Kobiety są zaprogramowane na przetrwanie. Przetrwanie siedzi w ich genach od najmłodszych lat kiedy już zaczynają polować na silnego samca który zapewni im byt i z ktorym będą sie czuć bezpieczne. A nieszczęśnik musi stawać na piętach żeby sprostać tym oczekiwaniom. Pnie się po drabinie społecznej, walczy z innymi samcami, poddawany nieustannemu stresowi obowiazku zapewnienia bytu rodzinie i to, szczególnie w "nowych" czasach, na wyższym poziomie materialnym niż Kowalski. I zapomina bajkę O Rybaku i Złotej Rybce bo wiedziałby ze nigdy nie bedzie dosyć. Zona przyglada się temu jak mężuś skraca sobie życie jedynie z umiarkowanym niepokojem. No nie, nie zawsze. Czasami i ze stresem bo przeciez gdyby upolowała Majewskiego to byłaby już ambasadorowa. Głupia byłam. Informuje o tym męża. Mąż rozumie. Zaczyna pić. W pubie spotyka podobnych sobie. Oni też zmarnowali życie swoim żonom i zawiedli również jako ojcowie bo zajęci karierą nie poświęcali czasu dzieciom zwalając ten, jak się okazuje, ciężki i niewdzięczny obowiązek na barki i tak już sfrustrowanych i zmęczonych życiem żon. W pubie lubi sobie pogadać z ambasadorem Majewskim...
Przegrana płeć. Mężczyzni nawet gdyby mogli żyć dlużej nie bardzo wiedzieliby po co?
Mam niejasne przeczucie że my, mężczyzni, jesteśmy poddani mega eksperymentowi socjalnemu w którym ciekawscy socjolodzy postanowili zbadać jak bardzo obniży się długość męskiego życia gdy podda się ich nieustającemu stresowi przez większość ich osobniczego życia.