Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Marcin Łukasik
Marcin Łukasik
|

Susze, powodzie, nawałnice. Przez ekstremalne zjawiska pogodowe Polska traci miliardy

1
Podziel się:

Eksperci z Instytutu Ochrony Środowiska oszacowali, że w latach 2001-2016 Polska straciła 78 mld złotych. To m.in. suma zniszczeń w infrastrukturze i uszkodzeń mienia, wywołanych przez powodzie, nawałnice i susze. Brak adaptacji do zmian klimatu może oznaczać kłopoty dla wielu sektorów, od transportu i energetyki po dostawy żywności.

Ekstremalne zjawiska pogodowe jak powodzie czy susze oznaczają realne straty finansowe.
Ekstremalne zjawiska pogodowe jak powodzie czy susze oznaczają realne straty finansowe. (PAP)

Ekstremalne zjawiska pogodowe od kilku dni szturmują polskie miejscowości. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa dzień w dzień wysyła do obywateli alerty przed ulewnymi deszczami i burzami z gradem. W wielu regionach służby ogłosiły pogotowie przeciwpowodziowe. Największe problemy są w Małopolsce, na Śląsku, Podkarpaciu i Dolnym Śląsku.

Niektórzy zastanawiają się, czy w związku z tym, że ulewy stały się ostatnio częstym elementem naszej rzeczywistości, problem suszy przestał być aktualny. Zdaniem ekspertów z Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa tylko częściowo. "Częściowo", ponieważ o ile w wierzchniej warstwie gleby wody jest sporo, to już głębiej – pomiędzy 30. a 100. cm – nie jest już tak dobrze.

"Nadal występuje duży niedobór wody w glebie zwłaszcza na obszarze Polski północno-zachodniej. Występujące niedobory wody powodują, że susza w dalszym ciągu notowana jest w uprawach zbóż jarych i ozimych, truskawek, krzewów owocowych i w mniejszym stopniu wśród drzew owocowych" - napisał IUNG w ostatnim raporcie.

Zobacz także: Obejrzyj: Czy Polska jest zabezpieczona przed powodzią? "Polder w Raciborzu chroni 2,5 mln Polaków"

- Dużo w mediach słyszymy o problemie powodzi, tymczasem wiele obszarów Polski boryka się z suszą. Ten paradoks wynika z tego, że nasza gospodarka wodna od dziesięcioleci była nastawiona na radzenie sobie z nadmiarem wody i zatrzymywaniem fal wezbraniowych w skali lokalnej. W efekcie kiedyś osuszano wszystko, co się dało. Dziś wiemy, że był to błąd - tłumaczy money.pl hydrolog z Uniwersytetu Warszawskiego dr Jarosław Suchożebrski.

Ekspert dodaje, że jak na dłoni widać, iż systemy melioracyjne po prostu się nie sprawdzają. W czasie ulew woda zamiast zatrzymać się w glebie, spływa prosto do rzek i morza. To kłopot, gdy przychodzi susza i nagle zaczyna brakować wody np. do nawadniania roślin. Jednocześnie systemy melioracyjne wcale nie są pomocne, gdy trzeba walczyć z podtopieniami.

- Tutaj niestety mści się na nas zamiłowanie do kostki Bauma. Woda szybko spływa do rzek, robią się fale wezbraniowe i wtedy następuje powódź - wyjaśnia Suchożebrski.

Tymczasem ekstremalne zjawiska pogodowe – powodzie, podtopienia, nawałnice oraz susze – oznaczają realne straty finansowe, wynoszące do 0,4 proc. PKB. Co więcej, raz na 5 lat pojawiają się ponadprzeciętne skutki finansowe szacowane na poziomie od 0,5 do ponad 1 proc. PKB.

Z badań przeprowadzonych przez Instytut Ochrony Środowiska – Państwowy Instytut Badawczy wynika, że w latach 2001-2016 w konsekwencji zdarzeń ekstremalnych Polska utraciła 78 mld zł. Ponad 20 proc. tej wartości stanowiły straty w infrastrukturze i uszkodzenia mienia na obszarach zurbanizowanych.

- Obserwowane zmiany dotykają w sposób mniej lub bardziej pośredni każdego z nas. Ich negatywne skutki niszczą infrastrukturę i powodują straty w różnych sektorach gospodarki, w tym przede wszystkim w transporcie i w energetyce. Biorąc pod uwagę duże skupienie ludzi, usług i infrastruktury szczególnie narażone na negatywne skutki zmian klimatycznych są obszary miejskie, na których mieszka 60 proc. Polaków - uważa Ewelina Siwiec, specjalista z Zakładu Zintegrowanego Monitoringu Środowiska Instytutu Ochrony Środowiska PIB.

Unia Europejska ostrzega, że szkody wywołane zmianami klimatu mogą przynieść uszczerbek dla bezpieczeństwa żywności czy ekonomicznego wielu mieszkańców. Dlatego eksperci apelują o to, aby przystosowywać się do przewidywanych skutków zmian klimatu. Na czym dokładnie miałaby polegać taka adaptacja? M.in. na podniesieniu poziomu retencyjności, który dziś w Polsce wynosi 6,5 proc.

- Po pierwsze, powinniśmy lepiej wykorzystywać retencję krajobrazową, czyli naturalne sposoby zatrzymywania wody. W małym stopniu wykorzystujemy małą retencję, która byłaby w stanie zatrzymać falę powodziową na terenach wiejskich, a jednocześnie zmagazynować tę wodę. Mówiąc krótko: woda po prostu przecieka nam przez palce - podkreśla dr Jarosław Suchożebrski.

Eksperci mówią wprost: problemy suszy i powodzi nagle nie znikną, więc zanim podniesiemy poziom retencyjności w Polsce, warto zacząć adaptować tę infrastrukturę, którą dysponujemy. Przykład udanej zmiany? Rekultywacja zbiorników wodnych w łódzkim Arturówku, która wpłynęła na poprawę jakości wód czy ograniczenie negatywnych skutków fali wezbraniowej. Szacunki wskazują, że Łódź jest w stanie zaoszczędzić w ten sposób nawet do 37 mln zł rocznie.

Transformacja ma jednak swoją cenę. Już teraz szacuje się, że aby osiągnąć cele wyznaczone obecnie w zakresie klimatu i energii na okres do 2030 r., konieczne będą dodatkowe inwestycje w kwocie 260 mld euro rocznie.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(1)
Karwin
4 lata temu
Wychodzi, że rocznie straty wyniszą 5 mld zł. PKB to obecnie ponad 2 bln zł. Czyli tracimy 0,25% PKB. Da się przeżyć. Na dodatek, jeżeli powodem powodzi są uregulowane rzeki, to dlaczego były powodzie w poprzednich stuleciach, gdy rzeki były nieuregulowane?