Początek na głównych parkietach nie był wprawdzie najlepszy, jednak popyt szybko się przebudził i zaczął ciągnąć indeksy do góry. Krótko po południu nastąpiło wyhamowanie, po czym atmosfera zaczęła się pogarszać. Wyniki spółek, które mają obecnie spory wpływ na rynki nie odbiegały zbytnio od oczekiwań, do czasu gdy bardzo słabe informacje podał Morgan Stanley. Reakcją były nowe minima głównych wskaźników, ale emocje szybko minęły i zaczęło się wyczekiwanie na sesje w USA. Tamtejsi inwestorzy znów pokazali spory optymizm, co na wielu parkietach w Europie dało impuls dla mocniejszych wzrostów, które dotrwały już do końca.
WIG20 otworzył się niewielkim wzrostem, ale choć podaż ściągnęła go poniżej poprzedniego zamknięcia, to nie poszła za ciosem, a byki szybko odzyskały siłę. Tuż przed południem wzrosty sięgnęły okolic 1700 pkt., jednak po naruszeniu tej granicy mocniej zareagowała podaż, a z czasem impulsem dla niej stało się pogorszenie atmosfery w Europie. Indeks opadał coraz niżej, ale pozostał na plusie. Tak jak inne rynki czekaliśmy w konsolidacji na początek za oceanem, a ten okazał się impulsem dla byków i odbicia w końcówce.
Wczoraj byliśmy jednym z mocniejszych rynków w Europie, co jest niewątpliwie pozytywnym elementem, zwłaszcza, że popyt nie oddawał mocniej inicjatywy przez cały dzień. Tym samym oddaliła się groźba testu położonych w pobliżu ważnych wsparć, z których pierwszymi są poziom 1633 pkt. i przebiegająca nieco niżej linia obecnego trendu zwyżkowego. Sesja w USA nie okazała się ostatecznie tak udana, jak zapowiadała się przez większość dnia, co dziś może zdeprymować popyt. O większą poprawę może więc być trudno, choć nie powinno też dojść do głębszej przeceny. Dziś, poza kolejnymi wynikami spółek, na rynek napłynie też sporo danych makro, które mogą powodować większą nerwowość i to one zdecydować mogą o przebiegu sesji zarówno u nas jak i w Europie.
