Obecnego prezesa NBP - Sławomira Skrzypka i jego poprzednikaLeszka Balcerowiczaróżni wszystko. No, prawie wszystko.
Wiek, wygląd, wykształcenie, doświadczenie, osiągnięcia naukowe, podejście do prowadzenia polityki monetarnej, a także, a może przede wszystkim poglądy na gospodarkę. Okazało się jednak, że niespodziewanie obaj panowie mówią jednym głosem w kwestii, przy której mało kto to się spodziewał takiej jednomyślności - wspomagania przez państwo rodzimych banków środkami publicznymi.
Jeżeli takie podejście w przypadku Sławomira Skrzypka nie dziwi - przecież jego mentorzy, bracia Kaczyńscy, którzy go desygnowali znienacka na to stanowisko od zawsze uważali, że państwo powinno bardzo mocno ingerować w gospodarkę, to taka postawa Leszka Balcerowicza jest - delikatnie rzecz ujmując - bardzo zaskakująca.
Przecież od prawie 20 lat słyszymy od twórcy transformacji systemowej - więcej i szybciej prywatyzować, jak najmniej państwa w gospodarce, rynek sam najlepiej sobie poradzi z kryzysem. I tu nagle taka wolta.
W wywiadzie w TOK FM były prezes NBP nie krył swojego zdziwienia, _ żeminister skarbu do tej pory nie zrobił rzeczy oczywisteji nie zwiększył kapitałów banku PKO BP, który mógłby w ten sposób udzielać więcej kredytów _. Leszek Balcerowicz wierzy, że _ to być może spowodowałoby, że inne banki, które się wahają, widząc, że ich konkurent zwiększa kredytowanie same uczyniłyby to samo _.
Poza wielkim zaskoczeniem, jakie wywołały słowa byłego ministra finansów i wicepremiera, o wiele większe zdziwienie wzbudza naiwność poglądu, że dofinansowanie PKO BP skłoni banki do zwiększenia akcji kredytowej. Szanse na realizację takiego scenariusza są bardzo niewielkie czego przykładem był wcześniejszy wykup przez NBP od banków obligacji.
Pomimo przekazania z tego tytułu do systemu bankowego dodatkowych 8 mld zł, jakoś nie widać, by akcja kredytowa się zwiększyła. Ba, jeszcze bardziej się skurczyła. Banki zapewne zamiast przeznaczać te dodatkowe środki na kredyty najczęściej zainwestowały je w bezpieczne papiery skarbowe, które dają może niewielki, ale pewny zysk.
Jest wielce prawdopodobne, że i w przypadku PKO BP będziemy mięć do czynienia z taką sytuacją. Problemy z udzielaniem kredytów przez największe banki, działające w Polsce nie wynikają bowiem z braku funduszy (na koniec 2008 r. wartość kredytów udzielonych przez PKO BP wyniosła niewiele ponad 101 mld zł, zaś depozytów prawie 103 mld zł; w Pekao SA relacje te kształtowały się na poziomie - 79 do 91 mld zł), ale z ogromnej niepewności co do przyszłości.
Rozumiem więc, że aby nie dopuścić do takiej sytuacji, ktoś z nadania politycznego miałby nadzorować bank, by ten - pomimo negatywnej oceny swoich analityków co do opłacalności i ryzyka danej inwestycji - jednak ją sfinansował.
Takie podejście rodzi jednak nie tylko możliwość poniesienia strat - w tym momencie już przez państwo, a więc przez nas wszystkich - ale również i korupcji. Znając polskie realia znajdzie się wielu chętnych do skorzystania z _ darmowej państwowej _ kasy.
Autor jest dziennikarzem Money.pl