Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Budowniczy Dworca Centralnego: "Każdy dzień tej budowy był dla nas ogromnym wyzwaniem"

0
Podziel się:

„Pamiętam, jak pewnego dnia, nieoczekiwanie, słyszę pukanie do drzwi. Podchodzę do drzwi i patrzę, a to sekretarz Komitetu Centralnego Stanisław Kania, więc takie wizyty też tutaj były, nie mówiąc o tym, że Departament Inwestycji Ministerstwa Komunikacji dokładnie obserwował prace”. – mówi money.pl Kazimierz Jagiełło, budowniczy Dworca Centralnego.

Budowniczy Dworca Centralnego: "Każdy dzień tej budowy był dla nas ogromnym wyzwaniem"
(Michal Kulakowski/REPORTER)

- Pamiętam, jak pewnego dnia, nieoczekiwanie, słyszę pukanie do drzwi. Podchodzę do drzwi i patrzę, a to sekretarz Komitetu Centralnego Stanisław Kania, więc takie wizyty też tutaj były, nie mówiąc o tym, że Departament Inwestycji Ministerstwa Komunikacji dokładnie obserwował prace - mówi money.pl Kazimierz Zawałło, budowniczy Dworca Centralnego.

Spotykamy się na dworcowej antresoli dokładnie w czterdziestą rocznicę jego wybudowania.

Joanna Skrzypiec, money.pl: Co pan myśli jak tak się rozgląda wokół – że znowu remont?

Kazimierz Zawałło, budowniczy Dworca Centralnego: Jako jeden z budowniczych tego dworca, który 5 grudnia 40 lat temu uczestniczył w jego otwarciu, jestem i zadowolony, i zaszczycony, że ten obiekt mimo upływu czasu nadal dobrze służy warszawiakom oraz podróżnym z całej Polski i Europy. A że remont? Wie pani – to tak jak w życiu każdego człowieka, ale też każdego obiektu, z biegiem czasu potrzeba modernizacji.

Właśnie to widzimy na tej hali głównej...

To, co się tu dzieje, jest też spełnieniem marzeń i zamierzeń głównego architekta, świętej pamięci pana inżyniera Arseniusza Romanowicza, z którym wielokrotnie tutaj w czasie budowy chodziliśmy i rozmawialiśmy, jak wypełnić kubaturę tej ogromnej hali, że tutaj czegoś potrzeba. Ona przytłaczała. Wówczas na to nie było już czasu, bo był ostateczny sztywny termin oddania 5 grudnia 1975 roku i nic więcej nie można było zrobić poza tym, co zrobiliśmy. Plany były wykonywane w ostatnim okresie niemal z dnia na dzień ze względów politycznych, bo był siódmy zjazd partii, ale także społecznych, żeby zaoszczędzić warszawiakom bałaganu wokół dworca. Wymagało to od nas wielkiego wysiłku.

Wojsko wam bardzo pomogło?

Były okresy, że my, kierownicy oddzielnych robót, każdego poranka mieliśmy do dyspozycji kilkuset żołnierzy, szczególnie w tych ostatnich momentach, gdy trzeba było ten teren uporządkować, wtedy gdy nie starczało już sił zwykłych brygad. Pamiętam, że chyba przedostatniego dnia to ja osobiście osiemdziesięciu żołnierzy tutaj zatrudniłem na swoim odcinku, za który byłem odpowiedzialny.

To była bardzo ważna budowa dla ówczesnych władz, mocno wizerunkowa, miał pan jakieś kontrole, wizytacje?

Każdy dzień tej budowy dla nas, budowniczych, był wielkim wyzwaniem. Kontrole oczywiście były – te specjalistyczne i te branżowe, ale też dobrze pamiętam, jak pewnego dnia, nieoczekiwanie, słyszę pukanie do drzwi - a byłem odpowiedzialny za gastronomiczny odcinek dworca - podchodzę do drzwi i patrzę, a to sekretarz Komitetu Centralnego Stanisław Kania, więc takie wizyty też tutaj były, nie mówiąc o tym, że Departament Inwestycji Ministerstwa Komunikacji dokładnie obserwował prace.

Terminy goniły – w siódmym zjeździe partii miał uczestniczyć Leonid Breżniew, to był główny powód?

Między innymi. 5 grudnia był też wyznaczony dlatego, że tu na tej hali miał się odbyć, i zresztą odbył, wielki wiec budowniczych Dworca Centralnego i mieszkańców Warszawy, w którym uczestniczyło nawet dwa tysiące ludzi. W obecności najwyższych władz partyjnych i rządowych, między innymi Edwarda Gierka, Henryka Jabłońskiego i Piotra Jaroszewicza, kierownik budowy obiektu przekazał meldunek w imieniu wszystkich budowniczych o gotowości oddania tego obiektu do eksploatacji.

Prawie połowa kubatury tego dworca to była działalność gastronomiczna. Wszystko dla pasażerów?

To była największa i najnowocześniejsza restauracja nie tylko w Polsce, ale chyba w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Byłem osobiście w jej tworzenie zaangażowany. Założenie było takie, że co dziesiąty użytkownik dworca będzie korzystał z zakładu gastronomicznego, to znaczy, że w ciągu doby ten zakład miał obsłużyć dziesięć tysięcy konsumentów.

Proszę pamiętać, że były to lata siedemdziesiąte. I to były lata dwojakie. Po pierwsze, ten okres gierkowski był otwarciem Polski na Zachód, a z drugiej strony trudności ekonomiczne spowodowały to, że obowiązywały kartki żywnościowe. Każdy pracujący otrzymywał kartkę na mięso wielkości dwa i pół kilograma miesięcznie. Natomiast tutaj zakład gastronomiczny miał pełny wybór dań mięsnych, drobiowych, nie trzeba był oddawać żadnych kartek, więc cieszył się ogromnym powodzeniem nie tylko pasażerów, ale i warszawiaków, przed restauracją ustawiały się kolejki.

W weekendy to tutaj całe rodziny przychodziły na obiady, bo i ceny były bardzo przystępne. Ta gastronomia była też bardzo rozbudowana pod względem nowości technologicznych. Wszystkie urządzenia zostały w zasadzie sprowadzone z Zachodu.

fot. Joanna Skrzypiec | Na zdjęciu Kazimierz Zawałło, budowniczy Dworca Centralnego

To ogromna inwestycja i ogromne koszty?

Bardzo. Ówczesny rząd przeznaczył na to sześć milionów dolarów – tylko na gastronomię. Była to na tamtejsze czasy bardzo duża kwota. Zakupiono te urządzenia w Niemczech, we Francji i w Anglii. Moim zadaniem była, między innymi, koordynacja gastronomicznego zaplecza, znajdowało się ono w podziemiach. Na antresoli, gdzie jest teraz McDonald's, mieściła się restauracja, która do ostatnich chwil swego funkcjonowania cieszyła się powodzeniem. Po drugiej stronie był bar samoobsługowy.

Zupełnie inna gastronomia tu się teraz znajduje. Czuje pan lekki smutek?

Komercjalizację przyjmuję do wiadomości, ale ubolewam. Czuję niedosyt, bo tu była prawdziwa polska kuchnia, ale później zaczęło brakować pieniędzy i kolei, i Warszawskim Restauracjom Dworcowym Wars, które te pomieszczenia od kolei dzierżawiły. I tak dworcowa gastronomia musiała podwoje zamknąć. Zresztą to już były lata, gdy otwierał się rynek i gastronomiczne punkty powstawały wszędzie – kanapki, zapiekanki były na każdym rogu i ludzie w tak dużej liczbie jak wcześniej przestali na dworzec przychodzić.

Mówiliśmy już o politykach i władzy, a mieszkańcy miasta? Cieszyli się tym obiektem? Wtedy, w tamtych latach?

Tak, dworzec został nawet „Misterem Warszawy” roku 75. Tu wszystko było innowacyjne jak na tamte czasy, nie szczędzono środków. Drzwi wejściowe były automatyczne, ale nie na fotokomórkę, jak to mamy teraz, tylko przy wejściu na podłodze leżała mata - po postawieniu na niej nogi drzwi się otwierały. To był bardzo pocieszny widok, gdy dzieci bawiły się na niej niczym na skakance. Doprowadziło to po pewnym czasie do ich uszkodzenia (śmiech). Był też bardzo nowoczesny system klimatyzacji, większość pomieszczeń administracyjnych i technicznych znajduje się na tym dworcu ze względów technologicznych w podziemiach. Zainstalowano bardzo nowoczesny system sterowania pociągami, wybudowano cztery perony o długości czterystu metrów, tak więc bardzo długie. Niestety ze względu na układ dworca względem osi były one zakrzywione i wszystko trzeba było uważniej monitorować.

Wie pani, tak teraz patrzę na ten dworzec i myślę, że on nadal jest w dobrej formie. I mam nadzieję, że będzie jeszcze długo służył, dłużej niż kolejne czterdzieści lat. On jest teraz w wieku średnim, jeśli ludzkimi normami to mierzyć, więc jest jeszcze dużo przed nim.

Ludzie często narzekają, że remonty, złe zmiany, że tu brudno, reklamy zdjęte co prawda, ale za to folia. A pan czuje dumę?

Tak (śmiech). Angażując się w budowę tutaj to my, po pierwsze, byliśmy zaszczyceni, po drugie czuliśmy dużą odpowiedzialność. Zadawaliśmy sobie pytanie: jak to wyjdzie? Jak to warszawiacy przyjmą, jak pasażerowie? I po okresie eksploatacji, pracy i obserwacjach widzę, że dworzec wpisał się w pejzaż Warszawy i warszawiacy polubili go. Zresztą nie tylko oni, generalnie Polacy. Jestem dumny z tego, co widzę. Trwają prace, ten dworzec pięknieje. Zaraz po otwarciu w roku 75. był czyściutki, wszystkie instalacje działały, na każdym peronie były hostessy pomagające podróżnym. Z biegiem czasu to wszystko podupadało, instalacje zaczęły się psuć, nie było części zamiennych ani pieniędzy.

W latach osiemdziesiątych oraz na początku dziewięćdziesiątych kolej zaczęła się zajmować samą sobą. Z jednego przedsiębiorstwa całościowego zaczęła się dzielić i restrukturyzować, powstało prawie sześćdziesiąt spółek. Dworce zaczęły podlegać nowej spółce – Dworce Kolejowe – której wydatki były większe niż przychody, tak więc zaczęło to wszystko schodzić na dziady. Dworzec stał się przytułkiem bezdomnych i niezbyt przyjemne zapachy tu się unosiły. To jest prawda.

Ale w ostatnim okresie ta struktura nieco się zmieniła, kolej wydatkuje większe pieniądze na dworce i między innymi Dworzec Centralny przechodzi modernizację. Ja mam nadzieję, że ta to już będzie na dłuższy okres i że dworzec posłuży jeszcze przez długie lata.

Zobacz także: Zobacz także: Dworzec Centralny ma już 40 lat
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)