Postawienie zarzutów byłemu prezesowi GetBack zamyka jeden rozdział w historii tej spółki, ale pytań o przyczyny jej kłopotów jest coraz więcej. Czy jej upadek dało się przewidzieć? Czy miała parasol ochronny? Czy zawiódł nadzór? Odpowiedzi szybko nie będzie.
Aktualizacja 15:44
Zaznaczmy, że formalnie GetBack nie znajduje się w upadłości, lecz jedynie jest objęty postępowaniem w sprawie restrukturyzacji swojego zadłużenia. Jednocześnie notowania akcji tej spółki na GPW są zawieszone już od 16 kwietnia.
W rzeczywistości w wyjście spółki na prostą mało kto jeszcze wierzy. Perspektywa spłaty 2,5 mld zł zadłużenia wobec obligatariuszy GetBack jest coraz mniej realna, a szkody wizerunkowe są już nie do naprawienia. Przede wszystkim ostatecznie pogrążyć może ją rzetelna wycena posiadanych portfeli wierzytelności. Już teraz strata firmy za 2017 r. jest przez nią szacowana na ponad 1,3 mld zł, czyli przekracza wartość kapitałów własnych.
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", były prezes GetBack zgodził się na podawanie pełnego nazwiska i publikację wizerunku pomimo postawienia zarzutów - zapewnia, że jest niewinny.
Prezes listy do premiera pisze
Afera wokół giełdowej spółki windykacyjnej niespodziewanie wybuchła w poniedziałek 16 kwietnia. GetBack wypuścił rano wiadomość, że prowadzi rozmowy z PKO BP i PFR o dofinansowanie na kwotę 250 mln zł, ale obie instytucje błyskawicznie zaprzeczyły, że rozmowy w ogóle się odbywają.
Notowania spółki gwałtownie zanurkowały, a na giełdzie pojawiły się symptomy paniki. Jeszcze w poniedziałek po południu obrót akcjami i obligacjami GetBack został na żądanie KNF zawieszony przez GPW. Nazajutrz rada nadzorcza spółki postanowiła odwołać ze stanowiska prezesa Konrada Kąkolewskiego.
Wypuszczenie nieprawdziwego komunikatu o uzyskaniu ćwierć miliarda zł od dwóch potężnych państwowych instytucji finansowych można dzisiaj uznać za szaleństwo, ale można też uznać za próbę postawienia ich zarządów przed faktem dokonanym.
Wideo: n ieprawidłowości przy windykacji i sprzedaży obligacji
Taką hipotezę może uwiarygadniać ujawniona zakulisowa działalność Kąkolewskiego. Jak wynika z ujawnionych przez kancelarię premiera listów Kąkolewskiego do premiera, były prezes GetBack posunął się do szantażu, domagając się dofinansowania od państwowych instytucji.
Kąkolewski z jednej strony przypominał, że jego firma wspierała finansowo "obóz wolnościowy", np. Galę 25-lecia "Gazety Polskiej", a z drugiej ostrzegał przed "kryzysem wizerunkowym pod hasłem piramida finansowa PiS".
Agresywne podbijanie rynku
Politycy opozycji mówią teraz, że nad spółką był rozpostarty "polityczny parasol ochronny" i żądają komisji śledczej, ale PiS mówi "nie", przekonując, że nie ma ku temu podstaw. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro podkreśla, że śledztwo wszczęto już dzień po złożeniu zawiadomienia przez KNF, a po upływie 1,5 miesiąca zgromadzono materiał dowodowy wystarczający na przedstawienie zarzutów głównemu podejrzanemu.
Jak pisaliśmy w money.pl, kłopoty GetBack były możliwe do przewidzenia znacznie wcześniej. W trzecim kwartale 2017 r. GetBack kupił wierzytelności za 843 mln zł, a ze spłat osób zadłużonych dostał tylko 327 mln zł. Oznaczało to, że firma potrzebuje olbrzymich pieniędzy z zewnątrz, ponieważ swoje inwestycje w niewielkim stopniu finansuje z wpływów z podstawowej działalności.
Od 2014 r. do trzeciego kwartału 2017 r. z GetBack wypłynęło o aż 1,4 mld zł więcej środków niż wpłynęło. Pokrywano to emisjami obligacji i akcji oraz kredytami. Trwało to do czasu, aż rynek nie był już chętny finansować błyskawicznego podboju rynku przez GetBack.
Getback grał na rynku wierzytelności bardzo agresywnie. Tylko w latach 2016-2017 skupił długi o wartości przekraczającej 20 mld zł. Spółka z łatwością wygrywała z konkurencją na aukcjach, oferując znacznie wyższe ceny za sprzedawane przez banki czy telekomy długi klientów. Taka strategia długo wzbudzała podziw, ale mało kto zwracał uwagę, że jest to strategia ryzykowna.
KNF pod lupą CBA
Jedną z największych zagadek jest rola w całej historii Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego. Z jednej strony rząd chwali KNF za szybką reakcję na ujawnione problemy Getback, ale z drugiej strony CBA wzywa pracowników KNF na przesłuchania. Przewodniczący KNF Marek Chrzanowski mówi w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej", że "z dużym smutkiem przyjmuje kreowany w przestrzeni publicznej obraz, że CBA czy prokuratura wzywa pracowników KNF na przesłuchania, co może sugerować odpowiedzialność nadzoru za sytuację".
O tym, że parta rządząca próbuje na KNF zrzucić dużą część odpowiedzialności za doprowadzenie do obecnej sytuacji GetBack może świadczyć dość niedawna wypowiedź członka sejmowej komisji śledczej w sprawie Amber Gold. Poseł PiS. Jarosław Krajewski stwierdził, że "trzeba zadać pytanie, jak powstanie tej instytucji [GetBack] nadzorowała Komisja Nadzoru Finansowego w latach 2012-2015". Krajewskiemu szybko przypomniano, że GetBack trafił pod nadzór KNF dopiero w 2017 roku, po debiucie na GPW.
Szef KNF przekonuje, nadużycia w związku z działalnością GetBacku zostały ujawnione głównie dzięki pełnej determinacji kierowanego przez niego urzędu. Jednocześnie Chrzanowski podkreśla, że żadne z informacji, jakie KNF dostał od Deloitte, biegłego rewidenta GetBacku, "nie świadczyły o tym, że spółka traci możliwość obsługi swoich zobowiązań lub że fałszuje sprawozdania".
Audytor wciąż pracuje
Deloitte to kolejny po KNF podmiot, pod którego adresem często kierowane są zarzuty o niedostatecznym nadzorze nad GetBack, a nawet o utrwalaniu jego wizerunku jako wiarygodnego i rzetelnego uczestnika rynku finansowego.
W przesłanym money.pl oświadczeniu Deloitte podkreśla, że "bardzo poważnie" podchodzi do jakości swojej pracy, wydawanych opinii oraz przestrzegania zawodowych standardów. "Rzetelność, wiarygodność, profesjonalizm, obiektywizm oraz zachowanie poufności to podstawowe zasady naszego kodeksu etycznego, których zawsze przestrzegamy realizując zlecania dla klientów" - zapewnia Deloitte.
Audytor jednocześnie tłumaczy, dlaczego jeszcze nie zakończył prac audytorskich nad sprawozdaniem finansowym GetBack za 2017 r. "Wydanie opinii z badania spółki GetBack S.A. za rok 2017 zostało przełożone z powodu znaczących opóźnień w dostarczeniu przez spółkę dokumentacji niezbędnej do zakończenia wszystkich wymaganych procedur rewizji finansowej" - wyjaśnia Deloitte.
Trzeba przyznać, że GetBack miał bardzo długo dobrą prasę. W listopadzie 2017 r. spółka zgarnęła główną nagrodę Cessio Inwestorów przyznawaną w ramach wspólnej inicjatywy Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych (KPF) oraz i innego giganta doradczego - KPMG. Spółka windykacyjna chwaliła się, że została doceniona za "innowacyjny model działania i nowatorskie podejście do współpracy".
Czy KPMG w ten sposób przyłożyła się do wzmocnienia wizerunku GetBack jako firmy godnej zaufania? KPMG zasłania się formułą tej nagrody, która oparta była na "wynikach głosowania online". Firma tłumaczy, że w głosowaniu wzięli udział różni instytucjonalni wierzyciele pierwotni, m.in. banki, instytucje pożyczkowe, firmy leasingowe, firmy telekomunikacyjne oraz firmy ubezpieczeniowe.
Z kolei KPF podkreśla, że "aktywność firmy GetBack S.A., nie była nigdy przedmiotem konkursu Cessio, a ocenie poddawany był jedynie i wyłącznie bardzo wąski zakres działalności spółki jako nabywcy portfeli wierzytelności". Spółka została nagrodzona za "zgodność ze standardami w procesie nabywania portfeli wierzytelności od wierzycieli pierwotnych".
KPF podkreśla, że ze względu na "szereg naruszeń" przez GetBack obowiązujących członków zasad dobrych praktyk, firma ta została już wykluczona z grona członków tej organizacji.
Rozliczyć i ukarać
Znacznie większą rolę w całej sprawie mają jednak instytucje, które bezpośrednio zajmowały się sprzedażą obligacji GetBack i mogły wprowadzać klientów w błąd w kwestii bezpieczeństwa tych papierów dłużnych. - Chcemy takie podmioty rozliczyć i ukarać - przyznaje Marek Chrzanowski w rozmowie z "DGP"
Z jego wypowiedzi wynika, że KNF prowadzi inspekcje w kilku podmiotach, które sprzedawały obligacje GetBacku. - To jest dla nas dzisiaj absolutny priorytet i zamierzamy wystawić na rynku kapitałowym rachunki za każde nieprawidłowe pośrednictwo - deklaruje Chrzanowski.
Problem polega na tym, że banki i biura maklerskie, które sprzedawały obligacje GetBacku, otrzymywały w zamian niezwykle wysokie prowizje. Według KNF mogło to powodować, że zatracały potrzebę dbania o bezpieczeństwo finansowe swoich klientów.
Nieoficjalnie mówi się, że w drugiej połowie roku GetBack płacił nawet 4-5 proc. prowizji pośrednikom, żeby sprzedać swoje obligacje, oprocentowane na około 6 proc. rocznie. Innymi słowy, łącznie zdobywany kapitał kosztował go od 9,5 do 11,3 proc. rocznie. To prawie tyle, co w przypadku Amber Gold.
16 godzin dziennie
Kim jest były prezes GetBack? Jak na prezesa tak dużej spółki giełdowej, Konrad Kąkolewski był dotąd niezbyt znaną publicznie postacią. Do debiutu spółki na GPW nie był nawet szerzej znany w branży finansowej. W czerwcu zeszłego roku jego biografię przedstawił serwis strefainwestorow.pl.
Kąkolewski pochodzi z Radomia, ale na studia ekonomiczne przyjechał do Warszawy. Już mając 19 lat trafił do firmy consultingowej KPMG, gdzie miał pracować 16 godzin dziennie. Z KPMG trafia do Citi Handlowego, a następnie do PZU, gdzie po raz pierwszy ma do czynienia z rachunkowością zarządczą.
W 2005 r. Kąkolewski postanawia porzucić pracę i wyrusza w podróż po świecie. Wraca dwa lata później i zakłada własną firmę w branży logistycznej, Hussar Gruppa. To właśnie z tej firmy mają pochodzić zyski, jakie pozwalają mu - wraz innymi członkami zarządu grupy - wpłacić 6 mln euro w procesie wykupu menadżerskiego GetBack od Getin Banku.
Z artykułu w strefainwestorow.pl dowiadujemy się, że Konrad Kąkolewski jest nie tylko biznesmenem, ale także poetą. "Kiedyś wygrywał konkursy poetyckie, teraz głównie pisze do szuflady" - czytamy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl