Jak zwykle kara się pracę a subsydiuje lenistwo, gloryfikuje i czci niepotrzebne masakry i klęski, a zapomina o zwycięstwach - polacy chyba lubują się w byciu pariasami Europy. Gdyby to była zwykła wojna, to dowódcy zostali by rozstrzelani za wysłanie do walki nieprzygotowanych dzieciaków tchórzliwie ukrywających się pośród ludności cywilnej i zniszczenie stolicy kraju, bez widoków na osiągnięcie jakichkolwiek znaczących celów militarnych! (wiedzieli aż za dobrze, że na pomoc sowietów nie ma co liczyć, zresztą czy prosili o nią?) Ale to nie była wojna, lecz powstanie - to patrzymy inaczej i od razu mamy wielki "kult powstania" - i dlaczego warszawskiego, a nie np. suwalskiego? Nie neguję heroizmu walczących (każdy akty głupoty trąci jakimś heroizmem), chętnie podpiszę się pod każdą walką prowadzoną ROZUMNIE, jednak z perspektywy rozsądnego człowieka była to nikomu niepotrzebna krwawa jatka, akt godny terroryzmu i faszyzmu - "nie możemy wygrać, więc niech wszystko zginie razem z nami" - takie myślenie jest mi obce.