Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jarosław Jakimczyk
|

Jakimczyk: Gabinet pana ministra - to brzmi dumnie

0
Podziel się:

Jeżeli Platforma Obywatelska obiecywała swym wyborcom gruntownie odchudzić administrację państwową, to proces odchudzania powinna zacząć od samej siebie, a najlepiej od Kancelarii Premiera.

Jakimczyk: Gabinet pana ministra - to brzmi dumnie

Jeżeli Platforma Obywatelska obiecywała swym wyborcom gruntownie odchudzić administrację państwową, to proces odchudzania powinna zacząć od samej siebie, a najlepiej od Kancelarii Premiera.

Jej kierownictwo (nie mylić z Radą Ministrów ani z dyrekcją poszczególnych departamentów i biur) liczy obecnie jedenaście osób, w tym aż siedmiu sekretarzy stanu (szef gabinetu politycznego premieraSławomir Nowak, główny strateg gabinetu TuskaRafał Grupiński, pełnomocnik ds. dialogu międzynarodowegoWładysław Bartoszewski, szef zespołu doradców premiera Michał Boni, pełnomocnik ds. opracowania programu zapobiegania nieprawidłowościom w instytucjach publicznychJulia Pitera, PSL-owiecEugeniusz Grzeszczaki od ostatniego wtorku Jacek Cichocki, który po dymisji Pawła Grasia odpowiada za bezpieczeństwo państwa i
jest jednocześnie sekretarzem kolegium służb specjalnych przy szefie rządu) i trzech podsekretarzy (rzeczniczka rządu Agnieszka Liszka, zastępca szefa kancelarii Prezesa Rady Ministrów Adam Leszkiewicz i Igor Stachowicz).

ZOBACZ TAKŻE: J. Kaczyński: Rząd Tuska źle wydaje pieniądze O dziwo, jedynie szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski nie ma rangi ministra w tym gremium. Jeżeli nawet uznać za bezsporne, że szef gabinetu politycznego premiera bezwzględnie powinien mieć rangę ministra - podobnie jak z uwagi na realną pozycję, jaką w otoczeniuDonalda Tuskazajmują czołowy mózg think tanku PO Rafał Grupiński czy cieszący się poważaniem w Niemczech i Izraelu były szef polskiej dyplomacji Władysław Bartoszewski, to trudno znaleźć uzasadnienie dla podniesienia do rangi ministrów reszty urzędników z wyjątkiem Jacka Cichockiego i może jeszcze Julii Pitery.

Cóż z tego, że po zrzuceniu przez Polskę jarzma komunizmu i zależności od Moskwy, ukształtowała się z biegiem lat tradycja, iż szef doradców premiera zostaje mianowany ministrem? Albo że ministrami bywali często rzecznicy rządu (np. Tomasz Tywonek w gabinecie Jerzego Buzka,Michał ToberuLeszka Millera, a Konrad Ciesiołkiewicz uKazimierza Marcinkiewicza), skoro część urzędników pełniła tę funkcję bez rangi sekretarza czy podsekretarza stanu (np. Krzysztof Luft u wspomnianego Buzka czyJan DziedziczakuJarosława Kaczyńskiego).

ZOBACZ TAKŻE: Cichocki został następcą Grasia
Czym wytłumaczyć, że ministrami są też PSL-owski negocjator koalicyjny Eugeniusz Grzeszczak, zastępca Tomasza Arabskiego - Adam Leszkiewicz czy wreszcie Igor Stachowicz, który wcześniej pracował m.in. w gabinecie politycznym PiS-owskiej minister rozwoju regionalnegoGrażyny Gęsickieji w Polskiej Grupie Energetycznej?

Jakie względy poza prestiżem tłumaczą te nominacje, które pociągają za sobą wyższe zaszeregowanie w siatce płac administracji rządowej? Niewielka to pociecha, że w poprzednich gabinetach dawny gmach Urzędu Rady Ministrów zaludniało również pokaźne stadko ministrów (za kadencji Kazimierza Marcinkiewicza było ich tak jak teraz dziesięciu, a za czasów Jarosława Kaczyńskiego łącznie było w różnych okresach podsekretarzami i sekretarzami stanu aż szesnaście osób).

Niepocieszonym urzędnikom, którzy nie zostali podniesieni do godności odpowiadającej ich ambicjom, na otarcie łez warto przypomnieć, że tytuł ministra automatycznie nie oznacza realnej władzy w państwie, natomiast najnowsza historia Polski zna przypadki dygnitarzy, którzy pociągali za sznurki nie nosząc budzących respekt tytułów na wizytówkach.

Przykładem jest Władysław Bartoszewicz, poszukiwany dzisiaj listem gończym w związku z podejrzeniem żądania łapówki wysokości miliona dolarów USA podczas prywatyzacji Cementowni Ożarów. Urzędnik ten, który później przez wiele lat był prezesem Polkomtela, operatora sieci Plus GSM, pełnił funkcję dyrektora generalnego Ministerstwa Przekształceń Własnościowych w rządachWaldemara Pawlaka,Józefa OleksegoiWłodzimierza Cimoszewicza.

Chociaż nie był on nigdy sekretarzem czy nawet podsekretarzem stanu, to wybierając jego numer służbowy, zawsze można było usłyszeć w eterze ciepły głos sekretarki ,,gabinet ministra Bartoszewicza". W najśmielszych snach nikomu nie przyszłoby wtedy do głowy, że ,,wielka osobistość" tytułowana ministrem, będzie kiedyś ukrywać się przed wymiarem sprawiedliwości za oceanem.

Z przytoczonych danych wynika, że pod względem wielkości ,,czapy" ministerialnej administracja premiera Tuska zasadniczo nie różni się na korzyść w porównaniu z ekipami jego poprzedników z czasów rządów SLD czy PiS.

Autor jest dziennikarzem i od wielu lat specjalizuje się w tematyce bezpieczeństwa narodowego

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)