3 miliony złotych zarobiły w 2015 roku cztery międzynarodowe agencje ratingowe za wystawianie ocen Polski. Od 2008 roku Ministerstwo Finansów wydało na usługi S&P, Fitch, Moody's i JCR 20 milionów złotych. Za co agencje życzą sobie takie pieniądze? Między innymi za jeden przyjazd do Polski i kilka konferencji telefonicznych.
Jak zarabiają agencje ratingowe? Na życzenie państw i firm opracowują im oceny zdolności spłacania kredytów. To oznacza, że za ostatnią decyzję S&P, którą resort finansów określił jako zdumiewającą, zapłaciło... to samo ministerstwo. Bo za ratingi płacą właśnie oceniani, a inwestorzy dostają je od agencji za darmo.
2 miliony 946 tysiące złotych - tyle w przeliczeniu na złote wydało Ministerstwo Finansów na opracowanie ratingów dla Polski. Stały kontrakt na taką usługę Polska podpisała z czterema firmami - amerykańskimi Fitch, S&P i Moody's oraz japońską firmą Japan Credit Rating Agency. Umowy podpisywane są w różnych walutach - z Amerykanami rozliczamy się w dolarach, japoński kontrakt najprawdopodobniej oparty jest na jenach.
Ile z tego trafiło do S&P, o którym w ostatnim czasie jest najgłośniej? Takich informacji resort już nam nie udostępnił. Jeżeli przyjąć, że "amerykańska wielka trójka" zgarnia z Polski tyle, ile wynosi jej udział na światowych rynkach (trzy amerykańskie firmy kontrolują 85 proc. rynku), to mowa o kontrakcie przynajmniej za 800 tysięcy złotych dla każdej.
To oczywiście nie wszystko, co wspomniane firmy mogą zarobić w Polsce - poza tym za ratingi płacą nasze największe firmy oraz samorządy i miasta. Z usług Fitch korzysta między innymi Białystok. Wysłaliśmy pytania o koszty ratingów do Warszawy, Krakowa i właśnie Białegostoku, jednak do teraz nie uzyskaliśmy wszystkich odpowiedzi. Wiemy, że od 1997 roku Kraków płaci po 25 tysięcy dolarów firmie S&P za opracowanie ratingu.
Co ciekawe - wcale nie trzeba podpisywać umowy, by być ocenionym np. przez S&P. Jak wynika z dokumentów agencji, część materiałów oznaczona jest jako "niezamówiona". Agencja decyduje się na taki krok, jeżeli uzna papiery dłużne jakiegoś kraju za interesujące dla inwestorów.
Warto przyjrzeć się, jak wygląda jednak płatna współpraca agencji z resortem finansów i najprawdopodobniej pozostałymi firmami. Jak usłyszeliśmy w ministerstwie, kontakty obejmują: spotkania podczas bezpośrednich wizyt (jak tłumaczy MF zazwyczaj raz do roku, agencja wskazuje obszary do omówienia, a resort organizuje spotkania z ekspertami - przedstawicielami różnych instytucji), konferencje telefoniczne, podczas których przedstawiciele ministerstw i innych instytucji omawiają zagadnienia zgłoszone wcześniej przez agencję oraz oficjalne pisma i wiadomości elektroniczne.
W ostatnim roku trzy największe światowe agencje odwiedziły Polskę dokładnie raz. Każdy z analityków spędził w Warszawie po dwa dni. Poza tym w ciągu całego roku zorganizowanych zostało 8 konferencji telefonicznych. Po 3 z udziałem analityków Moody's i S&P oraz dwie, na których był przedstawiciel Fitch.
Co istotne - w kontekście ostatniej decyzji S&P o obniżce ratingu Polski - warto przedstawić daty, kiedy do większych spotkań dochodziło.
Agencja | Data wizyty w Polsce | Data konferencji telefonicznej |
---|---|---|
FITCH | 16-17 lipca 2015 | 23 stycznia 2015; 8 stycznia 2016 |
MOODY'S | 8-9 kwietnia 2015 | 9 lutego 2015; 8 maja 2015; 17 grudnia 2015 |
S&P | 2-3 lipca 2015 | 21 stycznia 2015; 12 maja 2015; 17 grudnia 2015 |
Ostatnim bezpośrednim kontaktem z S&P przed wydaniem decyzji o obniżce była konferencja telefoniczna 17 grudnia ubiegłego roku. Na pytania analityka odpowiadali przedstawiciele Ministerstwa Finansów oraz Narodowego Banku Polskiego. Jak dowiedzieliśmy się w ministerstwie finansów - wśród zagadnień zgłoszonych przez agencję S&P "nie było tematów związanych z bieżącą sytuacją polityczną, ani zmianami instytucjonalnymi".
Chcieliśmy skontaktować się z Felixem Winnekensem - głównym analitykiem, który odpowiada za obniżkę naszego ratingu. Drogą mailową przesłaliśmy zestaw pytań, między innymi o to, czy nie uważa za konieczne, by przed obniżką skontaktować się osobiście z władzami ocenianego kraju. Podpytywaliśmy jednocześnie, czy stanowisko resortu jest prawdziwe a ostatni bezpośredni kontakt był 17 grudnia, czyli na tygodnie przez zmianami kadrowymi w Telewizji Polskiej, które zmartwiły agencję. Oprócz tego zapytaliśmy, skąd w takim wypadku autorzy badania brali informacje na temat bieżącej sytuacji w Polsce - z polskich czy zachodnich mediów. Poprosiliśmy o szczegółową listę tytułów.
Odpowiedzi nie uzyskaliśmy, chociaż nasze pytania nie zostały bez echa. W ciągu godziny po wysłaniu wiadomości skontaktowała się z nami agencja PR, która obsługuje S&P w Polsce. Firma nie komentuje kontrowersji związanych z oceną i nie odniesie się do żadnych doniesień. Dostaliśmy w odpowiedzi również spore opracowanie, jak agencja S&P tworzy ratingi.
Analitycy (a jest ich dwóch dla każdego kraju) - zgodnie z dokumentem - biorą pod uwagę głównie pięć czynników. To one stanowią podstawę analizy kredytowej krajów. Bada się:
- efektywność instytucjonalną i zarządzanie oraz zagrożenia dla bezpieczeństwa,
- strukturę gospodarczą i perspektywy wzrostu,
- płynność zewnętrzną i międzynarodową pozycję inwestycyjną,
- sytuację i elastyczność finansów publicznych,
- a także zadłużenie odzwierciedlone w ocenie fiskalnej.
Oprócz tego analitycy badają elastyczność pieniężną.
Gdy analitycy skończą pracę, przedstawiają wstępną ocenę "Komitetowi Ratingowemu", który głosuje nad ostateczną decyzją. To jednak nie kończy procesu. "Aby upewnić się, że informacje dotyczące stanu faktycznego są prawidłowe i czy przypadkowo nie ujawniono informacji poufnych, przed dopuszczeniem go do publicznej wiadomości Standard & Poor's może przekazać emitentowi kopię swego raportu do wglądu" - czytamy w dokumentach agencji. I jak wiemy - faktycznie polskie MF otrzymało taką informację wcześniej. Przesłana przez resort nota korygująca nie miała jednak wpływu na zmianę decyzji.