Lat temu kilka w Holandii opowiadał mi miejscowy dziennikarz jak się u nich rejestruje działalność gospodarczą. Idzie się otóż do urzędu będącego odpowiednikiem naszego magistratu i na druku wielkości połówki A4 składa się oświadczenie, że obywatel taki a taki zaczyna od jutra produkcję świeczek. Żeby rozjaśnić świetlaną przyszłość. Urząd w postaci długonogiej blondynki albo jegomościa z brzuszkiem przyjmuje połówkę i z uśmiechem na twarzy zawiadamia: no to zaczynaj pan produkcję. Od kiedy? Od zaraz. A my za pana załatwimy zusy, regony, pity i wszystko to prześlemy panu pocztą. Bo my jako państwo holenderskie mamy interes, żebyś pan produkował, ponieważ produkując, będzie nam pan płacił podatki. I o to tylko nam chodzi.
Opowiadał mi wczoraj były polski dziennikarz, który z powodu likwidacji firmy wyjechał na wyspy brytyjskie układać kafelki, jak zaczyna się działalność gospodarczą w Anglii. Idzie się do urzędu, wypisuje formularz formatu połówki, a dalej wszystko przebiega tak samo jak w Holandii, Francji, Belgii i pozostałych krajach starej Europy. W Polsce natomiast rozkwita socjalizm w najlepszym wydaniu. W Polsce bowiem przykrywką dla biurokracji są tzw. okresy przejściowe Każdy, kto rejestrował firmę, wie, że większej paranoi niż w rozrywkowym kraju nad Wisłą nigdzie chyba nie wymyślono.
W ramach okresu przejściowego Polak, jeśli chce cokolwiek robić na własna rękę, musi stracić przynajmniej miesiąc i wybulić co najmniej kilkaset złotych na zestaw pieczątek i znaczków skarbowych. W przeciwnym razie już na starcie jest osobnikiem podejrzanym, na którego najlepiej nasłać kontrolę, a może zamknąć na 48 godzin w celu wyjaśnienia motywów. Kiedy więc słyszę jak państwo polskie pod rządami kolejnych ekip stwarza warunki do rozwoju przedsiębiorczości, ogarnia mnie śmiech pusty. W ciągu kilkunastu lat tzw. transformacji ustrojowej państwo dokonało bowiem jednego: rozbudowało biurokrację do granic, jakie nie śniły się włodarzom z czasów PRL-u. A miało być całkiem inaczej. Mieliśmy się obudzić w innej Polsce.
Mój znajomy ma firmę, która zajmuje się archiwizowaniem danych. W ramach porządkowania zasobów w jednym z oddziałów ZUS zaproponował on dyrektorowi zwolnienie 20 kobiet zarabiających po 1000 zł i racjonalne rozłożenie tej samej roboty na pięć pań, które miałyby dostawać po 3 tys. na rękę i traktować klientów jak petentów, a nie jako zło konieczne. Dyrektor popędził go jak ostatniego ciurę.
Mam pomysł dla partii, która wygra najbliższe wybory. Ogłosić, że od północy obowiązują w Polsce jedynie prawa Dekalogu. Nie zabijaj, nie gwałć...A potem ustanowimy przejrzyste reguły gry. Takie jak w Niemczech czy w Holandii, gdzie wystarczy wypełnić formularz wielkości połówki A4.