Winieckiemu tym razem wydaje się, że przyjdzie ktoś i coś za nas zrobi. Ma to być "ktoś" kto zbuduje u nas "zakłady doświadczalne". Najgorsze w profesorze jest to, że czasem udaje mu się postawić prawidłową diagnozę (tym razem mówiącą o niedorozwiniętym otoczeniu gospodarczym, ja bym dodał - kapitałowym) ale terapie które przepisuje przypominają zwierzenia pensjonariusza domu opieki między herbatką z rumianku a lewatywą.
Jeśli ktoś coś za nas zrobi to wypłaci z banku nasze pieniądze. Sobie oczywiście. Pełnomocnictwo właściwie już ma od Balcerowicza - proroka bez-narodowościowego kapitału.
Koreańczycy z południa tworzyli swoją potęgę ekonomiczną i technologiczną nie oglądając się na "ktosiów" a państwo intensywnie ten proces wspierało a nawet koordynowało.

Wprowadzajcie więcej pozwoleń koncesji licencji , bedzie więcej posad dla p.urzędników i pseudo naukowców .kaska z unii plynie to za szkolenia zasobami ludzkimi i projekty środowiskowe , itp wpadnie do kieszeni. Piekny przykład to bumar - państwowy pasożyt który nawet do Indii nic nie potrafi sprzedać .Kupuje zabytkową elektronikę od żabojadów niekompatybilną do ich wechikułów, a polskie prywatne firmy potrafiłyby to o wiele lepiej zrobić.

Należy raczej zapytać, gdzie Polski Samsung, Embraer, Phillips, Volvo, Bosch, Delphi...

panie Winniecki , jest pan oszustem intelektualnym i nikt juz się pana nie pyta a mało ludzi zauważa.

Nie bez znaczenia jest też obłędna biurokracja.
Wprowadzając nowy produkt firma musi przebrnąć przez obłędną i kosztowną ścieżkę zezwoleń, certyfikatów, homologacji, zaświadczeń o dopuszczeniu do użytkowania i diabli wiedzą jeszcze jakich urzędniczych absurdów.
O ile jest to zrozumiałe w przypadku leków, lub produktów spożywczych (choć ilość chemii w żywności czasem kwalifikuje ją bardziej do trucizny niż żywności), to w przypadku urządzeń technicznych nie związanych np: z komunikacją, wiele tych certyfikatów to zwykły pretekst do wyciągania kasy od przedsiębiorców.