Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|

Afganistan, Irak, Libia - Zachód już dawno się skompromitował, twierdzi Wojciech Jagielski. Jak będzie w Syrii?

0
Podziel się:

Znany reportażysta, świadek wielu wojen mówi o sensie interwencji wojsk zachodnich w Syrii i skutkach wycofania się z Afganistanu.

Wojciech Jagielski
Wojciech Jagielski (Bartosz Krupa/East News)

W swoich książkach najczęściej opisywał zmiany zachodzące w Rosji, na Kaukazie, Zakaukaziu i w Azji Środkowej. Kilkanaście razy odwiedził Afganistan. Efektem tych podróży jest m.in. książka _ Modlitwa o deszcz _, uchodząca za jeden z najlepszych opisów historii i realiów tego kraju. Z czasem obszarem jego zainteresowań stała się również Afryka.* *Znany reportażysta, świadek wielu przewrotów, wojen i przemian politycznych odpowiada na pytania o sens interwencji wojsk zachodnich państw w Syrii, skutki wycofania się z Afganistanu i o bilans korzyści i strat po amerykańskich interwencjach zbrojnych.

Przemysław Ciszak: Do końca miesiąca Amerykanie chcą zakończyć rozmowy z afgańskim rządem w sprawie warunków wycofania wojsk koalicyjnych w 2014 roku. Pan rozpoczął swoje podróże w ten rejon krótko po tym, gdy inna wielka armia opuściła ten kraj. Nie wiele trzeba było czasu, by talibowie pod dowództwem mułły Omara obalili rząd i przejęli władzę. Wojciech Jagielski: Pierwszy raz przyjechałem do Afganistanu na początku lat 90., kiedy mudżahedini wkroczyli do Kabulu porzuconego przez Rosjan. Wojska radzieckie wycofały się w 1988-89 roku, natomiast przez dwa kolejne lata jeszcze wspierały rząd Mohammada Nadżibullaha, nie skąpiąc mu pomocy finansowej. Dopóki ruble napływały, władca Afganistanu utrzymywał wojsko, komendantów i cały aparat, skutecznie odpierając ataki partyzantów. Pozostałby u władzy, gdyby nie kryzys ekonomiczny i to, że upadł Związek Radziecki, a polityka nowej Republiki Rosyjskiej postanowiła przyciąć wydatki na Afganistan. Nieopłacani generałowie opuścili więc Nadżibullaha, przystali do
mudżahedinów i zdobyli Kabul.

Współczesna sytuacja Afganistanu jest podobna?

Jeśli Amerykanie popełnią ten sam błąd, nie dogadają się z prezydentem Karzajem i całkowicie opuszczą kraj, zapominając o afgańskiej misji, to skutkiem będzie to, że i inne państwa zachodnie będą coraz mniej łożyć na ten region. Następcy Karzaja wkrótce zabraknie pieniędzy, aby utrzymać tę potężną armię, którą mu Zachód właśnie buduje, a jego dowódcy uznają, że skoro nie jest gwarantem bezpieczeństwa ani dostatku, to może dojść do powtórki z roku 1992.

Talibowie mogą powrócić do władzy?

Nie wyobrażam sobie, aby któraś z partyzanckich armii spektakularnym rajdem zdobyła Kabul i samodzielnie przejęła władzę. Raczej przewrót dokonać się może za porozumieniem wielu lokalnych komendantów.

*Drugiego mułły Omara nie należy się więc spodziewać? *Nie ma potrzeby, bo choć wciąż nie wiadomo, gdzie przebywa mułła Omar, nadal pozostaje on duchowym przywódcą nie tylko talibów, ale całej afgańskiej partyzantki. Gdyby dzisiaj rzeczywiście taka koalicja partyzancka przejęła władzę w Kabulu, nie wykluczone, że mułła Omar stałby się kimś takim dla Afganistanu, jak Ajatollah Chomeini dla Iranu. Nie pełniłby roli prezydenta ani premiera - zapewne zostałby emirem.

*Skoro wciąż ma takie wpływy, Amerykanie będą musieli się również z nim układać? *Problem, co zrobić z mułłą Omarem, będą mieli wszyscy. Nawet w tym bardziej optymistycznym wariancie, kiedy Karzaj dogaduje się z dowódcami partyzantki, a Amerykanie zawierają z nimi pokój, sytuacja jest kłopotliwa. Przy takich koalicyjnych porozumieniach zwykle dzieli się władzę. Jeśli, zgodnie z przewidywaniami prezydentem zostanie brat Karzaja, to Omar będzie u niego kim? Wicepremierem? Ministrem? Trudno to sobie wyobrazić.


ZOBACZ TAKŻE ##Krzysztof Miller zrobi każde zdjęcie, nawet najbardziej drastyczne. Nie wszystkie mogły ujrzeć światło dzienne

Amerykanie dogadają się z talibami?

Będzie to trudne, ale nie mają wyjścia. Najpierw muszą jednak dogadać się z prezydentem Karzajem, jak długo i na jakich warunkach zostaną w Afganistanie wojskowe bazy koalicji. Dopiero później mogą negocjować z partyzantką.

Tą samą, z którą ponad dekadę temu prowadzili wojnę i której bojowników uznali terrorystami.

Czyż to nie ironia losu? Trzeba było krwawego konfliktu, miliardów dolarów na operacje wojskowe i tak zwane misje stabilizujące, by wrócić do punku wyjścia. Ameryka nic właściwie nie ugrała na tej wojnie, teraz zabiega o to, by politycznie ułożyć się z talibami i ich komendantami. Tak, jakby nie można było podjąć tych prób już wtedy.

Skąd taka siła talibów? Mogłoby się wydawać, że Afgańczycy po latach ich rządów mieli dość tyranii. Czyżby zapomnieli?

Jako radykałowie, nigdy nie mieli szerokiego poparcia. Mimo tego, w regionach, w których siłą przejęli władzę, zaprowadzali surowe porządki. Im jako jedynym udało się odebrać cywilom broń, ukrócili rozboje, napady i samowolę lokalnych watażków. Byli więc dla Afgańczyków mniejszym złem. Ludzie mieli dość gwałtów, chaosu, bezprawia, którego doznawali od dwóch lat. Przyznam, że jedyny moment, kiedy mogłem bezpiecznie wsiąść do autobusu jadącego z Kabulu do Kandaharu i nie obawiać się napadu albo porwania, to był czas, gdy rządzili tam talibowie. Owszem, była to tyrania, klasyczne państwo policyjne. Wprowadzili prawa brutalne i rygorystyczne, ale jednak prawa.

Mogłoby się wydawać, że Amerykanie siłą również zaprowadzili jakiś porządek.

I początkowo generalnie byli witani z radością. Sądzono, że za amerykańskimi czołgami przyjdą amerykańskie dolary. Przecież cały Zachód licytował się, ile da na odbudowę Afganistanu. Obiecywał pomoc i to, że Afganistan już nigdy nie zostanie zdradzony. Po dwóch latach wszyscy zapomnieli jednak o planach i pognali na Irak. Nowa wojna skutecznie odwróciła uwagę i pieniądze od afgańskiej sprawy, a tam zaczęły się odradzać wszelkie plagi: korupcja, nepotyzm. Rząd, który miał przynieść rozwój, pokój i stabilizację, okazał się tak samo skorumpowany jak rządy watażków.

Dopiero co pokonani talibowie, który uciekli do Pakistanu, dostali czas by wylizać się z ran, uzbroić, przegrupować i wrócić do Afganistanu mocni i zdeterminowani. Kiedy w 2006 roku powróciła wojna partyzancka, ludzie zapomnieli, dlaczego pięć lat wcześniej do kraju wkroczyły wojska USA, Francji, Wielkiej Brytanii, Polski oraz Niemiec. Zaczęto dostrzegać w nich właśnie przyczynę niepokojów w okupowanym państwie. Bo przecież, gdyby nie to, że najeźdźcy z Zachodu stacjonują w wiosce, partyzanci nie strzelaliby, nie podkładaliby bomb. Pamiętajmy, że przecież talibowie to Afgańczycy - swoi. Więc by nastał pokój, wystarczy wygnać obce wojska.

No dobrze, ale jest jeszcze Wielka Rada, ona też stawia warunki.

Loja Dżirga to zgromadzenie polityków, duchownych, starszyzny plemiennej, będące najwyższą władzą w kraju. Jednak w rzeczywistości robi to, co powie jej Karzaj. Jeśli on podejmie decyzję, Rada mu przyklaśnie. Mimo swojej pozycji jednak i on nie może robić co mu się podoba. Ma świadomość, że jeśli chce się utrzymać przy władzy, mało tego, skoro na swojego następcę szykuje brata, musi dogadać się talibami. Tylko tak zapewni sobie spokój po wycofaniu się Amerykanów.

Naprędce szkolona armia afgańska poradzi sobie z utrzymaniem porządku w kraju?

Chyba wszyscy mają tego świadomość, że to bardzo ryzykowne. Dlatego też Amerykanie chcą utrzymać w Afganistanie wojskowe bazy po wycofaniu sił międzynarodowych z tego kraju. Karzaj, zasłaniając się Wielką Radą, chce wynegocjować dla siebie najlepsze warunki. W zamian za zgodę na utworzenie amerykańskich baz chce, by rozmieszczeni tam Amerykanie bili się nie tylko z talibami i bojownikami Al-Kaidy, ale także z wojskami każdego z obcych państw, które napadłoby na Afganistan - zwłaszcza Pakistanu.

Amerykanie nie dadzą takich gwarancji.

Oczywiście. Pakistan wciąż pozostaje jednym z najważniejszych sojuszników USA w Azji Południowej. Co innego robić rajd na Pakistan w celu zamordowania wroga numer jeden - Osamy bin Ladena, czyli występować we własnym interesie, a co innego psuć i tak napięte stosunki w obronie znacznie słabszego i mniej znaczącego Afganistanu. Jeśli by się do czegoś takiego zobowiązali, istnieje niebezpieczeństwo, że byliby wykorzystywani przez lokalnych watażków. Z tego samego powodu nigdy też się nie zgodzą, by amerykańscy żołnierze podlegali jurysdykcji afgańskiej, na co nalega Loja Dżirga.

*Tak, jak to było w Iraku? Tam również przed wycofaniem wojsk Amerykanie chcieli pozostawić wojenne bazy. Miały chronić ustanowionego przez nich porządku i być gwarantem stanowienia rządu w Bagdadzie. *Irakijczycy się jednak nie zgodzili, by amerykańscy żołnierze nie podlegali miejscowemu prawu, więc ci wyprowadzili całe swoje wojska. Dlatego dzisiaj ten kraj jest krwawiącą, ropiejącą raną, która infekuje cały Bliski Wschód. Staje się zarzewiem konfliktów między sunnitami a szyitami. Zamachy bombowe są właściwie codziennością. Cała zbrojna inwazja na Irak poszła na marne. Bilans tej wojny jest katastrofalny dla wszystkich stron.

*Mam wrażenie, że jak niemal każdej ostatniej interwencji zbrojnej Ameryki. Przecież Afganistanu też nikt nie nazwie zwycięstwem. *Zadziewające jest to, że zachodni politycy tyle mówią o uczeniu się na błędach, ale i tak zawsze się znajdzie ten cwany, co powie: _ co tam Aleksander Wielki i jego porażka, co tam Brytyjczycy czy Rosjanie, ja to dopiero zrobię porządek z tym Afganistanem i zaprowadzę tam idealne rządy. _ Ostatecznie kończy dokładnie tak, jak jego przednicy, albo w sposób jeszcze bardziej żałosny.


ZOBACZ TAKŻE ##Jerzy Stuhr wyjaśnia, dlaczego jesteśmy skazani na polskie piekiełko. W opluwaniu innych jesteśmy demokratyczni

Syria też jest takim błędem?

Nie mam się za eksperta w sprawach tego regionu, ale można się doszukać pewnych analogii między sytuacją w Syrii, a ostatnią wojną w Libii. Po obaleniu Kaddafiego Libia stała się takim afrykańskim Afganistanem. Pogrążyła się w chaosie, jest znakomitą kryjówką dla wszelkiej maści ugrupowań fundamentalistycznych, terrorystycznych a także przemytniczych, przestępczych. Woja w Mali, a wcześniej zajęcie połowy kraju przez saharyjskich dżihadystów, to oczywisty i bezpośredni rezultat obalenia władzy i rozpadu libijskiego państwa. Ci partyzanci wzbogacili się i uzbroili, grabiąc dawne arsenały Kaddafiego. Obalenie dyktatora i niezaprowadzenie trwałych porządków, akceptowanych przez ludność cywilną, powoduje bezprawie i chaos, które są idealną pożywką dla ugrupowań wykorzystujących narastającą niechęć ranionego wojną narodu do obcych. Naloty, ostrzał z okrętów wojennych mogą doprowadzić do upadku Baszara al-Asada w Syrii, ale co dalej?

Zapewne ustanowienie prozachodniego rządu i próba wprowadzenia demokracji. Sądzi Pan, że to w ogóle możliwe w tym regionie?

Demokracja jest możliwa w każdym regionie. Tylko trzeba brać pod uwagę jego specyfikę i kulturę. Coś, co się przyjmuje w Polsce, niekoniecznie będzie dobre na Syberii, a to, co działa w Ameryce, nie będzie skuteczne w Afryce. Demokracja, która nie liczy się ze specyfiką lokalną, nie jest żadną demokracją, ale kolejną tyranią i fanatyzmem. Afgańczycy od lat mają swoją demokrację, swój skuteczny sposób na wybór przywódców. To są te zgromadzenia plemienne, Loja Dżirgi. Czasem w wyborach przychodzi głosować tylko wódz i w imieniu całej wioski wrzuca do urny karty pięciuset sąsiadów. Mieszkańcy wioski wybrali przywódcę, a między sobą ustalili, na kogo głosować. Wielu z nich uważa za zbędną fatygę i ryzyko, by każdy z wioski wyruszał w kosztowną i często niebezpieczną podróż do lokalu wyborczego tylko po to, by głosować osobno. Po to między innymi wybierają swoich przedstawicieli. Dla nich demokracja w ujęciu zachodnim, z partiami odnoszącymi się do programów gospodarczych i politycznych, odrzucające etniczne
powiązania czy religijne odniesienia jest niezrozumiała. Szybko staje się dla nich przekleństwem i piękną katastrofą.

Nie potrzebują zachodnich zdobyczy i wzorców demokratycznych?

Zachód się dawno skompromitował. Nie może występować w świecie jako moralista, obrońca racji słusznych. Nikt już w to nie wierzy. Przecież wszyscy widzą tę hipokryzję. Zachód toleruje wybory w kraju, w którym zaprowadza demokrację - na przykład w takim Afganistanie - chociaż są one zafałszowane, oszukane i od dawna ustalone. Ale to on je organizuje i to ich demokratyczny przywódca zostaje obrany. Twierdzi, że może nie spełniły one wszystkich warunków, ale generalnie były dobre. Nigdy by nie uznał ich u siebie, ale tam je legitymuje. Jeśli tego samego rodzaju wybory zostają zorganizowane są w kraju mu nieprzychylnym lub wrogim, jak choćby w Zimbabwe, to je podważa, a wybranych w ten sposób przywódców nie tylko nie wpuszcza na salony polityczne, ale karze sankcjami gospodarczymi, albo właśnie obala zbrojnie.

Czym różnił się Saddam Husain od Hosiniego Mubaraka, że Amerykanie popędzili do Iraku, a wspierali wciąż dyktaturę w Egipcie? Broń masowego rażenia? Już wiadomo, że cały świat został oszukany przez Stany Zjednoczone spreparowanymi dowodami. Współpraca z Al-Kaidą? Bzdura, dżihadyści zagrażali Saddamowi, w takim samym stopniu jak nie większym, co Ameryce. Zachód obala po prostu tych, który są mu niewygodni. Dopóki Irak był zaciekłym wrogiem Iranu, był dobry dla USA, cieszył się pomocą i wsparciem. Na Bliskim Wschodzie to jest widziane. Korupcja, którą tak się Zachód brzydzi, uprawiana w Afganistanie oraz w Iraku, jest udziałem na równi przez przyjezdnych z Zachodu, co lokalnych urzędników. Na ludobójstwo w Rwandzie z 1994 roku świat przymykał oko, wymyślając prawnicze terminy, aby tylko nie nazwać tego po imieniu, bo wymagałoby to interwencji.

*Śmierci tysięcy cywilów w Syrii świat również przyglądał się z boku od 2011 roku, nie robiąc niczego. Trzeba było użycia broni chemicznej, by w ogóle zareagował? *
Zachód, a zwłaszcza Ameryka, doświadczona i osłabiona ekonomicznie po bardzo kosztownych wojnach w Afganistanie, Iraku, Libii, nie bardzo chce angażować się w kolejny konflikt. Jednak skoro uważa się za szeryfa strzegącego światowego pokoju, to nie ma wyjścia. O ironio! W czasie, kiedy na przełomie tych ostatnich dwóch lat robiono wszystko, by nie angażować się w wojnę domową w Syrii, w ONZ uchwalono rezolucję, która po raz pierwszy pozwala błękitnym hełmom podejmować działania ofensywne z powodów humanitarnych. Dotąd nie mogły one używać broni, dopóki nie zostały zaatakowane. Teraz, przynajmniej w Kongu, dano im takie prawo, by mogły bronić ludność cywilną. Z jednej strony następuje odmowa zajęcia się Syrią, a z drugiej ONZ uchwala nową koncepcję zbrojną i politykę wojskową. Coś, co bez zastanowienia, przebierając nogami zrobiliśmy w Kosowie, czy 10 lat temu w Iraku, dziś niechętnie realizujemy w Syrii. A dlaczego nie w Korei Północnej, albo jeszcze w innych krajach? Ten brak konsekwencji, wybiórczość
działań, przynosi katastrofalne skutki. Porządek międzynarodowy trzeszczy w szwach i mam wrażenie, że stajemy na kolejnym zakręcie historii.

Czytaj więcej w Menstream.pl
[ ( http://static1.menstream.pl/i/art/228/281060_mhp.jpg ) ] (http://menstream.pl/wiadomosci-reportaze-i-wywiady/zaatakowal-polske-pozniej-tonal-trzy-razy-schleswig-holstein-lezy-w-kraterze-po-meteorycie-i-wciaz-straszy,0,1371454.html#utm_source=money.pl&utm_medium=referral&utm_term=redakcja&utm_campaign=box-podobne) Obalamy mity o słynnym wraku To nie jego pociski spadły na Polskę jako pierwsze w 1939 roku. Schleswig-Holstein nie był też największym ani najlepiej uzbrojonym pancernikiem. Oto cała prawda o nim.
[ ( http://static1.menstream.pl/i/art/215/279255_mhp.jpg ) ] (http://menstream.pl/wiadomosci-reportaze-i-wywiady/tropia-wraki-z-ii-wojny-swiatowej-z-dna-jezior-morskich-glebin-i-bagien-wydobywaja-czolgi-i-samoloty-czy-odnajda-slynnego-karasia,0,1358922.html#utm_source=money.pl&utm_medium=referral&utm_term=redakcja&utm_campaign=box-podobne) Szukają wraku słynnego Karasia Odnalezienie zestrzelonego legendarnego bombowca może okazać się sensacją na skalę międzynarodową.
[ ( http://static1.menstream.pl/i/art/43/277291_mhp.jpg ) ] (http://menstream.pl/wiadomosci-reportaze-i-wywiady/stryczek-z-ludzkich-wlosow-rekawiczki-topielcow-i-sznurowadla-ze-skory-tych-historii-wolalbys-nie-poznac,0,1348360.html#utm_source=money.pl&utm_medium=referral&utm_term=redakcja&utm_campaign=box-podobne) Zrobił stryczek z ludzkich włosów Odkrywamy tajemnice makabrycznego miejsca i śledztw przedwojennego Wrocławia. Tych historii wolałbyś nie poznać.
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)