Elon Musk kompletnie odleciał? Oto co napisał w liście z "najlepszą i ostateczną ofertą" za Twittera
Elon Musk zdaje się odpływać, gdyż stwierdził, że w zakupie Twittera "chodzi o przyszłość cywilizacji, nie o zarobek". Miliarder zasadza się na wrogie przejęcie Twittera, co kosztowałoby go 43 mld dol.
Elon Musk został zapytany w wywiadzie, po co wdał się w inwestycyjne zamieszanie wokół Twittera. Przypomnijmy, gdy miliarder ujawnił na początku kwietnia, że ma 9,2 proc. udziałów w spółce, co czyni go największym akcjonariuszem, dostał ofertę wejścia do zarządu Twittera. Już samo to było dużym zaskoczeniem, bo Musk był bardzo aktywnym użytkownikiem, jednak w kontekście samego Twittera ograniczał się głównie do narzekania na jego ułomności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Start rakiety SpaceX Elona Muska. Rozmieści na orbicie 49 satelitów
Miliarder odrzucił ofertę wstąpienia do zarządu, argumentując, że ograniczyłoby to jego akcjonariat i uniemożliwiło przejęcie firmy. Ruch ten jest szeroko komentowany, jako że Musk odpuścił sobie subtelność i próbuje zastosować wrogie przejęcie - procedura zdobycia kontroli nad firmą poprzez zakup akcji bez zgody zarządu.
Mark Cuban, teksański miliarder nazywa to wprost "pogrywaniem" z SEC (amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd), oraz że działy prawnicze wszystkich firm technologicznych wiszą teraz na telefonach, sprawdzając, czy ich też da się wrogo przejąć.
Dlaczego Musk chce kupić Twittera? Dla "przyszłości cywilizacji"
Zapytany o całą tę awanturę Elon Musk odpowiedział, że tu chodzi "o przyszłość cywilizacji". Musk opowiadał, że nie chodzi tu o zarobek, tylko "upewnienie się, że Twitter pozostanie zaufaną platformą dla demokracji".
- Mój silny zmysł intuicji podpowiada mi, że posiadanie publicznej platformy, która jest maksymalnie zaufana i szeroko integrująca, jest niezwykle ważne dla przyszłości cywilizacji - tłumaczył w wywiadzie na scenie konferencji TED.
Wspomniał, że Twittera trapi masa problemów, dlatego jego kod źródłowy powinien być w formule open source - dostępny dla każdego, by każdy mógł wskazywać problemy i dokładać się do rozwiązań. Co się zaś tyczy moderacji owej cywilizacyjnej wolności słowa, Musk ma na to prosty sposób. - Czy ktoś, kogo nie lubisz, może powiedzieć coś, co nie spodoba się tobie? Jeśli tak, to mamy do czynienia z wolnością słowa - odparł najbogatszy człowiek na świecie.
- Myślę, że i tak wszyscy będą nadal za wszystko mnie obwiniać. Jeśli przejmę Twittera i coś pójdzie nie tak, będzie to w 100 proc. moja wina. Myślę, że będzie sporo błędów - dodał.
List Muska do szefa SEC
Jeśli dopnie swego, przed Twitterem rozpocznie się zupełnie nowy rozdział. Musk niejako zapowiedział swoje plany w liście do szefa Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, który cytuje CNN. Zaczął od powtórzenia, że dąży do stworzenia globalnej platformy wolnego słowa.
"Jednak od momentu dokonania inwestycji zdaję sobie sprawę, że w obecnej formie firma nie będzie się rozwijać ani służyć temu społecznemu imperatywowi. Twitter musi zostać przekształcony w firmę prywatną" - czytamy w liście.
Jak dodał, oferuje 54,20 dol. za akcję, czyli nadwyżkę w wysokości 54 proc. w stosunku do dnia poprzedzającego rozpoczęcie inwestycji w Twittera. Razem kosztowałoby go to 43 mld dol. "To moja najlepsza i ostateczna oferta. Jeśli nie zostanie przyjęta, będę musiał ponownie rozważyć moją pozycję jako akcjonariusze. Twitter ma niezwykły potencjał. Ja go uwolnię" - zakończył.
Równolegle miliarderowi grozi proces. Jeden z akcjonariuszy Twittera pozwał go za ukrywanie informacji, na czym mógł w niedozwolony sposób zarobić. Stał się głównym właścicielem spółki i z przekazaniem tej informacji zwlekał dwa razy dłużej, niż przewidują to przepisy, o czym pisaliśmy w money.pl.