Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Przychodnie przetrwają epidemię, ale kosztem pacjentów

0
Podziel się:

Epidemia grypy A(H1N1) nie dobije finansowo przychodni.

Przychodnie przetrwają epidemię, ale kosztem pacjentów
(James Gathany<br>/public domain/cdc.gov)

Epidemia grypy A(H1N1) nie dobije finansowo przychodni. Zapłacą za to chorzy, którzy nie dostaną się do lekarza.

Narodowy Fundusz Zdrowia za pacjentów płaci przychodniom miesięczną stawkę ryczałem. To znaczy, że przychodnia dostaje za pacjenta pieniądze bez względu na to, czy przyjdzie on skorzystać z usług lekarza czy nie.

ZOBACZ TAKŻE:
NFZ nie refunduje leków przeciw grypie.- _ Z punktu widzenia lekarza rodzinnego jako przedsiębiorcy, byłoby najlepiej, gdyby wszyscy byli zdrowi i nikt do niego nie przychodził. Wówczas pieniądze wpłyną, a lekarz ma mało pracy i poniesie tylko koszty stałe związane z funkcjonowaniem swojej placówki _ - wyjaśnia dr Maria Węgrzyn, specjalistka od rynku medycznego z Katedry Finansów Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.

Jak rozlicza się mała przychodnia?

Przepisy pozwalają jednemu lekarzowi rodzinnemu mieć zarejestrowanych maksymalnie 2,5 tysiąca pacjentów. Za każdego NFZ zapłaci mu średnio 8,32 zł miesięcznie, co daje przychody na poziomie 20,8 tys. zł. W okresie małej zachorowalności, taki lekarz przyjmie miesięcznie 40 procent z tej liczby, co daje 6-7 pacjentów na godzinę.

Money.pl założył, że za wynajem lokalu lekarz płaci 4 tys. zł. Do tego zatrudnia jedną pielęgniarkę z pensją 2 tys. zł netto i jedną recepcjonistkę, której płaci 1,5 tys. zł _ na rękę _. W pierwszym przypadku jego całkowity koszt (po opłaceniu ZUS-u i innych podatków)
wyniesie około 3,3 tys. zł, w drugim: 2,5 tys. zł. Do tego dochodzą opłaty za prąd wodę, zakup środków opatrunkowych, dezynfekujących i niektóre badania, za które NFZ nie zwraca pieniędzy. To wydatek około 2 tys. zł. Koszty w naszym przykładzie wyniosą więc w sumie 11,8 tys. zł. Lekarzowi zostaje więc dochód na poziomie 7,6 tys. zł. Po odliczeniu podatku, _ na rękę _ zostanie mu 6156 zł.

Źródło: NFZ

Co się dzieje, jeżeli liczba pacjentów rośnie?

- _ Ostatecznością jest podnoszenie kosztów i zatrudnienie drugiego lekarza. Ten obecny będzie pracował do granic możliwości. To poskutkuje dłuższymi kolejkami _ - ocenia Adam Kozierkiewicz, ekspert rynku medycznego, były pracownik Uniwersytetu Jagiellońskiego. - _ Będzie starał się nie robić badań na własny koszt i odsyłać więcej pacjentów do szpitala. Dzięki temu uniknie podniesienia kosztów swojej działalności _.

Z finansowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia usług w ramach tzw. podstawowej opieki zdrowotnej może korzystać ponad 37,3 mln Polaków.

- _ Warto też zwrócić uwagę na to, że w okresie małej zachorowalności, gdy nie ma dużo pacjentów, to lekarze więcej oszczędzają. Chociaż nie są to ogromne kwoty, to w trudniejszym okresie pozwolą im spokojnie przeżyć _ - podkreśla dr Maria Węgrzyn.

Również sami lekarze, z którymi rozmawiał Money.pl, przyznają, że dopiero podwojenie liczby pacjentów być może zmusiłoby ich do zatrudnienia kogoś do pomocy. Ale nie obawiają się o opłacalność swojego biznesu.

Duzi mają wyższe koszty

Money.pl sprawdził, jak wyglądają koszty prowadzenia działalności w ramach podstawowej opieki zdrowotnej w dużej przychodni, która ma pięć tysięcy pacjentów. Z NFZ dostaje ona średnio 41,6 tys. zł miesięcznie. Koszt zatrudnienia lekarzy i reszty personelu to 29,4 tys. zł. Koszty stałe to 17 tys. zł. W sumie 46,4 tys. zł, co daje 4,8 tys. zł więcej niż przychody z NFZ. Przychodnia rekompensuje sobie więc straty i generuje zyski na opiece prywatnej i współpracy z firmami.

Przedstawiciele dużych przychodni przyznają, że gwałtowny wzrost liczby pacjentów oznaczałby dla nich przede wszystkim konieczność zatrudnienia dodatkowych lekarzy.

- _ W takim przypadku koszty stałe praktycznie się nie zmieniają. Trzeba tylko skupić się na zarządzaniu czasem i ludźmi oraz rozważyć zatrudnienie dodatkowego personelu _ - podkreśla Edyta Karasek.

Jednak zatrudnienie kolejnego lekarza nie jest proste. Nie chodzi tylko o to, że przychodnia będzie musiała wygospodarować pieniądze na jego wynagrodzenie, ale będzie musiała stworzyć mu warunki do pracy, czyli zapewnić wyposażony gabinet. To często jest niemożliwe nie tylko ze względu na koszty, ale wynajmowany lokal nie stwarza możliwości na wygospodarowanie nowego pomieszczenia.

Rozmówcy Money.pl podkreślają jednak, że samo diagnozowanie grypy dla lekarza rodzinnego nie jest drogie. Największym problemem w przypadku _ epidemii _ byłoby znalezienie czasu na obsłużenie tak dużej liczby pacjentów. Bo tych, których obsługują w ramach POZ, z kwitkiem odesłać nie mogą.

| Komentarz |
| --- |
|

Bartosz Chochołowski, Money.pl Praktyki lekarzy rodzinnych to biznes, ale nietypowy. Specyfika polega na tym, że normalny biznesmen może mieć wielu kontrahentów i negocjować z nimi umowy. Lekarz rodzinny jest skazany na NFZ. Negocjacje z tą instytucją kojarzą mi się z wysublimowanymi dialogami Terminatora z T-1000 z filmu _ Terminator II _. Najsłynniejszy kończy się słowami, które obecny gubernator Kalifornii wypowiada do nieco skostniałego Roberta Partica: _ Hasta la vista, baby _. Generalnie system podstawowej opieki zdrowotnej co do idei jest nieźle pomyślany. Masz lekarzu stałą kaskę za swoją trzódkę i twoją rolą jest, aby ta była zadowolona i nie chciała się od ciebie wypisać. Jak zwykle jednak czort siedzi głębiej. Pierwsza słabość systemu jest taka, że nawet jeśli pacjent nie jest zadowolony, to nie ma motywacji, aby zapisać się do innej przychodni, bo skoro wszystkie rzeźbią za te same stawki, to we wszystkich jest podobnie. Druga słabość i
to dużo poważniejsza, objawić się może właśnie w przypadku epidemii. Lekarz - nawet pełen dobrej woli - nie będzie w stanie obsłużyć pacjentów. Nawet pracując po 18 godzin na dobę. I nie ma wyjścia z sytuacji. Nie stać go na zapewnienie wsparcia, a nawet jeśli stać, to nie posadzi kolejnego lekarza na ławeczce w parku w pobliżu przychodni. Ze szpitala pacjent bez skierowania od lekarza pierwszego kontaktu zostanie przegnany. A do tego lekarza będzie mógł się dostać dajmy na to za dziesięć dni. Co ma robić? Wziąć z pracy urlop i leczyć się sam. Jak się doprowadzi to fatalnego stanu, to już dobrze, bo wtedy szpital go przyjmie. Przynajmniej teoretycznie przyjąć musi. Lepiej już nie rozważać, co się stanie, gdy takich wyniszczonych delikwentów będzie więcej i w szpitalach zabraknie miejsc. |

| ŚMIERTELNE ŻNIWO ŚWIŃSKIEJ GRYPY |
| --- |
| W Polsce nie odnotowano do tej pory śmiertelnych przypadków świńskiej grypy, na razie istnieje podejrzenie obecności wirusa u kilku pacjentów. Pod obserwacja pozostają dwie osoby w Łodzi, dwie w Poznaniu, cztery osoby z podejrzeniem nowej grypy trafiły do szpitala w Przemyślu. Liczba zachorowań na świecie rośnie. Liczba zgonów sięga 6200. Tuż za naszą wschodnią granicą, na Ukrainie liczba ofiar przekroczyła 80. W Niemczech odnotowano 5 śmiertelnych przypadków, a za naszą południową granicą, w Czechach jedną. W Unii Europejskiej zmarło 317 osób. Najwięcej ofiar odnotowano w Wielkiej Brytanii - 137. Kolejna jest Hiszpania - 63 ofiary, następnie Francja - 44. Na świecie najwięcej zgonów zanotowano w Brazylii - 1368, na drugim miejscu są Stany Zjednoczone Ameryki - 1004 ofiar, kolejna Argentyna - 593 zmarłe osoby. |

Raport Money.pl
*Koszty grypy? Resort zdrowia ich nie zna! * W ubiegłym roku na szczepienia przeciwko grypie Polacy wydali około 100 mln złotych. Epidemia może nas kosztować ponad dziewięćdziesiąt razy więcej - szacuje Money.pl. Czytaj w Money.pl
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)