Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

"Życie" o karpiu wigilijnym

0
Podziel się:

Karp to kwestia polityczna. Głowy państwa z troską pochylały się nad problemem wigilijnej rybki - piszą w "Życiu" Wojciech Kamiński i Jacek Paprocki, przedstawiając krótką historię wigilijnego karpia w Polsce współczesnej.

Przypominają publikację "Trybuny Ludu" z grudnia 1952 roku, która opisywała, jak to w wyniku działania komisji specjalnej do walki z nadużyciami w handlu, kierownik jednego z warszawskich sklepów trafił do więzienia na 15 miesięcy za "bezprawne wejście w posiadanie kilku ryb karp".
Podejście władz do karpia zmieniało się jednak. Dostarczenie go w odpowiednim momencie na sklepowe lady okazało się w 1961 roku zadaniem godnym przodownika pracy. I tak w grudniowej "Trybunie Ludu" pracownicy rybackich PGR-ów na Mazurach zapewniali, iż na święta ryby nie zabraknie. Załogi zobowiązały się nawet do przedterminowego wykonania planu...
I chociaż 15 lat później za Gierka na półkach pojawiły się zagraniczne towary, polski karp nadal był rarytasem.
Tym razem propaganda uderzyła w patriotyczne tony. Gazety namawiały, by zamiast karpia konsumować śledzie. W ten sposób - wyjaśniano - obywatele będą wspierać polskich rybaków łowiących na Bałtyku.
"Przejściowe trudności" z zaopatrzeniem weszły do tradycji. W końcu śledź także stał się bezcennym towarem.
Stan wojenny, który powstrzymał pochód "Solidarności", zablokował również drogę karpiowi na stoły. A i wyprawy po śledzie stały się niemożliwe.
Trzeba było zmian ustrojowych i Balcerowicza, by karp stał się wolny. Teraz jednak musi walczyć z godnym przeciwnikiem, ze swym kuzynem, karpiem czeskim - ubolewają w "Życiu" Wojciech Kamiński i Jacek Paprocki.

Życie/internet/dabr

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)