- To wydarzenie podcina nasze zaufanie. Jestem tu realistą. Bardzo trudno będzie odbudować zaufanie i może się okazać, że dziesiątki milionów złotych, które włożyliśmy w promocję w różnych regionach świata, zostaną zmarnowane i trzeba będzie zaczynać budowanie wizerunku od zera – powiedział Jan Krzysztof Ardanowski. Odniósł się tym samym do materiału "Superwizjera" TVN, w którym dziennikarze ujawnili szokujące praktyki w jednej z ubojni w województwie mazowieckim.
Informowaliśmy, że w poniedziałek do Polski przyjadą inspektorzy, którzy sprawdza m.in., czy polskie władze dostatecznie szybko interweniowały po tym, jak informacje o nieprawidłowościach ujrzały światło dzienne.
- Wizyta została uzgodniona z komisarzami. W takich sytuacjach chcemy, by inspektorzy z innych krajów zobaczyli te działania, które podejmujemy. Nie może być tak, że incydentalne wydarzenie, podłe i dyskwalifikujące, będzie rzutowało na wizerunek polskiej żywności na świecie – powiedział Ardanowski na antenie TVN24.
Przedstawił również propozycję, która może pomóc zapobiec podobnym sytuacjom w przyszłości.
- W ubojniach, gdzie nie ma 24-godzinnej obecności lekarzy weterynarii, trzeba wprowadzić 24-godzinny monitoring. To jest dość logiczne i będzie natychmiast wprowadzane – wyjaśnił.
Uspokoił jednocześnie, że Komisja Europejska nie może wprowadzić zakazu eksportu polskiej wołowiny.
- Nam najbardziej zależy, żeby wyeliminować takie przypadki z rynku, dlatego jest prowadzone postępowanie policyjne - dotyczące właścicieli oraz tych wszystkich, którzy w tym procederze brali udział. Niech nikt nie oczekuje pobłażliwości - zapowiedział Ardanowski.
Polskie mięso na stołach całego świata
Według informatora "Superwizjera" ubój chorych zwierząt to bardzo dochodowy biznes. Czarny rynek ma kwitnąć od lat. Ogłoszenia można znaleźć w internecie - twierdzą dziennikarze. Na jednym "leżaku" (slangowe określenie chorej lub padłej krowy) można zarobić nawet 1 tys. zł, choć najczęściej ubojnie płacą 400-500 zł. Hodowca na uśpienie musi natomiast wydać 500 zł.
Polskie mięso wołowe i jego przetwory docierają w najdalsze zakątki świata. Dane GUS z ubiegłego roku pokazują, że nawet na Komory w pobliżu Madagaskaru, do Hongkongu, Chin i Japonii. Jeśli przyjrzymy się sprawie dokładniej, w Chinach znaleźli się w ubiegłym roku chętni na naszą wołowinę soloną i wędzoną. Ten rodzaj eksportu dopływa również do Komorów, gdzie spożywa się również polskie podroby z wołowiny. Izrael od stycznia do października 2018 kupował w Polsce mięso krowie - głównie mrożone - za 26 mln zł miesięcznie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl