Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Zobacz, co się stanie, jeśli Grecy zagłosują za unijnym planem

0
Podziel się:

Jeśli w referendum 5 lipca Grecy przyjmą propozycję międzynarodowych wierzycieli, możliwa jest dymisja rządu premiera Aleksisa Ciprasa - oświadczył minister finansów Grecji Janis Warufakis. W tej sytuacji - dodał - rząd działałby w porozumieniu z następcami.

Zobacz, co się stanie, jeśli Grecy zagłosują za unijnym planem

Jeśli w referendum 5 lipca Grecy przyjmą propozycję międzynarodowych wierzycieli, możliwe jest odejście premiera Aleksisa Ciprasa - oświadczył minister finansów Grecji Janis Warufakis. W tej sytuacji - dodał - rząd działałby w porozumieniu z następcami.

- Możemy podać się do dymisji, jednak zrobimy to w duchu współpracy z tymi, którzy przejmą pałeczkę - powiedział minister w czwartek w wywiadzie dla radia australijskiego. - Uważamy, że werdykt narodu powinien być respektowany - dodał.

Zapewnił także, że "to nie koniec" i po referendum negocjacje z wierzycielami będą trwały dalej.

Według sondażu opublikowanego w środę 46 proc. Greków ma zamiar głosować "nie" w referendum. Jednak, jak zauważa AFP, odsetek ten spadł znacznie od czasu wprowadzenia w Grecji od poniedziałku kontroli przepływu kapitałów. Wcześniej na "nie" zamierzało głosować 57 procent.

Cipras zapowiadał wcześniej, że jego rząd uszanuje decyzję obywateli, jeśli opowiedzą się oni w referendum w sprawie kontynuowania, zgodnie z zaleceniami zagranicznych wierzycieli, długoterminowych oszczędności. Jednak to nie jego gabinet będzie tym, który przeprowadzi te plany oszczędnościowe - podkreślił.

W niedzielę Grecy mają wypowiedzieć się w referendum, czy akceptują warunki kontynuacji międzynarodowego wsparcia, czyli dalsze oszczędności i reformy. Jeśli powiedzą "tak", może to otworzyć drogę do negocjacji nad nowym programem pomocowym. Cipras w środę po raz kolejny wezwał rodaków, aby zagłosowali na "nie".

Co się stanie, jeżeli rzeczywiście dojdzie do najgorszego?

I akt dramatu: Niewypłacalność

Co to oznacza dla Grecji? Warunkiem odblokowania ostatniej transzy pomocy w wysokości aż 7,2 miliarda euro był kompromis w sprawie greckich reform. Brak tych pieniędzy jednoznacznie przesądza, że Grecja nie przeleje 1,6 miliarda euro długu Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Jeden dług spłacany kolejnym nie jest dla Aten niczym nowym. Brak płatności oznacza, że Grecja automatycznie będzie miała status państwa zalegającego z płatnościami.

Nie oznacza to jednak, że Grecja stanie się oficjalnie bankrutem. Agencja ratingowa Fitch poinformowała, że jeśli Ateny nie zapłacą MFW, nie oznacza to automatycznego przyznania greckiemu długowi najniższej oceny oznaczającej niewypłacalność. W podobnym tonie wypowiedziała się agencja Standard & Poor's, argumentując, że ocenia ona tylko zdolność do obsługi zadłużenia wobec prywatnych, komercyjnych wierzycieli.

To nie oznacza, że niewypłacalność po raz kolejny ujdzie Grekom na sucho. Tym razem brak pieniędzy poważnie nadszarpnąłby i tak dramatyczny wizerunek Aten. A na tym straciliby - i to bardzo dużo - głównie Grecy.

Brak porozumienia mógłby wpłynąć na dotychczasowe poczynania Europejskiego Banku Centralnego, który mógłby znacznie ograniczyć swoją pomoc dla greckich banków. Grecy masowo wycofują środki z banków, a to mocno nadwyręża krajowy system finansowy. Jak szacuje JP Morgan, od stycznia z kont pobrano około 44 miliardy euro.

Przy takiej skali wypłat dalsze funkcjonowanie niektórych banków jest możliwe tylko dzięki pożyczkom ze strony banku centralnego, a te z kolei zatwierdza właśnie EBC. Niemiecka prasa już od kilku tygodni donosi, że wśród Rady Prezesów EBC rośnie sprzeciw wobec nieograniczonej pomocy dla greckich banków. Największe zastrzeżenia zgłasza... największy bank Eurosystemu, czyli niemiecki Bundesbank.

Jeżeli do sprzeciwu dołączą się kolejne krajowe banki centralne, sytuacja greckich banków z dramatycznej może stać się katastrofalna. Ewentualne odcięcie ich od pomocowych pożyczek skutkowałoby zamrożeniem kont i kontrolami kapitałowymi. Niewykluczone, że część instytucji finansowych po prostu by tego nie wytrzymała i ogłosiła upadłość. Dla zwykłych Greków oznaczałoby to straty oszczędności całego życia. W końcu trudno oczekiwać, że pozbawiony pieniędzy rząd wziąłby na swoje barki ciężar odszkodowań.

Bieżące długi nie są jednak dla rządu Ciprasa największym problemem. Wierzycieli można długo zwodzić, jednak ogromnym problemem są niepokoje społeczne. W razie braku porozumienia, jak oceniali w niedawnym raporcie ekonomiści firmy analitycznej GaveKal Research, żeby wypłacić pensje i emerytury Ateny musiałyby wprowadzić nową walutę. Dlaczego? Ponieważ na wypłaty w euro nie będzie Grecji już stać. Nowa waluta - najprawdopodobniej słabsza nawet o połowę - dałaby możliwość nie tylko drukowania pieniędzy, ale również spłacenia wewnętrznych zobowiązań. Grecy dostaną zaległe pensje, a z ulic, chociaż na chwilę, znikną zadymiarze.

W dłuższym terminie nie jest to jednak najlepsze rozwiązanie. Siła nabywcza Greków znacznie by się zmniejszyła, gdyby grecki rząd przewalutował pensje, emerytury i oszczędności w bankach na "potencjalnie bezwartościową" walutę krajową. Grecy zubożeliby bardziej, niż w razie spełnienia żądań zagranicznych wierzycieli.

"Rząd, który umyślnie zdecydowałby się skazać ludzi, i tak już przechodzących od pięciu lat trudny okres, na takie straty, z pewnością zostałby wymieniony w przeciągu kilku tygodni, a nawet dni" - napisano w raporcie. W podstawowym scenariuszu zmiana władzy byłaby demokratyczna, ale analitycy nie wykluczają także wojskowego przewrotu po protestach podobnych do wydarzeń na kijowskim Majdanie.

II akt dramatu: Złoty i euro stracą, frankowicze zapłaczą

Ekonomiści uważają, że frank, dolar, jak i euro po oficjalnym bankructwie Grecji zdrożałyby co najmniej o kilkanaście groszy. - Jeżeli we wtorek Grecja nie dogada się z wierzycielami, w środę możemy mieć do czynienia z kolejną przeceną europejskiej waluty w stosunku do dolara. We wtorek rynek walutowy będzie narażony na spore wahania ze względu na ostatni dzień możliwych negocjacji między stronami przed wygaśnięciem obecnego programu pomocowego. W przypadku polskiej waluty, euro będzie oscylowało w okolicy poziomu 4,20 zł z możliwością odchylenia do poziomu 4,22 zł w kolejnych dniach - tłumaczy Przemysław Ławrowski, analityk Money.pl.

Jak to możliwe? Złoty w większości przypadków zachowuje się bardzo podobnie do euro - a nie ma wątpliwości, że greckie kłopoty osłabią wspólnotową walutę. To oznacza z kolei, że w polskich kantorach i bankach kurs dolara i franka wystrzeli w górę. Najbardziej ucierpią na tym oczywiście posiadacze kredytów walutowych, których raty znów urosną. Dla frankowiczów byłby to kolejny w ostatnich miesiącach cios. Niekorzystne prognozy potwierdzają najnowsze doniesienia z rynku walut. Polski złoty od rana osłabia się w stosunku do głównych walut, a frank szwajcarski jest najdroższy od stycznia tego roku.

Gdy Grecy oficjalnie ogłoszą, że budżet świeci pustkami i nie stać ich na wypłatę podstawowych świadczeń, natychmiast zapanuje zamieszanie na rynkach akcji i walut. Inwestorzy w takich sytuacjach szukają bezpiecznych "przystani" dla swoich pieniędzy i rezygnują z aktywów na rynkach wschodzących, a takim właśnie jest nasz rynek. Eksperci uspakajają jednak, że mocne osłabienie nie powinno trwać długo. - Z czasem zacznie zyskiwać na wartości i jeszcze w lipcu odrobi całość strat. Dłuższy może być proces powrotu, do poziomów sprzed zamieszania, kursów walut anglosaskich oraz franka szwajcarskiego - przekonuje Damian Rosiński z domu maklerskiego AFS w swoim komentarzu. Podobne zdanie na temat kłopotów walut ma Piotr Kuczyński, analityk domu inwestycyjnego Xelion.

Przede wszystkim dlatego, że nasze instytucje finansowe nie prowadzą zbyt wielu interesów z greckimi. Dla części polskich firm osłabienie euro to... bardzo dobra informacja. Niższy kurs wzmocniłby europejski eksport - stałby się tańszy, a przez to na światowym rynku konkurencyjny. A to z kolei dla polskich firm, które prowadzą interesy z państwami strefy euro byłaby naprawdę dobra informacja.

Co gdy przewidywania analityków się nie sprawdzą? Na temat negatywnych skutków kryzysu w Grecji wypowiadał się niedawno minister Mateusz Szczurek, który przypomniał, że Polska ma 60 miliardów złotych zapasu płynnościowego w złotych i walutach, co powinno uniknąć spekulacji na kursach.

III akt dramatu: Unia Europejska z problemami, a Rosja wzmocniona

Szef EBC Mario Draghi ostrzega, że Grecja po ogłoszeniu niewypłacalności stanie się "niezbadanym terytorium". Chociaż wydawać by się mogło, że to właśnie Ateny są europejskim koniem trojańskim, to w złej sytuacji gospodarczej jest jeszcze kilka innych krajów południa. Bankructwo Grecji mogłoby się na nich odbić i wywołać prawdziwy efekt domina w całej Wspólnocie. Wprawdzie udział tego kraju w gospodarce Unii Europejskiej jest znikomy i ledwo przekracza 2 proc. wartości PKB Wspólnoty (Polska ma dwukrotnie większy udział), to na pewno potrzebne będzie olbrzymie wsparcie dla krajów, które już teraz z powodu olbrzymich deficytów i zadłużenia z trudem radzą sobie z zachowaniem płynności. Chodzi oczywiście o pozostałe kraje grupy PIIGS, czyli Włochy, Hiszpanię Portugalię i Irlandię. Pompowanie pieniędzy będzie konieczne po to, aby przekonać uczestników rynku, że kraje te są wystarczająco odizolowane od greckiego bankruta.

Piotr Kuczyński przekonuje dodatkowo, że punktem zapalnym w relacjach pomiędzy państwami członkowskimi może być ponowne umorzenie długu Grecji już po wyjściu ze struktur Eurolandu. - Trzeba powiedzieć Hiszpanom, Portugalczykom, Irlandczykom, że wprowadzali plany naprawcze, a mogli zrobić jak Grecy - protestować, negocjować i mieliby umorzone - tłumaczył w rozmowie z Money.pl.

Na świecie są kraje, które mogą bardzo skorzystać na głębokich problemach Wspólnoty. Kryzys w UE jest bacznie obserwowany między innymi przez Rosję i Stany Zjednoczone. Stany Zjednoczone obawiają się, że ewentualne bankructwo Grecji może wepchnąć ten kraj w orbitę Rosji, co dałoby Moskwie wpływ na to należące do NATO państwo i możliwość podsycania wewnętrznych sporów w UE - pisał tydzień temu "Financial Times".

USA dotychczas przyglądały się z boku żmudnym negocjacjom zadłużonej Grecji z wierzycielami, ograniczając się jedynie do okazjonalnych uwag o potencjalnych skutkach gospodarczych greckiej niewypłacalności. Teraz zaczynają się martwić, że w takim wypadku Rosja zyskałaby wpływ na członka NATO i okazję do siania niezgody między europejskimi sojusznikami Waszyngtonu - pisze brytyjski dziennik w komentarzu redakcyjnym.

W sensie geopolitycznym byłby to prezent dla Rosji - zauważa Sebastian Mallaby z think tanku Rada Stosunków Zagranicznych (CFR). - Lepiej, żeby Europa nie musiała radzić sobie z Grecją, która należy do NATO, ale nagle zaczyna nienawidzić Zachodu i przymilać się do Rosji.

Według analityków przywoływanych przez "FT" Waszyngton mniej obawia się, że Rosja pożyczy zadłużonemu krajowi pieniądze, a bardziej że wywołana bankructwem niestabilność gospodarcza pogłębi wśród Greków polityczną wrogość wobec UE, dając Rosji okazję do głębszej interwencji np. na Ukrainie.

IV akt dramatu: Wyzwolenie

- Grecja musi upaść - jak mantrę powtarzają ekonomiści. - Najlepiej, aby nastąpiło to już cztery lata temu - dodaje w rozmowie z Money.pl prof. Witold Orłowski, polski ekonomista i specjalny doradca Komisji Europejskiej ds. budżetu. Jak twierdzi, rząd grecki nie jest wiarygodny i nie próbuje nawet konstruktywnie pracować nad zmianą sytuacji. - Grecja dostała się do strefy euro fałszując statystyki. Od tamtej pory było 110 powodów, aby usunąć ten kraj z unii walutowej. Nie było natomiast mechanizmów - tłumaczy prof. Orłowski.

Analitycy przekonują, że nie będzie zdrowej sytuacji w Grecji bez bankructwa i umorzenia części długu. A to oznacza dla Aten prawdziwe piekło - w sensie gospodarczym i politycznym. - Trzeba się liczyć z falą bankructw nie tylko instytucji finansowych, ale również wielu firm greckich. To spowoduje wzrost bezrobocia. Nieunikniony jest wzrost inflacji - wyliczał dla Money.pl prof. Gomułka. Jak przekonuje ekonomista, konieczne będzie również podniesienie podatków, reforma emerytalna, zamrożenie wzrostu płac i wiele bolesnych reform, które wzmogą niezadowolenie społeczne i protesty. I chociaż to cofnie Grecję w rozwoju o prawie 15 lat, to innej drogi na uzdrowienie sytuacji już nie ma.

Zobacz także:

wiadomości
wiadmomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)