Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Łukasz Pałka
|

Gomułka: W nowym roku życzę rządowi, by zaczął cokolwiek robić

0
Podziel się:
Gomułka: W nowym roku życzę rządowi, by zaczął cokolwiek robić

Money.pl: W swojej prognozie ekonomicznej na 2010 rok pisze Pan o tym, że największym zagrożeniem dla światowej gospodarki są szybko rosnące deficyty państw. Który kraj w przyszłym roku zbankrutuje?

*Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, były wiceminister finansów, wieloletni wykładowca London School of Economics: *Mam nadzieję, że żaden. Ale kilka krajów ma już bardzo poważne problemy. W Europie to chociażby Grecja, która już w poprzednich latach pokazała, jak można uprawiać kreatywną księgowość. Bardzo duże problemy ma Irlandia, republiki bałtyckie. Na szczęście nie są to duże kraje, więc będą mogły liczyć na pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Ale taka sytuacja mimo wszystko grozi kolejnymi poważnymi zawirowaniami na rynkach.

Pocieszające jest to, że przez ostatni rok rynek oswoił się z takimi informacjami, więc efekty psychologiczne nie powinny być już tak drastyczne. Oczywiście pod warunkiem, że rządy będą wykazywać chęć współpracy i determinację w uporaniu się z problemami.

Wiele zależy też od dużych krajów jak na przykład Niemcy, które powinny kontrolować deficyt budżetowy. Najbardziej jednak niepokoi mnie sytuacja Stanów Zjednoczonych, gdzie kombinacja małych oszczędności w połączeniu z gigantycznym deficytem i rosnącymi oczekiwaniami inflacyjnymi tworzy mieszankę wybuchową.

Więc może w przyszłym roku przyjdzie czas na bankructwo Amerykanów?

Gdyby to nie była Ameryka tylko inny kraj, to zapewne już niedługo mielibyśmy tam do czynienia z bardzo poważnym kryzysem makroekonomicznym. Amerykanie wciąż mają dużą wiarygodność. Dolar wciąż stanowi około 60 procent światowych rezerw.

Gospodarstwa domowe w Azji czy na Bliskim Wschodzie mają zaufanie do dolara. To właśnie ratuje Amerykanów i daje im pewność, że jeszcze mogą się zadłużać, bo popyt na ich papiery skarbowe nie będzie malał.

W takim razie dlaczego sytuacja USA Pana niepokoi?

Bo kiedyś ta wiarygodność się skończy. Nie wiadomo, czy będzie to za dwa czy pięć lat, ale się skończy. Nie muszę panu mówić, jakie to rodzi zagrożenie dla całej światowej gospodarki.

Kiedy zatem koniec dolara?

Nie umiem powiedzieć, bo właśnie trudno wycenić tę wiarygodność. Ale można być spokojnym o to, że wraz ze wzrostem gospodarczym w Polsce i poprawą koniunktury złoty będzie się umacniał, a dolar słabł.

Wylicza Pan, że za kryzys Polska płaci kilkupunktowym spadkiem tempa wzrostu PKB. To chyba nieduża cena, zważywszy na fakt, że rząd nie robi nic, żeby było lepiej?

Rzeczywiście, rząd nic nie zrobił w kryzysie. Sporo się stało jednak przed kryzysem. Obniżenie składki rentowej i PIT-u spowodowało wzrost dochodu gospodarstw domowych o ponad 30 miliardów złotych. To oczywiście nie miało nic wspólnego z kryzysem i było właściwie kontynuacją polityki poprzedniego rządu, ale tak się złożyło, że te pieniądze przyczyniły się do zwiększenia popytu krajowego.

To teraz działa na naszą niekorzyść, bo zwiększa deficyt.

Taki krok był dobry na krótką metę. Teraz pojawia się problem, co z tym fantem zrobić. Wiemy, co stało się na Węgrzech, więc bagatelizowanie deficytu jest bardzo złe. Nie można czekać na moment aż rząd tak jak na Węgrzech zostanie zdyscyplinowany przez rynki i będzie musiał reformować finanse publiczne w okresie dużego spowolnienia gospodarczego.

Gra Pan na giełdzie?

Już nie.

I w przyszłym roku nie zainteresuje się Pan inwestowaniem na tym rynku?

Teraz jest za dużo zbyt silnych emocji. Łatwiej powiedzieć, co będzie się działo na giełdzie w latach 2013-2015. Zakładam, że nowa koalicja dokona zmiany konstytucji i weźmie się za finanse publiczne, by przygotować Polskę do wejścia do strefy euro. Takie kroki z pewnością będą sprzyjać giełdzie. Teraz po okresie dużych wzrostów z ostatnich miesięcy spodziewałbym się bardziej jakiejś pauzy, być może wzrostów indeksów, ale na pewno nie spektakularnych.

A z punktu widzenia inwestorów co jest groźniejsze: likwidacja progu ostrożnościowego 55 procent, jego przekroczenie czy upychanie długów po kątach?

Mimo wszystko kreatywna księgowość. Na parę miesięcy czy na rok może być nawet korzystna dla gospodarki, ale tak naprawdę tylko odsuwa problem w czasie i obniża wiarygodność. A cenę za to płaci się taką jak Węgrzy.

[

Zyta Gilowska: Rząd upycha długi po kątach ]( http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/zyta;gilowska;rzad;upycha;dlugi;po;katach,151,0,557207.html )Więc lepiej nie udawać, że nie ma problemu i przekroczyć próg?

Lepiej przekroczyć. Choć najpierw trzeba powalczyć o to, by nie przekroczyć 55 procent w 2010 roku. W 2011 wydaje się to pewne, ale mam nadzieję, że nowy rząd szybko zabierze się do działań reformatorskich.

Czyli na obecny rząd już Pan nie liczy?

Nie. To nie jest dobra sytuacja, gdy w rządzie właściwie nie ma jednego kierownictwa gospodarczego, wszystko jest rozproszone i nie ma żadnej decyzyjności.

W takiej sytuacji nie obawia się Pan o swoją emeryturę?

Osobiście nie, bo przez ponad 30 lat pracowałem w London School of Economics i mam emeryturę brytyjską. Poza tym, mówiąc o sprawach gospodarczych nie myślę o sobie tylko o kraju. A widać, że sytuacja naszych finansów staje się bardzo niepokojąca.

ZOBACZ TAKŻE: Gomułka: Tusk od początku nie chciał reform. Czego w takim razie życzyłby Pan w nowym roku premierowi?

Premierowi... . Nie jestem pewny, czy Tusk powinien być dalej premierem. Nie można poważnie mówić o gospodarce, gdy na ważnych stanowiskach mamy ludzi bez przygotowania. Premier - historyk, jego doradca - filolog, a wicepremier odpowiedzialny za gospodarkę to inżynier. Jest co prawda ekonomista minister Rostowski, ale kompletnie bez żadnego zaplecza politycznego, więc jego możliwości by zrobić cokolwiek na własną rękę są żadne.

Panie profesorze, ale to miały być życzenia.

Cóż, życzyłbym żeby wybory zakończyły się dla nas wszystkich dobrze. Żebyśmy mieli proeuropejskiego prezydenta, gotowego do współpracy z rządem. Żeby rząd nie bał się reform i nie tylko cały czas mówił i zapowiadał, ale cokolwiek robił. Żebyśmy mieli lepszego premiera i lepszych ministrów.

Raport Money.pl
*Deficyt 2010. Kwota rekordowa, ale było gorzej * Minister finansów zapowiada, że w budżecie państwa na 2010 rok zabraknie ponad 52 mld złotych na sfinansowanie zaplanowanych wydatków. Czytaj w Money.pl
wiadomości
wywiad
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)