Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Agnieszka Zielińska
Agnieszka Zielińska
|
aktualizacja

Wakacje w Polsce droższe niż w zagranicznym kurorcie? "Paragony grozy to mit"

Podziel się:

Ceny polskich hoteli w porównaniu z zagranicznymi obiektami wcale nie są wysokie. - Co roku wszyscy śmieją się z plaż pełnych "Januszów", ale nikt nie śmieje się z zakrapianych imprez na Majorce. Polacy będą wypoczywać niezależnie od tego, jaka będzie sytuacja - ocenia w rozmowie z money.pl Jan Wróblewski, współzałożyciel grupy Zdrojowa Invest & Hotels.

Wakacje w Polsce droższe niż w zagranicznym kurorcie? "Paragony grozy to mit"
Jan Wróblewski, współzałożyciel grupy Zdrojowa Invest & Hotels uważa, że oferta w Polsce jest bardzo urozmaicona, i nie jest drożej niż za granicą (Materiały WP, Adobe)

Agnieszka Zielińska, money.pl: Wczasy w Polsce są dzisiaj droższe niż za granicą - prawda czy fałsz?

Jan Wróblewski, współzałożyciel Grupy Zdrojowa Invest & Hotels: Aby takie porównania były miarodajne, należałoby zestawić obiekty nie tylko o podobnej kategorii, ale także standardzie. Dlatego te konfrontacje są często mylące: gdy porównuje się np. pięciogwiazdkowy hotel w Egipcie i obiekt o podobnej kategorii w Polsce, to bardzo często jest to zupełnie inny standard. Tego typu porównania są więc krzywdzące dla krajowej branży, która znajduje się na dużo wyższym poziomie.

Jeśli jednak porówna się ze sobą podobne obiekty np. w Polsce i Chorwacji, to dopiero wówczas będą widoczne różnice na korzyść polskich hoteli. Przykład? Wśród naszych obiektów są hotele marki Radisson zlokalizowane w nadmorskich i górskich kurortach, w których znajdują się różnej wielkości aquaparki. Jeśli porównamy je np. z hotelem Radisson wyposażonym w basen w chorwackim Splicie, to okaże się, że u nas ceny za dobę w szczycie sezonu wynoszą 200 euro za noc, a w Chorwacji - średnio 450 euro.

Podobne jest z naszym Hiltonem w Świnoujściu, dla porównania Hilton w Dubrowniku ma dwa razy wyższe ceny niż nasz obiekt w Polsce. Nie jest więc tak, że w kraju jest drożej niż zagranicą. W dodatku hotele w Chorwacji i tak są tańsze niż np. we Włoszech, gdzie w szczycie sezonu nawet w trzygwiazdkowym obiekcie doba potrafi kosztować ok. 500 euro w najbardziej popularnych miejscowościach wypoczynkowych.

Trzeba wziąć także pod uwagę kursy walutowe. Złotówka tanieje, więc dla turystów zagranicznych jest stosunkowo taniej w Polsce, a dla rodaków - drożej za granicą. Infantylne polskie "paragony grozy" po przeliczeniu na euro z pewnością nie wystarczą na zamówienie porządnego posiłku za granicą.

W Polsce nie jest więc jeszcze drogo?

Inflacja jest obecnie na całym świecie jako następstwo ograniczeń covidowych i wojny, jednak nie wszędzie ceny rosną w takim samym stopniu. O ile w Polsce ceny w turystyce zatrzymały się, o tyle np. na południu Europy niektórzy hotelarze odbijają sobie teraz straty z okresu pandemii. W przeciwieństwie do Polski było tam więcej zagranicznych turystów, którzy do tej pory w pełni tam nie wrócili. W efekcie ceny tam dalej rosną.

Oferta polskich hoteli nie odstaje więc dziś od zachodnich obiektów?

W porównaniu z tym, jak nasz rynek hotelowy wyglądał jeszcze dziesięć lat temu, można powiedzieć, że w tej chwili mamy zupełnie inny świat. Polskie hotele należą teraz do jednych z najnowocześniejszych w Europie. Mają dobry design, bogatą ofertę gastronomiczną, biznesową, sportową, baseny oraz SPA.

Polska oferta hotelowa jest jednak nie tylko urozmaicona, ale zarazem bardzo konkurencyjna. W efekcie w niektórych miejscowościach nie ma już miejsca na nowe obiekty.

Skoro rynek hotelowy jest już nasycony, to nie jest to także dobry czas na powstawanie dużych hoteli?

Moim zdaniem teraz w ogóle nie jest najlepszy moment na wprowadzanie na rynek żadnych hoteli, a zwłaszcza dużych. Może sytuacja poprawi się w przyszłości. Sam jestem przeciwnikiem przeskalowanych projektów. W niektórych miejscowościach znajdują się ogromne obiekty, które sąsiadują ze sobą. Tymczasem na świecie odchodzi się od takiej urbanizacji. W Hiszpanii i we Włoszech, gdzie popełniono tego typu błędy, w niektórych miejscowościach burzy się taką infrastrukturę pod przestrzenie publiczne.

Czy wojna w Ukrainie zaszkodziła polskiej turystyce? Odsetek zagranicznych turystów ostatnio zmalał.

To bardziej skomplikowane. W ubiegłym roku zagraniczni turyści zaczęli wracać do Polski. Jeśli te dane porówna się do 2020 roku, to będzie znaczący odsetek. Trzeba jednak pamiętać, że w 2020 roku w hotelarstwie panowała zapaść z powodu ograniczeń spowodowanych pandemią. Z kolei jeżeli porównany ubiegły rok do 2019 roku, wówczas okaże się, że liczba wszystkich turystów dalej jest o 30 proc. niższa. Oczywiście wojna w Ukrainie miała wpływ nie tylko na sytuację w Polsce, ale także w Europie i świecie. Ma to jednak zarówno wady, jak i zalety, chociaż w tym kontekście to nie jest właściwe słowo.

Zalety?

Hotele położone np. na wschodzie kraju, z jednej strony tracą turystów, z drugiej - są beneficjentami ruchu związanego z przyjazdem obywateli Ukrainy do Polski.

Na przykład w ostatnim czasie warszawskie hotele, notują zwiększone wykorzystanie związane z drugą falą uchodźców, po ataku na centrum handlowe w Ukrainie. Przyczynia się to do ich dobrych wyników, a mają nawet wyższe obłożenie i ceny niż w 2019 roku. Hotele miejskie w kraju korzystają także z faktu przemieszczania się uchodźców.

Co to oznacza w praktyce?

Na konferencji branżowej Hotel Investment Trends rozmawialiśmy z przedstawicielem ukraińskiej organizacji hotelarskiej, który powiedział nam, że obiekty w centralnej części Ukrainy mają problemy z pracownikami i notują zarazem dobre obłożenie. To paradoks, jednak podczas migracji ludności ze wschodu na zachód, głównie do Polski – podróżujący muszą gdzieś nocować.

W ostatnich dwóch latach rynek hoteli przechodzi turbulencje. W 2020 roku było to gwałtowne hamowanie z powodu pandemii. Czy to odczuliście?

W 2020 i 2021 roku byliśmy administracyjnie zamknięci przez większą część roku, a przecież nie prowadzimy hoteli sezonowych, w efekcie dużo na tym straciliśmy. Wiele turystycznych miejscowości nadal nie powróciło również do poziomu funkcjonowania sprzed pandemii. Przykładem miasta, które dotknęło to najmocniej, jest Kraków. Wcześniej przyjeżdżali tam turyści z całego świata. Obecnie zagranicznych turystów jest mniej nie tylko w Krakowie, ale także w pasie nadmorskim oraz w górach.

Niestety nie wszyscy turyści zdają sobie sprawę ze wszystkich niuansów politycznych. Nie mają więc pewności, czy w Polsce jest bezpiecznie. Brakuje na ten temat odpowiedniej informacji i promocji polskiej turystyki na świecie.

Duże obiekty poradziły sobie chyba lepiej w pandemii?

Wydaje mi się, że jest wręcz przeciwnie – mniejsze obiekty, które i tak były sezonowe, wyszły z tego obronną ręką. W sezonie przez całą pandemię wszystkie hotele były otwarte, zarówno w roku 2020, jak i w 2021. Pochodzę z Kołobrzegu i rozmawiam z lokalnymi przedsiębiorcami, którzy prowadzą małe hotelowe obiekty czy restauracje i w większości byli zadowoleni. Poza sezonem i tak mają zamknięte lub działają w ograniczonym zakresie. Niezależnie czy mieli rzeczywiste straty, to skorzystali z tarcz antykryzysowych. Z drugiej strony napędziły one inflację.

Bon turystyczny nie pomógł branży hotelowej?

To jest raczej transfer socjalny, który nie spowodował dużego zwiększenia ruchu w turystyce i dalej jest duża pula do wykorzystania do końca września. Gdyby ten bon obowiązywał tylko poza wakacjami, to rzeczywiście mogłoby to wydłużyć sezon. Jeżeli więc jego celem miało być rozruszanie polskiej turystyki, to nie został osiągnięty, bo w sezonie w miejscowościach wypoczynkowych i tak jest duży ruch.

W tym wypadku jest trochę tak, jak z wakacjami kredytowymi: aby poprawnie działały, powinny być adresowane do tych, którzy rzeczywiście tego potrzebują, a niekoniecznie do tych, którzy są w dobrej finansowo sytuacji, oni i tak wyjadą na wakacje.

Z najnowszych danych wynika, że wielu Polaków nie wyjedzie jednak na urlop w tym roku.

Widziałem te analizy i moim zdaniem są wybiórcze. Śledzimy dane rynkowe i analizujemy trendy od wielu lat i nie było sezonu, w którym Polacy nie wyjechaliby masowo na wakacje. Może być ich mniej, ale będą wypoczywać niezależnie od tego, jaka będzie sytuacja.

Co roku wszyscy śmieją się także z plaż nad Bałtykiem pełnych naszych rodaków i "Januszów" na wakacjach, którzy nadużywają alkohol. Nikt się jednak nie śmieje się z suto zakrapianych imprez np. na Majorce.

Tymczasem nasze plaże są wyjątkowo piękne i szerokie. Na przykład plaża w Świnoujściu w najszerszym miejscu ma 200 metrów. Jest tak ogromna, że duży tłum plażowiczów nie jest w stanie jej zapełnić. Z kolei plaże na południu Europy są często "prywatne", a korzystanie z leżaka kosztuje nawet ok. 100 euro dziennie.

W ubiegłym roku wycofaliście się z projektów w tym segmencie condo (system finansowania hoteli przez inwestorów kupujących pojedyncze pokoje - red). Czy ten rynek czeka kryzys?

Wycofaliśmy się z nowych projektów, ale nadal jesteśmy największym graczem w tym segmencie rynku w miejscowościach turystycznych. W ramach całej grupy mamy kilkanaście obiektów hotelarskich i ponad 5,5 tys. miejsc noclegowych.

Jednak obecnie cały rynek nieruchomości, zwłaszcza mieszkalnych stanął, przyczyniły się do tego m.in. rosnące stopy procentowe i sytuacja geopolityczna. W tej sytuacji niektóre firmy działające w segmencie condo, aby przyciągnąć klientów, obiecują im jeszcze więcej. Moim zdaniem nowe inwestycje w tym sektorze zbudowane są głównie na obietnicach. Firmy, które realizują takie projekty, robią coraz bardziej desperackie ruchy, aby tylko zwabić klienta.

Skoro to obietnice bez pokrycia, to powinien być sposób, aby ukrócić ten proceder?

Kilka lat temu, jeszcze w okresie dobrej koniunktury na rynku, przeprowadzono kampanię "Oczarowani", która spowodowała chwilowe ochłodzenie na rynku condo.

Doprowadziło to jednak do tego, że pojedynczy gracze działający w tym segmencie, zaczęli jeszcze bardziej podwyższać zysk dla klienta w ofertach, bo zainteresowanie zaczęło spadać. W efekcie skończyło się to licytowaniem na stopy zwrotu. W takim procederze nie będziemy uczestniczyć, bo to staje się niebezpieczne.

Wielu inwestorów, skuszonych zyskami do dziś ich nie zobaczyło.

Żadna z firm zaangażowanych w takie projekty, nie chce się przyznać do tego, że obecnie nie ma w nich większego ruchu. W dodatku rynek hotelarski, o czym już wspomniałem, oraz sektor condo w Polsce jest już nasycony. Stawianie więc dużej liczby kolejnych obiektów w tym systemie i obiecywanie nie wiadomo jakich zysków, nie ma sensu i jest ryzykowne. Mam wrażenie, że niektórzy nie rozumieją, że rynek się już zmienił.

Czy niektórzy przeinwestowali?

Na razie jeszcze tego nie widać, ale w najbliższym czasie niestety pewnie będziemy mogli zobaczyć tego skutki. Zastój w tym segmencie rozpoczął się od wojny w Ukrainie, na razie to za krótki okres, aby te problemy się uwidoczniły. Pewnie część obiektów nie powstanie, a niektóre będą miały problemy finansowe, bo rosną koszty budowy i utrzymania.

Czy jest szansa na powrót turystyki biznesowej? Czy do hoteli powrócą konferencje?

Wchodzimy w okres spowolnienia gospodarczego, więc firmy będą raczej oszczędzały na wyjazdach służbowych i konferencjach. Z drugiej strony jest duża chęć spotykania po pandemii. Na pewno nie będzie jednak tak jak wcześniej. Trzeba będzie także dużo ciężej pracować, aby mieć wyniki.

Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl