Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
tłum. Robert Susło
|

Czy protekcjonizm jest dla nas korzystny?

0
Podziel się:

Rządy obiecują obywatelom ochronę przed globalizacją. Oni chętnie w to wierzą. Ale czy to dla nich dobre?

Czy protekcjonizm jest dla nas korzystny?

Rządy obiecują obywatelom ochronę przed globalizacją. Oni chętnie w to wierzą. Ale czy to dla nich korzystne? O nowym trendzie w polityce gospodarczej Niemiec i innych państw UE pisze szef działu ekonomicznego "Die Zeit" Uwe Jean Heuser.

Wolny rynek? Nigdy w życiu. Niemiecki rząd federalny nie boi się wtrącać do gospodarki. Trwałe wpływy państwa w Airbusie? Inaczej się nie da. Nowe bariery dla inwestorów zagranicznych? Oczywiście. Trzymanie udziałów w Telekom i Die Post? Może musi tak być.ZOBACZ TAKŻE:

Kanclerz Angela Merkel popiera aktywną politykę gospodarczą, która wspomaga rodzimych "europejskich czempionów" środkami publicznymi. I mało kto protestuje. Kanclerz chce rozszerzenia i zwiększenia udziałów pracowników w przedsiębiorstwach dzięki odpowiedniemu funduszowi. Partnerzy koalicyjni już ponaglają.

Globalny powrót interwencjonizmu

Państwo powraca, w Berlinie tak samo jak w Brukseli, w Waszyngtonie czy w Paryżu. Politycy nie muszą już udowadniać odwagi aby domagać się aktywności państwa. Czas, kiedy dyskusja była zabarwiana liberalnymi kłamstwami, już minął. Wahadło kołysze się teraz od rynku w stronę państwa. Ponieważ niezadowolenie z globalizacji jest coraz większe, bez względu na rozwój, politycy chcą pokazać obywatelom, że coś dla nich robią.

Wymówka znajdzie się zawsze. Raz rząd federalny musi przeciwstawić się francuskiemu prezydentowi, raz Gaspromowi, raz pracownikom z Europy Wschodniej. Jednak zagranica jest tylko jednym: wymówką. W rzeczywistości zmiany zachodzą wiele dalej - chęć interwencji sięga także polityki społecznej. Jak w przeciwnym razie rząd mógłby, pod znakiem modernizacji społecznej, nakazywać rodzicom, jak długo muszą oni opiekować się dzieckiem, aby rodzina mogła cieszyć się w pełni dodatkiem rodzinnym.ZOBACZ TAKŻE:

Rządy przekonują, że jest wiele dobrych powodów, by odkryć państwo ponownie. Nie do przyjęcia jest by szefowie sprywatyzowanych koncernów energetycznych w Niemczech wodzili polityków i obywateli za nos. Nie jest dobrze pozwalać na działanie funduszy hedge, bez zobowiązania ich do przejrzystości. Przedsiębiorstwa nie są aniołami – dobrze, że polityka ma znowu odwagę przeciwstawić się gospodarce i wyznacza granice rynkowe dla funkcjonowania konkurencyjności.

Rynkowi wrogowie narodu

Istnieje jednak problem: wraz z dobrym państwem powraca także złe państwo. Praktycznie z dnia na dzień pseudo protekcjonizm zostaje uznany za cnotę. Państwowe fundusze z Bliskiego i Dalekiego Wschodu z kapitałem 2,5 bilionów dolarów zagrażają ostatnio niemieckiemu państwu. Zagrażają? Po pierwsze są to inwestorzy o rosnącym znaczeniu, którzy sprawowali się dotychczas bez zarzutu.ZOBACZ TAKŻE:

Bawaria przeciwna rozszerzeniu Schengen

Daimlerowi nie mogło przytrafić się nic lepszego, niż Kuwejt jako akcjonariusz. Nawet Iran, jako inwestor, wykazał się do tej pory dobrym zachowaniem. A nowe mocarstwo, Chiny, przekazały funduszowi inwestycyjnemu Blackstone pierwszy miliard – w ten sposób nie wywiera się politycznych wpływów.

Kosztowna pomoc państwa

Oczywiście to, że Niemcy jako państwo będą w przyszłości miały coś do powiedzenia w przypadku istotnych ofert przejęcia z zagranicy, nie jest żadnym nieszczęściem. A jeżeli Gazprom chciałby naprawdę wymusić przejęcie E.ON, i tak państwo musiałoby wkroczyć do działań.

Jednak obecna kampania skierowana przeciwko funduszom inwestycyjnym wzmacnia tylko wrogą dla rynku postawę: Możemy was chronić i chronimy was, głosi przesłanie. Mamy z tym do czynienia również przy projekcie transatlantyckiego partnerstwa gospodarczego, które oficjalnie ma ułatwić wymianę pomiędzy USA i Europą, faktycznie jednak ma za zadanie chronić Zachód przed konkurencją z Chin i Indii. Ta forma tworzenia blokad kosztuje więcej dobrobytu niż go przynosi.

Kosztowna dla dobrobytu jest często także polityka gospodarcza w starym stylu. Kiedy państwo chce chronić tzw. przemysł przyszłościowy własnych przedsiębiorstw przed konkurencją ze świata, zwykle się to nie udaje. Francuzi, królowie tej merkantylnej dyscypliny, przeżyli katastrofę, kiedy chcieli stworzyć własny IBM. I kiedy uwiedli partnerów w UE do opracowania, konkurencyjnego dla japońskiego, europejskiego system telewizji wysokiej rozdzielczości HDTV, która jednak została wyprzedzona przez nową technologię. Nawet historia sukcesu Airbusa nie jest wolna od wad: po prostu rządy nie mogą wypuścić na wolność swego dorosłego już dziecka.

Polityka jest mimo wszystko potrzebna

Różnica jest subtelna, jednak istotna: Polityka nie może próbować "kształtowania" globalizacji, o czym jest ostatnio mowa w Berlinie. Polityka może jednak sprawić, że obywatele i przedsiębiorstwa przetrwają w globalizacji.

Bank Światowy udowodnił, że nie chodzi o to, jak duży jest udział państwa w osiągnięciach gospodarki. Duńczycy i Szwedzi radzą sobie doskonale z globalnym współzawodnictwem przy udziałach państwa wynoszących ponad 50 procent, Kanadyjczycy i Szwajcarzy z udziałami poniżej 40 procent.

Nawet w czasach przyśpieszonej globalizacji polityka ma swobodę działania. Gospodarka i obywatele potrzebują bodźców zachęcających do ochrony klimatu a czasem nawet ostrych przepisów. Polityka może również zadbać o więcej sprawiedliwości, bez pozbawiania państwa konkurencyjności. Jeżeli sprzyja się możliwie wielu talentom, zyskuje na tym cała gospodarka narodowa. Jednak płace minimalne nie są jeszcze panaceum na wszystko – jeśli będą za wysokie, zniszczą rynek pracy. I z tego powodu państwo nie stanie się nagle zbawcą gospodarki w każdej sytuacji.

gospodarka
wiadomości
gospodarka polska
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)