Tusk chce wskazywać komisarzy w gminach. Odkręci niedawną zmianę?
Szykuje się kolejny spór w koalicji. Kancelaria Premiera planuje odkręcić zmiany w przepisach, które obecna większość sama wprowadziła kilka miesięcy temu. Donald Tusk chce przywrócić prawo premiera do wskazywania komisarzy w gminach. Pomysł budzi duże emocje.
Obecnie w przypadku wygaśnięcia mandatu wójta przed końcem kadencji obowiązki przejmuje jego zastępca. Jak wynika z ustaleń money.pl, mają jednak wrócić poprzednie zasady, że to premier wskazuje komisarza. I to nie tylko w przypadkach, do których dopiero dojdzie. Donald Tusk miałby prawo zweryfikować osoby już pełniące obowiązki wójta w dotychczasowym trybie. Pomysł już budzi sprzeciw w samorządach i częściowo w koalicji rządzącej. Pojawiło się nawet podejrzenie, że to szykowanie gruntu pod wcześniejsze wybory prezydenckie w stolicy.
Zmianę, o której piszemy, zawarto w projekcie nowelizacji ustawy o Radzie Ministrów i niektórych innych ustaw. Zmieniane są przepisy w dwóch miejscach. Dziś artykuł 28f Ustawy o samorządzie gminnym wskazuje, że w przypadku wygaśnięcia mandatu wójta w trakcie kadencji jego funkcję, do czasu objęcia obowiązków przez nowo wybranego wójta, pełni zastępca albo pierwszy zastępca - jeśli zastępców jest więcej. Dopiero jeśli takiej osoby nie ma, tzw. komisarza wskazuje premier.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niesamowita historia firmy Atlas - Paweł Kisiel w Biznes Klasie
Tymczasem projekt zakłada, że od razu osobę pełniącą funkcję włodarza (wójta, burmistrza i prezydenta) do czasu nowych wyborów wskaże premier - co de facto oznacza powrót do poprzednich regulacji.
Kolejna zmiana, jaka znalazła się w projekcie, daje możliwość premierowi nie tylko wskazania komisarza na przyszłość, ale także weryfikacji osób pełniących obecnie funkcje po włodarzach, którym wygasł mandat. Planowany przepis przewiduje, że w ciągu tygodnia od wejścia w życie ustawy wojewodowie poinformują premiera, w ilu przypadkach na ich terenie funkcję włodarza, któremu wygasł mandat, pełnią jego zastępcy. Wówczas premier będzie miał kolejny tydzień na wskazanie komisarza.
Zgodnie z Kodeksem wyborczym wygaśnięcie mandatu następuje np. w przypadku wyboru na urząd prezydenta, posła, senatora lub europosła, ale także rezygnacji z funkcji, niezłożenia oświadczenia majątkowego w terminie, odwołania w drodze referendum i innych przypadkach.
Najpierw naprzód, teraz wstecz
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że KPRM próbuje odkręcić zmiany, które uchwaliła obecna większość sejmowa - i to przy poparciu opozycji - oraz które obowiązują raptem od 28 maja (ustawa z dnia 26 kwietnia 2024 r. o zmianie Ustawy o samorządzie gminnym oraz niektórych innych ustaw).
Ustawa ta - przygotowana przez Polskę 2050 - była pokłosiem sytuacji, do jakiej doszło po ostatnich wyborach parlamentarnych, tj. 15 października 2023 roku. Wtedy bowiem niektórzy pełniący swoje funkcje samorządowcy dostali się do parlamentu - np. ówczesny prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza uzyskał mandat senatora, a prezydent Sopotu Jacek Karnowski został posłem.
Ówczesny premier Mateusz Morawiecki (rząd Donalda Tuska został powołany dopiero 13 grudnia) miał obowiązek w takich sytuacjach wskazywać komisarzy w gminach. Podobnie zresztą mogło się dziać w trakcie roku, np. w sytuacji, gdyby wójt trafił za kratki i stracił swój mandat - wtedy też szef rządu musiałby wskazać komisarza.
Problem w tym, że Mateusz Morawiecki, z niewiadomych względów, po wyborach parlamentarnych długo zwlekał ze wskazaniem komisarza w Inowrocławiu i Sopocie (nawet dwa miesiące), co według tamtejszych samorządowców częściowo utrudniało funkcjonowanie administracji lokalnej. Stąd pomysł uregulowania tej sytuacji ustawowo, by nie dochodziło do podobnych sytuacji w przyszłości.
Sam problem nie wygląda na duży - jak wynika z danych PKW, w tej kadencji do tej pory odbyło się lub właśnie się odbywa sześć elekcji. Natomiast w poprzedniej wybory uzupełniające na wójta, burmistrza czy prezydenta odbyły się w ponad 70 miejscach.
Teraz jednak rząd chce wrócić do tego, co było, a nawet idzie dalej - przepisy miałyby działać wstecz, skoro szef rządu miałby prawo zweryfikować samorządowców, którzy w trybie obecnych przepisów przejęli stery po wójcie, burmistrzu czy prezydencie miasta.
Co na to samorządowcy
Z naszych rozmów z samorządowcami wynika, że szykowane regulacje budzą ostry sprzeciw w tym środowisku. W uzasadnieniu do projektu czytamy, że zmiana ma na celu "ujednolicenie norm na wszystkich poziomach samorządu terytorialnego".
- Wnioskodawca zdaje się nie dostrzegać, że wójt, burmistrz czy prezydent miasta pochodzi z wyborów bezpośrednich, a starosta w powiecie czy marszałek województwa jest wybierany przez radnych - wskazuje jeden z samorządowców. Włodarzom także nie podoba się to, że zmiana jest wprowadzana do projektu ustawy, która co do zasady dotyczy organizacji pracy Rady Ministrów i zasad funkcjonowania Rady Legislacyjnej.
Chodzi o Warszawę?
Na pewno taka zmiana może rzutować także na dużą politykę. Zdaniem części naszych rozmówców, tak naprawdę może chodzić o sytuację w Warszawie. Rafał Trzaskowski jest dziś najbardziej prawdopodobnym kandydatem KO w wyborach prezydenckich. Gdyby działały obecne przepisy, a on wystartowałby w wyborach prezydenckich i wygrał, wówczas do kolejnych wyborów w stolicy jego funkcję pełniłaby prawdopodobnie wiceprezydent Renata Kaznowska.
Zmiana przepisów daje KO swobodę i możliwość wskazania przez premiera dowolnej osoby, np. kandydata na kolejnego prezydenta Warszawy, co mogłoby mu dać przewagę w kampanii. Taka osoba występowałaby w roli włodarza i miała do dyspozycji cały aparat urzędniczo-budżetowy, którym można się lewarować w kampanii.
Podobny scenariusz wdrożył PiS w 2006 roku, gdy komisarzem w stolicy został Kazimierz Marcinkiewicz i startował potem w wyborach na prezydenta stolicy. Dla PiS nie zakończyło się to sukcesem, ponieważ Marcinkiewicz przegrał z Hanną Gronkiewicz-Waltz. Ale wtedy PiS w stolicy też miało słabsze notowania od KO.
W razie wygranej Trzaskowskiego w kontekście kandydowania w stolicy wymieniane są różne osoby: wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Aleksandra Gajewska, pełnomocnik rządu ds. odbudowy po powodzi Marcin Kierwiński czy Wioletta Paprocka-Ślusarska, radna sejmiku mazowieckiego i szefowa sztabu KO w ostatnich wyborach parlamentarnych.
Zamieszanie w koalicji
Warszawski kontekst szykowanych przez Kancelarię Premiera przepisów może dzielić koalicjantów, zwłaszcza tych, którzy mają aspiracje, by w ewentualnych wyborach w stolicy wystawić własnych kandydatów.
Dlatego jeśli chodzi o polityczne tło całej sprawy, to już widać, że sprawa może zaognić sytuację w koalicji. Propozycją zaskoczeni są politycy Polski 2050. - Doszły do nas słuchy o tej "wrzutce", musimy to przeanalizować, ale będziemy bronić obecnych rozwiązań, które są efektem przyjęcia ustawy naszego autorstwa - zapowiada nasz rozmówca z partii Szymona Hołowni.
- Liczę, że to błąd urzędniczy. Wygląda, jakby urzędnik z KPRM nie znał procesu legislacyjnego w Sejmie i nie wiedział, że w porozumieniu politycznym obecny parlament przyjął inne rozwiązanie. Mam nadzieję, że ta propozycja zostanie wycofana - mówi money.pl Bartosz Romowicz, poseł Polski 2050.
Zaskoczeni są także na lewicy. - O tej sprawie dowiaduję się od panów. Musimy to skonsultować z naszymi samorządowcami - przyznaje Anna Maria Żukowska, szefowa klubu Lewicy.
Pozytywnie o pomyśle wyraża się senator Tomasz Grodzki, szef senackiego klubu KO i były marszałek Senatu. - To pozwala przeciąć jakieś lokalne układy, bo zastępcy wójta, burmistrza czy prezydenta są wskazani przez niego - argumentuje senator KO.
Formacja Donalda Tuska może tu liczyć na wsparcie ze strony ludowców. - Także widzimy potrzebę tych zmian. Najlepsze są sprawdzone rozwiązania - przekonuje polityk PSL. Przyznaje jednak, że jego formacja także jest zaskoczona propozycją KPRM.
Zdziwieni są nawet politycy PiS. - Kilka miesięcy temu poparliśmy w Sejmie rozwiązania, o które wnosili samorządowcy. Ustawa przeszła ponad bieżącym sporem, w sposób jednogłośny. Jeśli w tej chwili jest próba odwrócenia tego stanu, to znaczy, że musi być jakieś drugie, polityczne dno tej "wrzutki" - podejrzewa Paweł Szefernaker, były wiceszef MSWiA.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl