Administracja Baracka Obamy tnie pensje członkom zarządów wielkich prywatnych korporacji. Decyzja dotyczy tych firm, które podczas kryzysu skorzystały z wielomiliardowej pomocy rządu federalnego.
Cięcia płac dotyczą 7 amerykańskich firm - Banku Ameryki, AIG, Citibanku, General Motors, GMAC, Chryslera i Chrysler Financial. Koncerny te otrzymały łącznie 250 miliardów dolarów rządowej pomocy.
25 najlepiej opłacanych pracowników każdej z siedmiu firm, które w trakcie kryzysu zostały najsilniej dokapitalizowane pieniędzmi amerykańskich podatników, musi się liczyć w 2009 r. z obniżką poborów o połowę w porównaniu z rokiem ubiegłym.
Spółki te będą również musiały występować do Kennetha Feinberga, pełnomocnika administracji USA ds. wynagrodzeń we wspartych przez rząd firmach, o pozwolenie na przyznanie jakiemukolwiek pracownikowi pozapłacowych dodatków o wartości przekraczającej 25 tys. dol.
Wynagrodzenia w gotówce zostaną ograniczone aż o 90 proc. Częściowo zostanie im to zrekompensowane akcjami, których jednak nie będą mogli od razu sprzedać. Ze sprzedażą swoich udziałów będą musieli czekać od 3 do 5 lat. Rozwiązanie to ma ich skłonić do budowania długofalowego sukcesu firm, którymi kierują.href="http://moto.money.pl/wiadomosci/publikacje/artykul/gm%3Bi%3Bchrysler%3Bdostana%3Bpomoc%3Bod%3Brzadu%3Busa,9,0,411657.html">
Po wprowadzeniu rządowych regulacji, wynagrodzenia członków zarządów 7 korporacji (zarówno w akcjach i gotówce) spadną średnio o połowę.
Decyzje o obniżeniu płac managerów prywatnych firm krytykują zwolennicy wolnego rynku. Cięcia wynagrodzeń popiera jednak większość mieszkańców USA. Amerykanów od dawna bowiem oburzały informacje o milionowych pensjach i nagrodach dla szefów korporacji korzystających z publicznych dotacji.