Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Arabska rewolucja poniosła porażkę? "Jesteśmy bezradni"

0
Podziel się:

- To nauczka, że dyktatorzy powinni być obalani w bardzo przemyślany sposób - mówi Money.pl włoska senator Emma Bonino.

Arabska rewolucja poniosła porażkę? "Jesteśmy bezradni"
(PAP/EPA)
Interwencja w Afganistanie była słuszna, ale decyzja o wysłaniu wojsk do Syrii może mieć tragiczne konsekwencje dla mieszkańców kraju - uważa Emma Bonino, wiceprzewodnicząca włoskiego Senatu i jedna z zarządzających Arab Democracy Foundation. W rozmowie przeprowadzonej podczas Wrocław Global Forum 2012 laureatka Nagrody Wolności tłumaczy ponadto, dlaczego Egipt czeka długa droga do demokracji.

Money.pl: Oczy świata zwrócone są na Grecję, ale 17 czerwca rozstrzygną się też inne, historyczne wybory - Egipt wyłoni prezydenta. Oczekiwania były ogromne, tymczasem już wiemy, że w drugiej turze zmierzą się reprezentant wojskowego reżimu Ahmed Szafik i Mohamed Mursi z Bractwa Muzułmańskiego. Co się stało, że Egipcjanie zaprzepaścili osiągnięcia arabskiej rewolucji?

Emma Bonino: Byłam chyba jedną z nielicznych osób, które spodziewały się takiego wyniku pierwszych wyborów w Egipcie. Byłam wręcz o tym przekonana. Prawdziwym zaskoczeniem jest dla mnie trzecie miejsce lewicowego kandydata Hamdina Sabahi.

Żeby wygrać wybory, potrzeba bazy społecznej i struktur organizacyjnych, które ma Bractwo Muzułmańskie i które mają wojskowi. Najdziwniejszą rzeczą w Egipcie, która moim zdaniem poszła nie tak i która przyczyniła się do obecnej sytuacji, jest fakt, że wybierając prezydenta ludzie nie wiedzą jeszcze, jaką będzie miał on władzę.

Konstytucja jest niegotowa. Egipcjanie nie wiedzą, czy przyjmą model amerykański, w którym prezydent jest faktycznym liderem, przywódcą państwa, czy pójdą w system parlamentarny, taki jak we Włoszech i Niemczech, gdzie prezydent jest mniej lub bardziej symboliczną postacią, a rządzi premier. Mamy tutaj więc dwa delikatne problemy. Jeden to konstytucja, drugi to wybór, przed jakim stanęli Egipcjanie. W tym ostatnim przypadku można mówić o porażce świeckich, liberalnych kandydatów.

Można usłyszeć głosy, że to świadczy o porażce całej arabskiej wiosny, z ust egipskich rewolucjonistów padają wręcz słowa o zdradzie ideałów rewolucji.

Nie zgadzam się z tym, nie jestem aż taką pesymistką. Historia uczy nas, że kiedy kończy się rewolucja, droga do demokracji jest długa i usiana licznymi błędami. Sytuacja w Egipcie pozostaje otwarta. Arabskie przebudzenie się nie skoczyło, choć weszło w bardzo trudny okres, wystarczy wspomnieć Syrię czy Bahrajn. Nadal toczy się konflikt izraelsko-palestyński, cały region wrze. Dostrzegam jednak pozytywny aspekt całej sytuacji.

Byłam ostatnio w Kairze, a mieszkałam tam przez lata, i zmiana, jaką zobaczyłam, jest zadziwiająca. Ludzie dyskutują zapamiętale o polityce. Na ulicach, w kawiarniach, na bazarach, wszędzie. Kiedy mieszkałam w Egipcie, tego typu głosy były bardzo nieśmiałe, o polityce dyskutowało się w domach, w niewielkich grupkach. Teraz stało się coś, czego nie da się już zatrzymać. Ludzie przezwyciężyli strach. Nie boją się krytykować, nie boją się mówić otwarcie.

Martwią mnie jednak brak konstytucji i wpływy Bractwa Muzułmańskiego. Mają większość w parlamencie, jeśli będą mieli też prezydenta, w kraju zabraknie równowagi. Z drugiej strony głosowanie na Szafika może być dla wielu bardzo trudne, bo przypomina on o dawnych czasach.

Problemem opozycji jest jej rozdrobnienie. Brakuje jednego, silnego kandydata.

To był główny błąd rewolucjonistów. Część młodych ludzi nie poszła na wybory, bo nie mogli znaleźć lidera, którego chcieliby poprzeć. Podobny problem miała Tunezja. O miejsce w parlamencie ubiegało się jakieś 60, 70 partii. W efekcie wygrała jedyna o zorganizowanych strukturach.

Wspominała Pani o Syrii. Kolejne państwa wyrzucają ambasadorów tego kraju. Czy należy się spodziewać zbrojnej interwencji, jak to było w przypadku Libii?

Mówiąc otwarcie, mam nadzieję, że nie. Konsekwencje interwencji w Libii są poważne, a cena, jaką płacimy, wysoka. W Syrii jakakolwiek interwencja zbrojna wyrządzi wielkie szkody. Sytuacja tam jest nie do przyjęcia, ale jestem przekonana, że interwencja Zachodu, bez poparcia ONZ - a takiego poparcia nie będzie, bo nie wyrazi go Rosja - uczyni życie w Syrii nie do wytrzymania.

Stajemy wobec sytuacji, w której społeczność międzynarodowa jest bezradna. Mówiąc wprost, nie wiemy, co robić. To nauczka dla nas, że dyktatorzy i dyktatury powinny być obalane w bardzo przemyślany, świadomy sposób. Pamiętam jak kilka lat temu Turcja zdecydowała się na dialog z prezydentem Syrii Baszarem el-Asadem. Teraz sami nie wiedzą, co robić.

Co jest źródłem siły Asada?

To kwestia geopolityczna. Wsparcie Rosji i Iranu z jednej strony, obojętność Chin i innych mocarstw z drugiej. Asadowi pomaga też fakt, że społeczność międzynarodowa jest podzielona.

Czym różni się Syria od Libii, że ta pierwsza nie może się doczekać pomocy? Chodzi o ropę naftową? A może jesteśmy zbyt zajęci własnymi problemami?

Niewątpliwie jest to jeden z powodów. Europa przechodzi teraz bardzo trudny, przełomowy okres. Globalna sytuacja finansowa jest, oględnie mówiąc, trudna, Stany Zjednoczone szykują się do wyborów prezydenckich i mają inne priorytety.

Jednak nie chodzi tylko o kryzys, wiem o czym mówię. Podjąć decyzję o wojnie jest łatwo. Dużo trudniej jest później. Proszę spojrzeć na Irak albo Afganistan. Interwencja w Afganistanie była moim zdaniem słuszna. Ale decydując się na taki krok trzeba mieć świadomość, że się w tym kraju pozostanie kolejnych 10, 15 lat. Uważam, że w Syrii może się ziścić jemeński scenariusz, w którym dyktator został wygnany z kraju. Musimy tylko przekonać Rosję do izolowania Asada.

Czytaj więcej w Money.pl
Koniec stanu wyjątkowego. Po ponad 30 latach Powiadomiły o tym egipskie władze wojskowe, które rządzą krajem od chwili odsunięcia od władzy Hosniego Mubaraka.
Wybory w Egipcie. Oni zdobyli najwięcej Wstępne wyniki głosowania wskazują, że zwyciężyli kandydat Bractwa Muzułmańskiego i ostatni premier obalonego dyktatora.
Wybierali parlament. Zginęły 23 osoby W cieniu walk i protestów w Syrii odbywają wybory parlamentarne. Dla prezydenta Baszara el-Asada są one dowodem na jego gotowość do politycznych reform. Opozycja zbojkotowała głosowanie, nazywając je farsą. W dniu wyborów zginęły 23 osoby.
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)