Premier Donald Tusk podejmie decyzję w sprawie ministra sportu Mirosława Drzewieckiego po wtorkowym posiedzeniu Rady Ministrów.
Opozycja domaga się dymisji ministra Drzewieckiego w związku z tak zwaną aferą hazardową.
Donald Tusk oczekuje od ministra Drzewieckiego bardziej szczegółowych wyjaśnień niż te, które złożył on wczoraj na konferencji prasowej. Premier przyznał, że nie wszystkie deklaracje ) szefa resortu sportu są wystarczające.
Minister sportu Mirosław Drzewiecki twierdzi, że nigdy nie proponował wycofania zapisów o dopłatach z gier hazardowych z nowelizacji ustawy o grach losowych. Minister zapewnił, że biznesmen Ryszard Sobiesiak nie prosił go o to, aby resort sportu zrezygnował z dopłat zawartych w projekcie ustawy. Zapewnił, że nie łączy go bliska znajomość z Sobiesiakiem.
Podczas konferencji prasowej Mirosław Drzewiecki powiedział, że nie widzi powodów do dymisji, ale jest do dyspozycji szefa rządu.
Minister sportu przyznał, że poinformował latem ministra finansów, iż pieniądze z dopłat nie są potrzebne na rozbudowę Narodowego Centrum Sportu. Natomiast nie wypowiadał się o dopłatach generalnie.
Według ministra Drzewieckiego, w kwietniu 2008 roku wiceminister finansów Jacek Kapica zwrócił się do niego z pismem czy ministerstwo sportu jest zainteresowane finasowaniem Euro2012 z dopłat do gier losowych. "Wtedy odpowiedzieliśmy, że chcemy finansować Stadion Narodowy z budżetu państwa, ponieważ nie wiadomo, kiedy będą pieniądze z dopłat i w jakiej wysokości" - stwierdził Drzewiecki.
Mirosław Drzewiecki zapewnił, że Zbigniew Chlebowski nie rozmawiał z nim na temat ustawy, a o akcji CBA dowiedział się - jak wszyscy - z mediów:
Według CBA, na zmianach w ustawie o grach hazardowych o które zabiegali lobbyści u polityków PO, budżet państwa mógł stracić 469 mln złotych. Taka kwota miała pochodzić z dopłat nałożonych na firmy hazardowe, ale o skreślenie z projektu zapisu o dopłatach mieli zabiegać biznesmeni z Dolnego Śląska: Ryszard Sobiesiak i Jan Kosek.