Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
tłum. Robert Susło
|

Palestyna: Jak zarobić na pokoju

0
Podziel się:

W Palestynie pieniądze rozdziela 1700 organizacji pozarządowych. Pokojowy biznes stał się ważną gałęzią gospodarki, ale też potencjałem dla konfliktów.

Palestyna: Jak zarobić na pokoju
(PAP / EPA)

W Palestynie pieniądze oraz dobre chęci*rozdziela szacunkowo 1700 organizacji pozarządowych. Pokojowy biznes stał się ważną gałęzią gospodarki, ale też potencjałem dla konfliktów, pisze Elisabeth Weydt,reporterka "Die Zeit".*

"Bez dwóch zdań: gdyby konflikt bliskowschodni zażegnano z dnia na dzień, wielu ludzi zostałoby bez pracy". Natasha Arouri śmieje się z paradoksu, że w Zachodniej Jordanii i w Strefie Gazy tak wielu aktywistów pokojowych samodzielnie organizuje sobie miejsce pracy.

Ona sama nie martwi się już o przyszłość swojej pracy. 23-letnia Palestynka założyła niedawno wraz z grupą studentów w Ramallah własną organizację pozarządową: Peace and Freedom Forum. Zdeklarowanym celem organizacji jest przedstawienie "palestyńskiej sprawy" opinii publicznej.

Izraelczycy myślą 50 lat do przodu

Dla Natashy palestyńska sprawa to przede wszystkim liczby. Tylu i tylu wypędzonych, tylu bezrobotnych od czasu budowy muru, tyle i tyle wyciętych drzew oliwkowych, tyle i tyle punktów kontrolnych. "Mur staje się czymś naturalnym. Ludzie zapominają, że wcześniej bywali po drugiej stronie w pracy lub na zakupach. I dlatego podziwiam Izraelczyków. Oni myślą 50 lat do przodu. Palestyńczycy muszą się tego jeszcze nauczyć." Mówiąc to młoda aktywistka nie wygląda na rozgoryczoną, nie brzmi to również cynicznie, lecz zaskakująco pragmatycznie, tak jako chodziło o konkurowanie dwóch przedsiębiorstw.

Swój projekt ma także brat Natashy - Farris. Wraz z siostrą jest przewodniczącym w Peace and Freedom Forum, a pieniądze zarabia w palestyńsko-izraelskim radiu All For Peace Radio w Jerozolimie. Farris jest jednym z niewielu Palestyńczyków, którzy posiadają jeszcze wizę do Izraela. Tak zwane Permits są ważne tylko przez miesiąc. Na przedłużenie nie ma co liczyć, więc na pracę także nie, skarży się 25-latek.

Do roku 2008 Izrael chce znieść wszystkie pozwolenia na pracę dla Palestyńczyków. Dopóki Farris takowe jeszcze ma, potrzebuje na pokonanie około 10 km pomiędzy Ramallah i Jerozolimą czasem półtorej godziny, czasem osiem godzin - w zależności od tego, kto ma służbę na punkcie kontrolnym. Farris czuje się jak obywatel piątej klasy. "Nasz opór tu w Palestynie nie ma podstaw narodowych ani religijnych. Wszystko czego chcemy, to nasze własne państwo, w którym jesteśmy obywateli pierwszej klasy, nie piątej".

Własnemu rządowi Palestyńczycy nie ufają już od dawna. "Dużym błędem byłoby myślenie, że go mamy. Nie mamy rządu, tylko administrację, ale nawet ta nie działa". Khalil Shiha, dyrektor jednej z największych palestyńskich organizacji pozarządowych, nie chce rozmawiać na ten temat. Jego organizacja Agricultural Development Association (PARC), która zatrudnia obecnie 140 pracowników i 12 tys. wolontariuszy, próbuje walczyć z głodem w Zachodniej Jordanii i w Strefie Gazy. PARC wydaje bezpłatne żywności, sprzeciwia się konfiskacie gruntów i przekonuje rolników do prowadzenia gospodarstw przy użyciu energii odnawialnych. W ten sposób Palestyna ma się uniezależnić od izraelskiego importu.

Pokój się naprawdę opłaca

Biznes z pokojem w tle stał się jedną z najbardziej lukratywnych gałęzi gospodarki palestyńskiej. W Zachodniej Jordanii i w Strefie Gazy Peace-Industry zatrudnia obecnie niezliczoną liczbę aktywistów pokojowych i doradców ds. rozwoju oraz dysponuje ogromnymi sumami. W kompleksowym i nieprzejrzystym systemie, państwa, fundacje, kościoły, organizacje pomocy, UE i ONZ zasilają ten kawałek ziemi swoimi pieniędzmi.

Np. Niemcy, jako trzeci co do wielkości sponsor, wsparły władze palestyńskie łączną kwotą wysokości 532 mln euro. Dochodzi do tego pośrednie wsparcie ONZ i UE. Przed bojkotem sama tylko Bruksela przekazywała rządowi palestyńskiemu 350 mln euro rocznie. Kiedy po wygranej Hamasu w ubiegłorocznych wyborach pieniądze przestały płynąć szerokim strumieniem, organizacja pomocy Oxfam obliczyła, że po pięciu miesiącach deficyt wyniósł już jeden miliard dolarów.

Mimo to duża część tych pieniędzy płynie nadal do Palestyny przez organizacje pozarządowe i międzynarodowe. Od roku 1999 produkt krajowy brutto spadł o 38 procent, 66 procent dzieci żyje poniżej granicy ubóstwa, oficjalna liczba bezrobotnych wynosi 23,6 procent. To, że ktoś ma pracę, nie oznacza automatycznie, że ma dochód. Pensje wypłacane są nieregularnie a czasem wcale. Służby publiczne znajdują się w ciągłym strajku. Liczba osób żyjących w biedzie wzrosła od czasu bojkotu o 30 procent. Konflikt pomiędzy Hamasem i Fatah pogorszył jeszcze bardziej sytuację mieszkańców w Strefie Gazy.

W tej sytuacji rozkwita rynek organizacji pozarządowych. Według danych ONZ liczba organizacji pomocy w Palestynie podwoiła się. W grudniu 2006 Bank Światowy opublikował raport na temat roli i osiągnięć palestyńskich organizacji pozarządowych. Wynik nie jest wstrząsający, budzi jednak niepokój: pomoc nie dociera do naprawdę potrzebujących, struktury personalne i kierownicze są mało demokratyczne, wiele do życzenia pozostawia przejrzystość rozdziału pieniędzy.

Według własnych dyrektyw UE wspiera jedynie organizacje pomocy, które opowiadają się za dialogiem. Jednak pieniądze płyną także do organizacji pozarządowych, które otwarcie atakują Izrael i nie reprezentują unijnej polityki, która jest za rozwiązaniem wprowadzającym dwupaństwowość. Dochodziło do wykorzystania finansów unijnych na podręczniki szkolne, które podjudzają przeciwko Izraelowi lub wykorzystania środków przez organizacje pozarządowe, które określają politykę Izraela mianem "etnicznej czystki", jak organizacja Palestinian Center for Human Rights, która w roku 2004 otrzymała od UE prawie 300 tys. euro.

Jeszcze kilka lat temu Samer Kokaly, były bojownik z czasu pierwszej intifady, nawet przy największym zaniedbaniom nie otrzymałby z pewnością żadnych pieniędzy od UE. Kokaly znajdował się nawet na czarnej liście izraelskiego rządu. Tymczasem jego dzisiejsze poprawnie politycznie działania są doceniane i finansowane przez organizacje międzynarodowe. Kokaly organizuje w Beit Sahour niedaleko Betlejem pobyty w Palestynie dla Alternative Tourism Group. Zainteresowani polityką urlopowicze mogą przenocować u rodzin w okolicach Betlejem, rozmawiać z Palestyńczykami i osadnikami i poznać prawdziwe wrażenia z okupacji.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)