Pensjonat Willa Marianna, zlokalizowany w Lądku-Zdroju na Dolnym Śląsku, prowadzony jest przez dwie rodziny - siostry Marię i Annę oraz ich mężów Przemka i Jarka, a wraz z nimi mieszka czwórka dzieci. Pensjonat został odziedziczony przez siostry po ojcu i rozbudowany przez lata, stając się popularnym miejscem dla turystów - informuje TVN24.
- Było to zarówno miejsce do życia, jak i źródło dochodów - wyjaśnia Monika, siostrzenica jednego z właścicieli.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Fala powodziowa zabrała im prawie wszystko
W sobotę burmistrz Tomasz Nowicki zaapelował do mieszkańców o ewakuację, ostrzegając przed nadchodzącą powodzią. W niedzielę, po pęknięciu wałów w Stroniu Śląskim, przez miasto przetoczyła się powodziowa fala, niszcząc wszystko na swojej drodze, w tym pensjonat. Anna opisuje, że wszyscy byli zaskoczeni.
Początkowo wyglądało na to, że jedynym problemem będzie zalana piwnica, ale gdy strażacy kazali się ewakuować, nadciągnęła fala powodziowa. Rodzina schroniła się u sąsiada. Anna wspomina w rozmowie z TVN24, że woda zabrała wiele rzeczy, w tym namiot weselny, toalety i wiatę grillową. Dolne piętra pensjonatu, w tym kotłownia, są zalane brudną wodą.
Fala wybiła okna. Wszędzie stoi ta brudna, brązowa woda. Łóżka, tapczany, meble, wszystko nadaje się do wyrzucenia. W jadalni była zabytkowa podłoga, cała jest pod wodą. Zalało kuchnię, kotłownię, nie wiem, w jakim stanie będą piece. Idzie zima, trzeba będzie ten budynek jakoś ogrzać - wymienia pani Anna.
Zniszczone zostały również domy właścicieli. - Brat przesłał mi filmy, nie mogłam uwierzyć, że to jego dom - mówi Anna. Monika dodaje, że rodzina przez długi czas była odcięta od świata, bez prądu i zasięgu telefonicznego. Obecnie wszyscy są bezpieczni.
Jak wskazują siostry, udało się uratować także konie, z których słynął pensjonat. - Konie dostały hipotermii. Bratu udało się je rozmasować na tyle, że wstały, i doprowadzić je do zaprzyjaźnionego miejsca położonego wyżej. U góry zziębnięte koniki przykryto derkami - opowiada w rozmowie z TVN24.
Rodziny czekają na pomoc, gotowe do działania z pompami i agregatami prądotwórczymi, jednak chaos informacyjny i brak kontaktu z bliskimi utrudniają sytuację. - Straty są niewyobrażalne - mówi Monika, podkreślając, że potrzebują dosłownie wszystkiego, nawet wody pitnej.