Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
tłum. Robert Susło
|

G8 - skończcie z tym przedstawieniem

0
Podziel się:

Dzisiaj rozpoczną się obrady G8. Zamieszki i polityczne awantury znowu przesłaniają cele spotkania.

G8 - skończcie z tym przedstawieniem
(PAP / EPA)

Dzisiaj rozpoczną się obrady G8. Zamieszki i polityczne awantury znowu przesłaniają cele spotkania. To trzeba zmienić, pisze "Die Zeit".

Trzy powody, dla których spotkanie na szczycie w obecnej formie nie ma sensu, przedstawia Josef Joffe, redaktor naczelny i wydawca tygodnika "Die Zeit".

| Omówią wszystkie problemy świata tego |
| --- |
| Globalne ocieplenie, wojna i głód w Afryce, tym będą zajmować się szefowie rządów i głowy siedmiu najbardziej uprzemysłowionych państw świata i Rosji. Szczyt rozpocznie się wieczorem w Heiligendamm, niemieckim kurorcie nad Bałtykiem. Na trzydniowym spotkaniu będą też omawiane: przyszłość Kosowa, Bliskiego Wschodu, Afganistanu oraz problem programu atomowego Iranu. W programie rozmów nie ma tematu amerykańskiego projektu tarczy antyrakietowej. Jednak, jak poinformował niemiecki rząd, sprawa będzie omawiana podczas spotkań dwustronnych. Oprócz kanclerz Niemiec Angeli Merkel na szczyt przyjechali: prezydent USA George W. Bush, premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, prezydent Francji Nicolas Sarkozy, premier Japonii Shinzo Abe, premier Włoch Romano Prodi, premier Kanady Stephen Harper oraz prezydent Rosji Władimir Putin. Gospodarze - Niemcy - chcą przede wszystkim, by zgromadzeni zajęli się problemem globalnego ocieplenia. W marciu kraje UE zobowiązały się ograniczyć emisję CO2 o jedną piątą do 2020 roku.
Zdaniem Berlina, aby do 2050 roku temperatura na kuli ziemskiej wzrosła o więcej niż o dwa stopnie Celsjusza, należy w tym czasie ograniczyć emisję gazów cieplarnianych o połowę w porównaniu z 1990 rokiem. Najpotężniejsi politycy świata będą obradować w ekskluzywnym hotelu Kempinski. Teren wokół Heiligendamm ogrodzono wysokim na 3,5 metra metalowym płotem. Bezpieczeństwa polityków strzeże 16 tys. policjantów. PAP, bci |

Pierwszy powód to Rostok

G8 i podobne wielkie wydarzenia działają magicznie na politycznych zadymiarzy, zaproszonych uczestników, spokojnych demonstrantów i media. Gdzie indziej można znaleźć się w świetle jupiterów, zwrócić na siebie uwagę całego świata? Problem jest jednak głębszy, niż połamane kości i zniszczone mienie. W ten sposób uwaga skierowana jest na niewłaściwe sprawy.

Dlaczegóż to? Jeżeli dwunastokilometrowy płot, stojący wokół uzdrowiska Heiligendamm fascynuje od tygodni media bardziej niż właściwa praca "konklawe", czyli kierowanie globalizacją, ochrona środowiska, redystrybucja bogactwa pomiędzy Pierwszym a Trzecim Światem, spotkania na szczycie, jak G8, tracą sens i swoją funkcję.

Przedstawienie, polityczny teatr, pcha się na pierwszy plan i przesłania główne wyzwania, jakie niesie ze sobą globalizacja. Hałas po tej stronie sceny zagłusza to, co aktorzy – szefowie państw i szefowie rządów – mają lub powinni mieć do powiedzenia.

Ale nie oszukujmy się: w tym przedstawieniu biorą udział nie tylko zakapturzeni antyglobaliści, którzy znajdują przyjemność w dyskredytacji poważnych demonstrantów-idealistów, siejąc z ich szeregów przemoc i chaos (zresztą z taktyczną błyskotliwością, której mogłaby uczyć się od nich policja). Także dla Merkel, Busha oraz ich kolegów najważniejsze są media - i to jest drugi powód, dla którego w przyszłości nie powinno dojść do takich wielotysięcznych imprez.

Drugi - wszystko pod publiczkę

Na scenie G8 każdy chce być lepszym od innych aktorów, skraść im show. Pojedynek Busha z Merkel na proscenium jest tego świetnym przykładem. Tegoroczna intendentka G8 kanclerz Merkel chciała przekształcić szczyt gospodarki światowej we własny show, zmusić innych do przyjęcia ambitnych celów dotyczących ochrony środowiska.

Ale wtedy, jak deus ex machina, na scenę wyskoczył George W. Bush (kilka dni temu zaproponował nową wersję słynnego protokołu z Kioto, który wygasa w 2012 roku, przyp. Money.pl). "Financial Times" zatytułował to wydarzenie: "Bush In U-Turn on Global Warming".

I rzeczywiście: po raz pierwszy od objęcia urzędu, kiedy to zaraz potem doszło do odrzucenia protokołu z Kioto, Bush wykonał zwrot o 180 stopni. Teraz opowiada się nagle za światowym ograniczeniem emisji CO2.

Zapierający dech zwrot, którego od tak dawna oczekiwaliśmy, czyż nie? Jednak w dramacie, który wymyśliła sobie Merkel, to przeobrażenie Szymona w Piotra stało się niespodziewanie _ casus belli _- pretekstem do wojny. Widać to w nagłówkach niemieckich gazet: "Merkel przeciwko przewodnictwu USA w sprawach ochrony klimatu", zatytułował "Tagesspiegel", "W razie konieczności Merkel gotowa do sporu z Bushem", to Süddeutsche Zeitung.

W ten sposób dramat pojedynku wysunął się na pierwszy plan, znowu kosztem sprawy. Wyobraźmy sobie, że aktorzy nie stoją na scenie w Heiligendamm, przed milionami publiczności na całym świecie. Wyobraźmy sobie, że nie jest to G8 w reżyserii Berlina. Wtedy pytanie nie brzmiałoby: "Kto skradł komu show?", lecz: "Jak my, duże nacje przemysłowe, możemy wykorzystać zwrot Amerykanów?"

Zamiast dąsać się i huczeć pani Merkel w spokojniejszej chwili mogłaby przekuć tę cudowną przemianę na swój własny sukces: "Spójrzcie, jak udało mi się przekonać Busha". Oraz: "Proponuję, by nasi dyplomaci zasiedli zaraz do pracy w spokojnym miejscu, by konsekwentnie zamknąć sprawę".

Zamiast tego, w rozgrzanej atmosferze, mistrzowskie posunięcie prezydenta Busha i gra o władzę jego rywali urosły do rangi właściwego przedstawienia. Czy irytacja pani kanclerz jest przemyślana, czy podczas szczytu w Heiligendamm dojdzie jeszcze do merytorycznego sporu o wyznaczenie celów i sposobów ich realizacji?

Naturalnie Bush zainscenizował to uderzenie, ponieważ zbliżała się magiczna data szczytu G8 i było mu obojętne, że zniszczy w ten sposób koncepcję reżyserską pani kanclerz. Ale wyobraźmy sobie, że Heiligendamm pozostaje tym, czym jest: luksusowym hotelem a nie miejscem koncentracji dla armii ery medialnej.

Wtedy Bush nie musiałby przeprowadzać swego mistrzowskiego posunięcia, a inni nie byliby rozdrażnieni. Wyjaśnienia prezydenta mogłyby rozwijać się drogami dyplomacji – gdzie przyjaciele informują się i radzą się wzajemnie, a nie eliminują zręcznymi manewrami.

Trzeci powód - internet

Od wielu lat podczas tych konklawe nie podejmuje się decyzji, dla których powołano najpierw G7, później G8. Najpierw chodziło o globalne sterowanie koniunkturą, później zakres tematów został poszerzony: globalizacja, pomoc dla krajów rozwijających się, polityka ochrony środowiska.

Wszystko powinno bazować na zaufaniu, spokojnej wymianie poglądów, nieformalnych porozumieniach. To już minęło. Tabor staje się coraz większy, tłumy dziennikarzy liczone są w tysiącach. Płot stał się ważniejszy niż sama sprawa, protest ważniejszy od projektu.

Jednak tematyka jest bardziej aktualna niż kiedykolwiek wcześniej i dlatego propozycja do panów globalizacji: niech wykorzystają do komunikacji twarzą w twarz światłowody. Pojęcie techniczne: Telekonferencja.

Niech w kancelarii każdego z szefów rządu G8 zbierze się przed ekranem LCD nie więcej niż dwóch doradców. W takim półmroku można doskonale ze sobą rozmawiać, negocjować, walczyć o coś. Jest tylko kamera, która ma jedną funkcję: przekazywać obraz do innych uczestników. Minimum show, maksimum merytorycznej rozmowy.

Zróbmy z tego elektronicznego G8 lub GX (z Chinami i Indiami) jedno GX-plus i pozwólmy zabrać głos również krytykom. W ten sposób powstanie więcej światła i mniej upału. Heiligendamm jest passé.

Dr Josef Joffe jest wydawcą i redaktorem naczelnym tygodnika "Die Zeit". Współpracuje z wieloma renomowanymi uczelniami, jest adiunktem w Olin Institute na Uniwersytecie Harvarda. Oryginał artykułu opublikowano na stronach ZEIT online

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)