Minister energii Krzysztof Tchórzewski przekonuje, że drastycznych podwyżek cen prądu nie będzie. Zapewnia, że jeśli w przyszłym roku wzrośnie powyżej 5 proc. to rząd da rekompensatę dla większości gospodarstw domowych. Miałaby to być jednorazowa dopłata wyrównująca ową podwyżkę. Co więcej, już wcześniej minister Tchórzewski zapowiadał, że ewentualny wzrost cen wezmą na siebie dostawcy, czyli 4 największe polskie spółki energetyczne: Enea, Energa, PGE i Tauron.
Polityka to jedno, szczególnie przed wyborami samorządowymi oraz parlamentarnymi w przyszłym roku. Drugie, to realna cena. Obecnie 1 megawatogodzina energii elektrycznej na Towarowej Giełdzie Energii kosztuje ponad 310 zł. To najwyższa cena od lat. Dla porównania, rok temu było to 180 zł za 1 MWh.
Stąd eksperci zapowiadają podwyżki cen prądu dla gospodarstw domowych. Nawet o kilkadziesiąt procent. Obecnie średnio za 1 kWh (kilowatogodzinę) energii dostarczonej do naszych domów płaci się 0,55 zł. Średnie miesięczne zużycie energii polskiego gospodarstwa domowego to 300 kWh. Daje to średnio 165 zł miesięcznie na gospodarstwo domowe.
Rachunki za prąd nieco wzrosły w trakcie wakacji. Jednym z ważniejszych winowajców była susza i upały. Jednak długofalowo ceny za prąd powinny wzrosnąć jeszcze bardziej.
Wpływ na to ma drożejący węgiel oraz drastycznie rosnąca cena za emisję dwutlenku węgla. Polscy dostawcy energii, wbrew zapowiedziom ministra Krzysztofa Tchórzewskiego, nie będą w stanie w nieskończoność utrzymywać cen na obecnym poziomie. Jak mówi w rozmowie z money.pl ekspert od rynku energii Kamil Kliszcz, analityk giełdowy Domu Maklerskiego mBanku, polscy dostawcy energii elektrycznej to spółki handlowe, które muszą zarabiać.
- Nie da się zakrzyczeć rzeczywistości. Ceny wzrosły o kilkadziesiąt procent. Spółki energetyczne nie mogą brać na siebie wzrostów, bo trzeba by je było dokapitalizować, żeby się w ogóle utrzymały. Rocznie w sumie produkują ok. 29 terawatogodzin. Każde 10 zł kosztów nieprzeniesione na klienta daje 300 mln zł ubytku na marży w tych spółkach. Gdyby to było 50 zł, daje to już 1,5 mld zł straty – mówi nam Kamil Kliszcz.
Dlatego cena prądu może wzrosnąć nawet o 40 proc. wobec obecnej. Skoro aktualnie średnio płaci się 0,55 zł za 1 kWh, po podwyżce byłoby to już 0,77 zł/1kWh.
Biorąc do wyliczeń poprzednie uśrednienie, tj. 300 kWh miesięcznie na gospodarstwo domowe, daje wzrost rachunku za energię ze 165 zł do 231 zł, czyli średnio 66 zł miesięcznie więcej.
Analityk DM mBanku Kamil Kliszcz w rozmowie z money.pl podkreśla, że jedna rzecz to o ile cena powinna wzrosnąć, by spółki utrzymały marżę zwrotu, a inną kwestią jest to, o ile realnie wzrośnie.
- Mamy ewolucję komunikatów. Na początku minister Tchórzewski powiedział, że nie będzie żadnych podwyżek , że spółki wezmą to na siebie, co oznaczałoby kilka miliardów złotych strat w sektorze. Później to się zmieniło, pojawiła się informacja, że te podwyżki jednak będą – mówi Kliszcz.
Podkreśla, ze rynek energii jest regulowany przez Urząd Regulacji Energetyki, który zazwyczaj dba o obie strony – zarówno dostawców, jak i odbiorców prądu. Dlatego podwyżek należy spodziewać się rozłożonych na minimum dwa lata.
- Trzeba pamiętać, że w regulowanej działalności, kiedy pojawiają się duże ruchy, nie należy oczekiwać, że będą jeden do jednego przeniesione na klienta końcowego. Zazwyczaj regulator stara się to zrównoważyć. Ostatnie lata były dość spokojne, cena energii się praktycznie nie zmieniała, natomiast teraz mamy skokowy wzrost i jest kłopot. Na pewno spółki odczują to negatywnie, pytanie jak duża będzie to skala – podkreśla Kliszcz.
Tomasz Duda, analityk i ekspert rynku energii w Erste Group, w rozmowie z money.pl twierdzi, że cena prądu musi wzrosnąć dla klienta końcowego. Jednak nie powinna przekraczać 15 zł miesięcznie. Co, przy obecnym wzroście płac, byłoby nieznaczną zwyżką.
- Taryfa musiałaby wzrosnąć o 30 proc., żeby przenieść ceny rynkowe na klientów. Co oznaczałoby, że rachunek klienta powinien wzrosnąć o jakieś 14 proc. To daje 15 zł miesięcznie. Przy obecnym wzroście płac daje to 0,5 proc. mediany płacy netto – podkreśla Duda.
- Gdyby podwyżek nie było, to oznaczałoby spore problemy finansowe spółek odpowiedzialnych za wytwarzanie i dostarczanie energii do gospodarstw domowych – podkreśla ekspert.
Jego zdaniem dochodzi do bardzo dużej asymetrii pomiędzy ryzykiem dla spółek, które mogą mieć problemy finansowe przy dalszym utrzymywaniu ceny w ryzach, a z drugiej strony z tak naprawdę nieistotnym wzrostem kosztów z punktu widzenia gospodarstwa domowego, które – zdaniem Tomasza Dudy – nie przekroczy wymienionych 15 zł miesięcznie.
Wzrost cen energii to dużo większy problem dla biznesu. A za to zapłaci każdy Polak. Droższe będzie wynajmowanie lokali w centrach handlowych czy utrzymanie kina. A to będzie przerzucane na ceny produktów czy usług.
Zobacz też: Ceny prądu porażą firmy. Zapłacić mogą wszyscy
Zrzutka na podwyżki
Przypomnijmy, minister energii Krzysztof Tchórzewski zapewnia, że wzrostu powyżej 5 proc. nie będzie. Zdaniem byłego prezesa Polskiej Grupy Energetycznej Krzysztofa Kiliana, gdyby prąd dla gospodarstw domowych miał nie wzrosnąć powyżej 5 proc. spółki go dostarczające musiałby się złożyć na różnicę w cenie.
- Minister Tchórzewski nie jest od ustalania cen prądu. Te raz w roku ustala prezes Urzędu Regulacji Energetyki. Minister może składać prośby, dawać sugestie – podkreśla Kilian.
Jak dodaje, rynek energii elektrycznej jest bardzo trudny. Przy bardzo niskich marżach trzeba mieć wielu klientów, by biznes się utrzymał i był dochodowy. W innym przypadku nie ma sensu go prowadzić. A utrzymując sztucznie zaniżone ceny, do interesu trzeba by dopłacać.
- Dochodzimy do punktu, gdzie prymat polityki zaczyna nas sporo kosztować. Trzeba będzie płacić za zaniechania ostatnich trzech, a może więcej lat – podsumowuje Kilian.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl