Mało rzeczy tak mocno łączy Polaków jak niechęć do e-paragonów. Ich wprowadzenia nie chce aż 62 proc. z nas - wynika z badania IPSOS. Jednocześnie aż 84 proc. uważa, że dostęp organów państwowych do informacji o tym, co kupują obywatele, to naruszenie prywatności.
Przypomnijmy, że jak informowaliśmy już w money.pl, rząd chce od 2018 roku zacząć wdrażać e-paragony. Dzięki nim na zakupach nie trzeba będzie zbierać papierowych dokumentów, bo te w formie elektronicznej trafią na nasze skrzynki mailowe, do bankowości elektronicznej czy na przykład specjalnej aplikacji w telefonie.
Rząd nie robi tego jednak tylko dlatego, by było nam wygodniej. Podstawowa sprawa to lepsza kontrola nad sklepami czy punktami usługowymi. Wszystkie transakcje mają być bowiem archiwizowane w specjalnej bazie. Jak zapewniał nas wiceminister rozwoju Tadeusz Kościński, będą one anonimowe. Fiskus dowie się, że w sklepie na Marszałkowskiej sprzedano 10 batoników, ale nie będzie wiedział, kto je kupił.
Takie innowacje i tak nie podobają się Polakom. Z badania Ipsos wykonanego pod koniec sierpnia wynika, że tylko 26 proc. ankietowanych jest za wdrożeniem e-paragonów. W przeważające większości (62 proc.) do pomysłu podchodzimy niechętnie. Zasadniczo im ktoś starszy, tym awersja do e-paragonów jest większa.
Ipsos spytał też o to, czy w przyszłości zgodzilibyśmy się na rezygnację z gotówki na korzyść płatności elektronicznych (np. kartą, aplikacją w telefonie). Ten pomysł też nam się nie podoba. Tylko 32 proc. opowiada się za takim rozwiązaniem, a 55 proc. mówi "nie".
- Skłonność do poparcia zarówno dla e-paragonów, jak i zastąpienia wszystkich transakcji elektronicznymi jest tym niższa, im wyższe jest wykształcenie respondentów – tłumaczy Krzysztof Chmielewski z Ipsos.
Dlaczego sceptycznie podchodzimy do e-paragonów i płatności elektronicznych? To może wyjaśniać odpowiedź na kolejne pytanie. Ipsos spytał, czy jesteśmy za możliwością gromadzenia przez państwo danych o wszystkich naszych zakupach. Nie wyraża na to zgody aż 63 proc. Polaków, a tylko 29 proc. się na to zgadza.
Niechętni temu rozwiązaniu argumentują, że może to naruszać ich prywatność (44 proc.), a aż 35 proc. czułoby się inwigilowanych. Co ciekawe, tylko 1 proc. badanych obawia się, że dane zostałyby wykorzystane w celach reklamowych.
Niewiele osób boi się wycieku takich danych. Choć badanie było realizowane w czasie, gdy w mediach podawano informację o wykradzeniu bazy PESEL, to takie ryzyko w przypadku informacji o zakupach dostrzega jedynie 2-proc. ankietowanych.
Polacy dopytywani już nie tylko o gromadzenie danych, ale także o możliwość dostępu do nich przez administrację państwową są już absolutnie zgodni, że byłoby to naruszenie prywatności. Tak twierdzi aż 84 proc. przepytanych przez Ipsos. Jak podkreśla instytut, w opinii na ten temat nie ma żadnych zauważalnych różnic wynikających z wieku, wykształcenia czy statusu zawodowego.
Gdy pytanie nieco zmodyfikowano i spytano o to, czy zgodzilibyśmy się sami dobrowolnie udostępniać państwu dane o swoich zakupach, odsetek niechętnych spadł do 72 proc. Na taki krok zdecydowałoby się tylko 21 proc. osób.
Jeszcze mniej chętnych jest do udostępniania tych danych firmom w celach marketingowych. Niechęć wyraża aż 78 proc. osób, 15 proc. jest w stanie to zaakceptować. Gdy jednak spytać, czy chcielibyśmy sami analizować informacje o zakupach, jeśli mielibyśmy do nich dostęp przez internet, to chętnych jest 47 proc. pytanych. Nie dostrzega takiej potrzeby 37 proc. Polaków.
- Prawdopodobnie jednak realny odsetek takich osób byłby dużo niższy, przynajmniej początkowo. W połączeniu z dużym sprzeciwem wobec e-paragonów wynik ten wskazuje na brak entuzjazmu wobec tej idei. Korzyści płynące z tego rozwiązania wydają się nie być wystarczająco atrakcyjne, aby zrekompensować respondentom naruszenie prywatności spowodowane gromadzeniem ich danych zakupowych - zauważa Ipsos.
Badanie przeprowadzono poprzez pytania zadawane przez internet na próbie 1072 Polaków w wieku 17-60 lat w dniach 26-30 sierpnia.