrz. - Jeśli kupię akcje danej firmy dzisiaj, a "Mail" pisze o niej jutro, cena akcji idzie w górę od 2 do 5 proc. - wyjaśnił inwestor w czasie pierwszego dnia przesłuchania.

Parvizi zeznał, że na podstawie rozmów, jakie prowadzili dziennikarze, i pytań, jakie zadawali, był w stanie stwierdzić, o czym będą pisać gazety następnego dnia. - Tak to działa: ja potrzebuję informacji, oni potrzebują informacji - powiedział. - Z jakimkolwiek dziennikarzem byś nie rozmawiał, coś wyczuwasz. Jeśli mówi, że jakiś fundusz węszy wokół jakiejś spółki, wiesz, że jutro będzie o tym artykuł.

Parvizi zeznał, że do jego najbliższych kontaktów należeli: zastępca redaktora naczelnego "Financial Timesa" Paul Murphy oraz inny dziennikarz tej gazety, Neil Hume. Do tego grona zaliczył także Geoffa Fostera, reportera giełdowego "Daily Mail".

Zeznania te wywołały dość nerwową reakcję przedstawicieli "Financial Timesa", którego dziennikarze - jeśli wierzyć Parviziemu - co najmniej nie zachowali wystarczającej ostrożności w rozmowach dotyczących spółek giełdowych.

"FT" zaprzecza, "Daily Mail" nie komentuje

- Nasi dziennikarze nie dają wskazówek uczestnikom rynku - zadeklarowała rzeczniczka "FT" Kristina Eriksson. - Takie zachowanie byłoby nielegalne - dodała. Komentarza odmówił za to rzecznik "Daily Mail" Oliver Lloyd, który stwierdził, że podczas trwającego procesu byłoby to "niestosowne".

W środowym artykule "Financial Timesa" na temat zeznań Iraja Parviziego czytamy, że w sieci jego informatorów byli brokerzy, inni gracze giełdowi, a także dziennikarze, w tym także dwóch z "FT" (nazwiska jednak nie padają). Gazeta podkreśla, że Parvizi - zgodnie z tym, co zeznał - nigdy nie pytał ich, czy dana informacja jest prawdziwa. - Na giełdzie nigdy nie wiadomo, czy ktoś mówi nam prawdę, czy nie - powiedział Parvizi.

W procesie oskarżone są jeszcze cztery inne osoby: były menedżer z Deutche Banku Martyn Dodgson, były broker Andrew "Grant" Harrison z firmy brokerskiej Panmure Gordon & Co., księgowy Andrew Hind oraz trader Benjamin Anderson. Według FCA, Dodgson i Harrison przekazywali niejawne informacje pozostałej trójce oskrażonych.

giełda
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)