Wszystko wskazuje na to, że środowisko - jeden z najbardziej kosztownych rozdziałów negocjacyjnych - zostanie tymczasowo zamknięty już w lipcu, podczas pierwszej rundy rozmów pod przewodnictwem Belgii. Nieoficjalnie wiadomo, że 27 czerwca, jeszcze pod patronatem Szwedów, ma dojść do spotkania grupy roboczej, która wypracuje kompromis w tej sprawie.
Szwedzi, kończący za niecałe dwa tygodnie swoje przewodnictwo w Unii Europejskiej, postanowili rzutem na taśmę choć w części zrealizować plan dotyczący negocjacji w dziedzinie środowiska - wynika z nieoficjalnych informacji. Co prawda, gospodarze ostatniego szczytu UE deklarowali, że zrobią wszystko, by rozmowy zakończyły się do końca czerwca, jednak doszło do niewielkiego poślizgu.
- Otrzymaliśmy od Szwedów sygnały, że możliwe będzie wypracowanie wspólnego stanowiska w tym obszarze przed końcem ich przewodnictwa w Unii - twierdzi jeden z polskich dyplomatów.
Jeszcze w czerwcu ma odbyć się kolejne robocze spotkanie ekspertów, którzy - wyjaśniając sporne kwestie - ostatecznie przygotują rozdział do zamknięcia.
Belgijski problem
Problem terminu zamknięcia negocjacji na temat środowiska tylko z pozoru wygląda błaho. Belgowie, obejmujący po Szwedach przewodnictwo w UE, nie są już takimi orędownikami rozszerzenia, jak Skandynawowie. Również kwestie związane ze środowiskiem mają dla Brukseli nieco inny wymiar, niż dla Szwecji. To mogłoby się odbić na gotowości do współfinansowania przez UE proekologicznych inwestycji w Polsce. Przyczyną obecnych intensywnych prac nad postępem w rozmowach jest również wyznaczenie przez Brukselę dwóch spotkań negocjacyjnych w bardzo długim odstępie czasu - na początku lipca i pod koniec listopada tego roku. Jeśli więc nie udałoby się zamknąć rozdziału w lipcu, to mimo jego przygotowania musiałby on czekać na akceptację niemal przez sześć miesięcy. Przez cały ten czas Polska stawiana byłaby w niekorzystnym świetle, jako kraj odstający od innych państw kandydackich.
Wąż w kieszeni
Według szacunków, w Polsce na inwestycje związane z ochroną środowiska jest przeznaczane około 2 mld zł rocznie. Większość tych wydatków ponoszą coraz bardziej niewydolne finansowo samorządy oraz przedsiębiorcy. Takich sum nigdy nie wydawał żaden kraj Unii. Tymczasem - jak wyliczyło Ministerstwo Środowiska - całość inwestycji związanych z wypełnieniem standardów unijnych szacowana jest aż na 41 mld EUR (140 mld zł).
- Do niedawna suma ta wynosiła 35 mld EUR (120 mld zł). Jednak w tym czasie do przepisów unijnych weszły nowe standardy, które także będziemy musieli spełnić. Dlatego w nowym, zmodyfikowanym stanowisku, nie tylko zredukowaliśmy lub wycofaliśmy się z części wniosków o okresy przejściowe, ale wystąpiliśmy z dwoma nowymi - podkreśla Janusz Radziejowski, wiceminister środowiska, odpowiedzialny za negocjacje z UE w tym obszarze.
Uspokaja on, że wycofanie z wcześniejszych postulatów poprzedziła analiza zasadności ubiegania się o odstępstwa czasowe. Dotyczą one m.in. ochrony wód przed zanieczyszczeniami spowodowanymi przez azotany pochodzenia rolniczego, jakości wód powierzchniowych ujmowanych do produkcji wody do picia, jakości benzyny i olejów napędowych, odpadów (w tym niebezpiecznych), oraz usuwania olejów odpadowych. Jak zapewniają przedstawiciele Ministerstwa Środowiska, wycofanie wniosków o okresy przejściowe nie obciąży bezpośrednio przedsiębiorców.
Długa droga
Zgodnie z oczekiwaniami strony polskiej, najkosztowniejsze procesy dostosowania do wymogów UE zostaną przeprowadzone po przystąpieniu naszego kraju do Unii i w dużym stopniu zostaną sfinansowane z budżetu tej organizacji. Największe wydatki będą dotyczyć poprawy jakości wód (13 mld EUR) i ograniczenia zanieczyszczeń przemysłowych (12,5 mld EUR).
Nie ustapią im nakłady związane z budową kanalizacji zbiorczych oraz oczyszczalni ścieków, zarówno dla aglomeracji, jak i zakładów sektora rolno-spożywczego. W zakresie ograniczenia zanieczyszczeń przemysłowych, nakłady tylko w samym sektorze energetycznym sięgną około 25 mld zł.