Po co Grupa Arche, która wybudowała ok. 7000 domów i mieszkań, dysponuje siecią hoteli - z takimi perełkami jak Zamek Janów Podlaski, Pałac i Folwark Łochów, Cukrownia Żnin - zatrudnia tysiąc osób i melduje się w pięćsetce największych polskich firm, miałaby dostać wsparcie z tarczy antykryzysowej? Nietrudno zrozumieć. Wystarczy się cofnąć w czasie o nieco ponad pół roku.
Jest 13 marca 2020 r. Minister zdrowia ogłasza stan zagrożenia epidemicznego. Polska przywraca ruch graniczny, samoloty zostają uziemione, każdy przybywający do Polski ma przejść kwarantannę. Zaczynają wchodzić w życie obostrzenia dotykające kolejnych sektorów gospodarki. W wielu przypadkach oznacza to zupełny paraliż działalności. I tu wracamy do Władysława Grochowskiego i kierowanej przez niego Grupy Arche. Bo jako firma świadcząca usługi hotelowe i gastronomiczne trafiła w oko cyklonu.
Prezes pisze list
- Działalność hotelowa i gastronomiczna spadła do zera. Niestety nie objęła nas żadna pomoc przewidziana w tarczach, ponieważ jesteśmy dużą firmą. Płaciliśmy wynagrodzenia naszym pracownikom, mimo że pracownicy nie świadczyli pracy, a hotele i restauracje były zamknięte. Obciążały nas ponadto wszystkie daniny publicznoprawne - pisze Grochowski w opublikowanym właśnie liście otwartym, w którym zwraca uwagę na to, w jakiej sytuacji znalazło się jego przedsiębiorstwo.
A sytuacja była niewesoła. Przed epidemią firma rosła w tempie 30 proc. rocznie. Przez 30 lat działalności wypracowała ponad 400 mln zł kapitału własnego. Zatrudniała tysiąc pracowników. Ale to już przeszłość - epidemia obeszła się z nią bezlitośnie.
- Jedyną pomoc, jaką dotychczas otrzymaliśmy, to umorzenie przez gminę Janów Podlaski podatku od nieruchomości za 2 miesiące w wysokości 59 542 złotych. Pozostałe gminy wydają decyzje odmowne lub przedłużają procedurę, wymagając kolejnych dokumentów - wskazuje Grochowski.
Prezes liczył na pożyczkę z Tarczy Finansowej PFR dla dużych przedsiębiorstw. Firma złożyła nawet wstępny wniosek. Ale wtedy okazało się, że pieniądze dla dużych firm owszem, są, ale nie dla tych, które prowadzą działalność deweloperską. Zdaniem Grochowskiego to niesprawiedliwość. - Ja nie prosiłem o żadną jałmużnę, żadną dotację. Tylko o pożyczkę, którą zwrócę - wskazuje Grochowski w rozmowie z money.pl.
O tym, że firmy deweloperskie będą wyłączone z tarczy dla dużych firm, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys poinformował na początku czerwca. Jak wskazał, pomocy nie będą otrzymywać przedsiębiorstwa z sektora usług finansowych, np. banki, instytucje pożyczkowe czy fundusze. Natomiast drugą grupą firm mają być te działające na rynku nieruchomości komercyjnych, deweloperzy.
Zapytaliśmy PFR, dlaczego firmy deweloperskie nie mogą liczyć na wsparcie. - Działalność firm deweloperskich, zwłaszcza komercyjnych, polega na posiadaniu nieruchomości, które nie straciły na wartości w ciągu jednego–dwóch miesięcy trwania lockdownu. Innymi słowy, specyfika działalności jest inna niż firm usługowych czy produkcyjnych. Z uwagi na odmienną specyfikę tych branż sektor finansowy i deweloperski jest wyłączony z programu tarczy finansowej PFR - przekazał money.pl Michał Witkowski z Funduszu.
- Arche oczywiście nie upadnie, przeżyje, ale zwolni tempo wzrostu i inwestowania, a tym samym nie zapłaci w okresie najbliższych 5 lat co najmniej 100 mln zł większych podatków, nie zatrudni kolejnego tysiąca pracowników, nie da zleceń setkom podwykonawców i kontrahentów. Nie jest to w interesie państwa, społeczeństwa i firmy - wskazuje z kolei w swoim liście otwartym Grochowski.
"Już zaczynałem przysypiać"
Pytam Grochowskiego, na co liczył, publikując ten list. Chyba nie na to, że Polski Fundusz Rozwoju zmieni pod jego wpływem kryteria udzielania wsparcia z tarczy dla dużych firm. - Chciałem się podzielić spostrzeżeniami. Że nie zawsze ta tarcza trafia tam, gdzie jej rzeczywiście potrzeba - odpowiada biznesmen.
I co teraz, kiedy perspektywy na 100 mln zł pożyczki z PFR się rozpłynęły, a na kredyt z banku też trudno liczyć? - Musieliśmy wykonać krok w tył. A nawet kilka kroków - wzdycha Grochowski. - Musiałem zwolnić 200 osób. I szukamy nowego sposobu na hotelarstwo. To zajmie trochę czasu, ale nie ma innej możliwości - mówi.
- Nigdy nie spodziewałem się, że zostanę producentem - dodaje. Jego firma zaczęła inwestować w produkcję prefabrykatów umożliwiających szybkie i tanie budowanie. Linia technologiczna jest gotowa. Do tego grupa mocno stawia teraz na gastronomię. Oferta zgodna z nowymi trendami - zdrowo i mało mięsa.
- Wie pani, ja to się nawet cieszę, że nie dostaliśmy pieniędzy z tej całej tarczy - mówi nagle. - Dlaczego? - dziwię się. - Bo jak ktoś coś dostaje za nic, to się rozleniwia. Ja już od kilku lat jestem na emeryturze. I zaczynałem powoli przysypiać. A tak, to znów czuję się jak 30 lat temu. Znów muszę walczyć. A przysypiać będą ci, co dostali jakieś wsparcie - ożywia się.
Biznesmen jednak widzi zasadniczą różnicę między dzisiejszą sytuacją, a tą sprzed 30 lat. - Wtedy wszystko można było załatwić na skróty. Teraz to już niemożliwe. Są procedury, których nie można przeskoczyć. Teraz to nie pieniądze, a biurokracja jest problemem - podsumowuje.