Trwa ładowanie...
Przejdź na
Stajemy u progu poważnego kryzysu. "Czeka nas fala upadłości"
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|zmod.

Stajemy u progu poważnego kryzysu. "Czeka nas fala upadłości"

(Licencjodawca, Atlas)

- Ceny energii i rosnące koszty komponentów będą przekładać się na kondycję przedsiębiorstw. Obawiam się, że o ograniczeniach, czy nawet wstrzymaniu produkcji, będziemy słyszeć coraz częściej - mówi money.pl Paweł Kisiel, prezes Grupy Atlas. Nie wyklucza, że taka sytuacja może dotyczyć też jego firmy. - Jeszcze przez pewien czas przedsiębiorcy będą walczyli o utrzymanie w rynku, ale koniec 2023 i 2024 rok może oznaczać falę upadłości - prognozuje.

Przemysław Ciszak, money.pl: Czy zaskoczyła pana decyzja Anwilu i Azotów o wstrzymaniu produkcji?

Paweł Kisiel, prezes Grupy Atlas: Decyzja podjęta przez te firmy, które są przecież spółkami kontrolowanymi przez Skarb Państwa, była zaskoczeniem. Do tej pory rząd podtrzymywał narrację, że to właśnie dlatego strategiczne dla gospodarki przedsiębiorstwa muszą być w rękach państwa, aby mogło mieć na nie wpływ i do takich sytuacji nie dopuszczać. Tymczasem podjęta została decyzja, której skutków rząd najwidoczniej nie przewidział.

Braki dwutlenku węgla czy suchego lodu uderzyły między innymi w branżę spożywczą, ale przy okazji zatrzymania produkcji nawozów Azoty ograniczyły również powstawanie melaminy - składnika żywic do płyt drewnopochodnych, klejów, farb i lakierów, co bezpośrednio dotyka pańskiej branży.

Rosnący koszt i ograniczony dostęp do pochodnych melaminy ma faktycznie wpływ na całą branżę. Nadzieję dają informacje z rynku o zapasach przedsiębiorstw, ale problemu nie można bagatelizować. Atlas bezpośrednio tego kryzysu na razie nie odczuł. W swojej produkcji stosujemy bardziej zaawansowane plastyfikatory niż te, które produkowane są w Polsce.

Generalnym problemem w branży chemii budowlanej są koszty surowcowe, które rosną niestety z miesiąca na miesiąc, w tej chwili nawet do kilkunastu procent. A istotne są przecież jeszcze koszty energii, które rządzą się własnymi prawami.

Decyzję o wstrzymaniu produkcji w związku wysokimi cenami energii parę dni temu podjęła również inna duża firma - Cerrad. To jeden z największych producentów płytek ceramicznych w Europie.

W przeciwieństwie do wspomnianych firm azotowych Cerrad nie jest firmą państwową. Jako prywatne przedsiębiorstwo nie może liczyć na bezpośrednią pomoc żadnych instytucji. Musi się zatem kierować rachunkiem ekonomicznym. Jak wszystkie branże, w których udział kosztów energii w produkcji jest wysoki, producenci płytek stają przed poważnym problemem. Decyzja podjęta przez Cerrad nie jest dla mnie zaskoczeniem. Tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę dodatkową kwestię, jaką jest konkurencja na rynku ceramicznym. Firmy polskie, europejskie muszą mierzyć się z producentami z Afryki czy Indii, gdzie koszty pracy i energii są znacznie niższe.

Takie sytuacje będą się powtarzać?

Mam nadzieję, że rząd wyciągnie wnioski i choćby w przypadku spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa będzie wcześniej reagować. Bardziej obawiam się o wstrzymywanie, czy wręcz wygaszenie produkcji w prywatnych firmach. Ceny energii i rosnące koszty komponentów będą przekładać się na kondycję przedsiębiorstw. Obawiam się, że o ograniczeniach czy nawet wstrzymaniu produkcji będziemy słyszeć coraz częściej. To z kolei będzie ciosem dla gospodarki, bo będzie się wiązać ze wzrostem bezrobocia, które w wymiarze społecznym jest elementem destrukcyjnym. To straty na wiele lat i poważny problem, którego nie da się z dnia na dzień rozwiązać.

Istnieje realne ryzyko zatrzymania produkcji części materiałów również w Atlasie?

Nie wykluczam sytuacji, że będzie taka konieczność. Już dziś przygotowujemy się na ewentualne ograniczenia w dostępie do gazu. Zużywany całkiem pokaźne ilości tego surowca w naszych procesach produkcyjnych, zwłaszcza przy wytwarzaniu wyrobów gipsowych i bitumicznych. Mamy również spore zapotrzebowanie na energię elektryczną w naszych kopalniach.

W jaki sposób przygotowujecie się na możliwe problemy z energią?

Staramy się przygotować na różne scenariusze, poprzez dywersyfikację zasilania w energię, jak i dbałość o wysoki stan zapasów. W przypadku jednego z zakładów zasilanie instalacji do kalcynacji gipsu oparliśmy na parze technologicznej, którą kupujemy bezpośrednio z elektrowni. Liczymy, że zimą te elektrownie będą pracować pełną mocą i nam tej pary nie zabraknie.

Osobna i bardzo ważna kwestia to możliwy kryzys na rynku cementowym, który bezpośrednio może się odbić na naszej działalności. Przechowujemy cement w silosach i ze względu na wolumeny produkcji bezpośrednio podajemy go z silosów na linie produkcyjne. Jeśli staną cementownie, nie będziemy w stanie zgromadzić większej ilości surowca niż na tydzień.

Firmy z branży cementowej mówią już wprost o problemie związanym z kosztami energii. Kolejny kryzys właściwie wisi w powietrzu.

I to niestety nie jest jedyny problem branży cementowej, bo czarę goryczy dopełniają też spadający popyt i gwałtowne hamowanie budownictwa. Dopuszczenie do tej sytuacji zarówno w ujęciu gospodarczym, jak i społecznym jest bardzo szkodliwe. Państwo powinno zdecydowanie reagować. Tym bardziej że problem się pogłębia, patrząc na deficyt mieszkań, wzmocniony przez napływ uciekających przed wojną Ukraińców. To wszystko jest pewną spiralą. Już czujemy spowolnienie.

Wzrost kosztów produkcji przełożył się na ceny materiałów. Budowanie jest znacznie droższe.

W naszej branży mamy do czynienia z pewną inercją – rozłożeniem zjawisk w czasie. Na rynek wchodzi jeszcze dość dużo mieszkań budowanych w 2020 i 2021 roku, ale na robotach fundamentowych odnotowujemy już nawet 30 proc. spadków wolumenów. To wkrótce będzie miało swoje konsekwencje w cenach, które i tak już mocno poszły w górę z uwagi na wzrost cen surowców i cen energii. Firmy z branży chemii budowlanej robiły podwyżki, ale i tak były one niższe niż wzrost kosztów wytwarzania. Obawiam się, że wiele firm będzie miało coraz więcej problemów z utrzymaniem rentowności i – niestety – będą zwolnienia. Jeszcze przez pewien czas przedsiębiorcy będą walczyli o utrzymanie w rynku, ale koniec 2023 i 2024 rok może oznaczać falę upadłości.

Problem przekłada się także na zwykłych ludzi. Dziś wielu nie stać na kupno mieszkań, budowę domu, wykończenia czy remonty.

Sytuacja jest znacznie bardziej poważna. Do tej pory rzeczywiście głównym problemem była bariera cenowa przy zakupie domu czy mieszkania oraz nieatrakcyjność kredytów. Dziś coraz częściej pojawia się również problem z wysokimi kosztami najmu. Znam przypadki młodych ludzi, którzy chcieli się usamodzielnić, a okazało się, że po prostu nie stać ich na wynajęcie mieszkania. Stawki najmu windują zarówno wyższe koszty, inflacja, jak i realny brak dostępności lokali przy bardzo wysokim popycie.

Właściciele mieszkań, ekipy budowlane szukają oszczędności. Coraz więcej słyszy się o patologiach budowlanych - wykorzystywaniu niskiej jakości materiałów czy też tanich zamienników. Dostrzega pan ten problem?

Oczywiście, nawet gołym okiem. Gdy spaceruje się po nowo powstałym osiedlu w Warszawie już po jakości położenia elewacji widać niedociągnięcia i fatalne wykonanie. Szczerze mówiąc, aż strach pomyśleć, czego użyto do tego wykonania. Smutnym echem odbija się znane z czasów PRL-u hasło: lej pan wodę, syp piachu, nie szczędź materiału. To przykre, ale na rynku naprawdę pojawiają się dziś dziwne wyroby niespełniające norm, choćby tylko tych podstawowych dotyczących oznakowania. Coraz bardziej brakuje też wykwalifikowanych fachowców. Wielu z nich, zwłaszcza z zachodu naszego kraju, wyjeżdża pracować do Niemiec. Tam popyt na termomodernizację budynków jest znacznie większy, bo też u naszych zachodnich sąsiadów istnieje zdecydowanie wyższa niż u nas świadomość, że termomodernizacja pozwala znacznie ograniczyć zużycie energii. A to staje się dziś kluczowe dla przetrwania kolejnych zim.

No tak, ale tu wracamy do punktu wyjścia. Skoro nie stać nas na wynajem, to skąd wziąć pieniądze na kosztowny remont i termomodernizację?

Potrzebna tu jest ukierunkowana pomoc państwa. Nasze programy związane z termomodernizacją bardzo odbiegają od tych w sąsiednich krajach. Nie mówię już nawet o programie włoskim, który refunduje 110 proc. nakładów, ale choćby u bliskich nam Czechów. W Niemczech za głęboką termomodernizację z wymianą źródeł ciepła można zakwalifikować nakłady w wysokości do 150 tys. euro. W Polsce analogiczny odpis to 53 tys. zł., a to nawet nie jest połowa kosztów robocizny, a co dopiero kosztów materiałowych. Rząd zabrał się za transformację energetyczną od złej strony. Postawił na redukcję emisji CO2 poprzez programy wymiany pieców, podczas gdy należało w pierwszej kolejności zacząć właśnie od przemyślanego, szerokiego wsparcia termomodernizacji.

Nie tylko ludzie liczą na pomoc państwa, biznes również oczekuje uruchomienia tarcz. Niestety to jednak oznacza potężne koszty dla budżetu.

Choć działanie rządu w czasie pandemii krytykowano, to miało ono podstawową zaletę – było szybkie. Przy obecnym kryzysie też liczy się czas. Pomoc potrzebna jest już teraz. Już dzisiaj powinny być tarcze, które będą rozliczone w czasie. Oczywiście nie może być to rozdawnictwo na prawo i lewo, jak to zrobiono z wakacjami kredytowymi. Potrzebna jest pomoc celowana, mechanizmy ochronne w postaci dotacji czy ulg podatkowych. Spektrum możliwości jest duże, ale niezbędny jest przede wszystkim precyzyjny plan działania dla poszczególnych branż. W pierwszej kolejności pomoc powinna objąć firmy energochłonne.

Pomoc to jedno, ale firmy obawiają się również wyłączeń.

Problem w tym, że nikt nie rozmawia z biznesem w sposób otwarty. Już dziś powinna powstać konkretna mapa, które przedsiębiorstwa, w jakiej branży i w jakim przypadku będą wyłączane. Nie może być takiej sytuacji jak z okresu "covidowego", że niemal z dnia na dzień wyłączano rozporządzeniem całe gałęzie gospodarki. Przedsiębiorstwa muszą mieć czas, aby zareagować, by się przygotować. Nie można tak po prostu, z góry na dół, odłączyć im gaz i liczyć, że jakoś to będzie. Dla części przedsiębiorstw wyłączenie produkcji może przecież oznaczać trwałe uszkodzenia i awarie linii technologicznych. Jest późno, ale jeszcze jest czas, aby się przygotować na nadchodzący kryzys.

Rozmawiał Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(176)
WYRÓŻNIONE
witek
2 lata temu
"Polska w ruinie". Jesteście zadowoleni wyborcy PiSu?
Aby do wyboró...
2 lata temu
PIS zarżnął gospodarkę w 7 lat rozdawnictwa i brakiem umiejętności rządzenia. Teraz aby to odwrócić trzeba min 10 lat. POLSKA STAĹA SIĘ BRAKIEM SZANS DLA MŁODYCH LUDZI. POROWNAJCIE SŔEDNIE ZAROBKI DO CENY M2 MIESZKANIA. TRAGEDIA !!!!!
suweren
2 lata temu
Kto utrzyma ciemny lud, gdy przedsiębiorstwa padną? Kaczyński, morawiecki?
NAJNOWSZE KOMENTARZE (176)
śmiech
2 lata temu
Lidl w niemczech ceny podobne, zarobki ponad 4 razy wyższe ! Takie to wstawanie z kolan !
Klopek
2 lata temu
brawo PISIS oni jeszcze zaebią przedsiębiorców podatkami żeby niczego nie było
wuja baton
2 lata temu
Koszmarny bład to zamykanie kopalni przed zrobieniem sobie zapasów węgla przynajmniej na rok,2 lata. 1. Wchodzenie do polityki klimatycznej i jednoczesna 2. sprzedaż praw do emisjii 1.TUSK 2.Morawiecki Ogólnie POPis głupoty.
Podatnik.
2 lata temu
Sprawa jest bardzo prosta , i to trzeba powiedzieć otwarcie. Po prostu rządzić trzeba umieć,a nie pyskować bezmyślnie. A to właśnie robi PIS. Umiejętności rządzenia komuna nie uczyła,a cała wierchuszka PIS , to uczniowie komuny. Skąd więc umiejętność rządzenia, u nich. Od babci klozetowej?
asd
2 lata temu
Ważne, ze spółki Obajtka maja wielkie zyski dojąc Polaków dla pismenów starczy.
...
Następna strona