Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krzysztof Janoś
Krzysztof Janoś
|

Polskie marzenia o kosmicznym górnictwie. Bez wsparcia rządu nic z tego nie będzie

139
Podziel się:

Rządzący z nadzieją wpatrują się w gwiazdy z myślą o zyskach z górnictwa kosmicznego. Polscy przedsiębiorcy rzeczywiście mają na tym polu sukcesy. Jednak bez zwiększenia naszej składki do Europejskiej Agencji Kosmicznej dalszy, dynamiczny rozwój nie będzie możliwy.

Naukowcy ciągle mają nadzieję na znalezienie w kosmosie izotopu helu-3, który mógłby zaspokoić zapotrzebowanie Ziemi na energię.
Naukowcy ciągle mają nadzieję na znalezienie w kosmosie izotopu helu-3, który mógłby zaspokoić zapotrzebowanie Ziemi na energię. (Rafal Oleksiewicz/REPORTER)

Rządzący z nadzieją wpatrują się w gwiazdy z myślą o zyskach z górnictwa kosmicznego. Polskie firmy rzeczywiście mają na tym polu sukcesy. Jednak bez zwiększenia naszej składki do Europejskiej Agencji Kosmicznej, dalszy rozwój nie będzie możliwy. Na europejską NASA dwukrotnie więcej płacą Rumuni. Francuzi inwestują ponad dwadzieścia razy więcej.

Polski rząd jest bardzo mocno zainteresowany rozwojem górnictwa kosmicznego. Potwierdziła to Jadwiga Emilewicz, wiceminister rozwoju podczas imprezy, podsumowującej pięciolecie naszego członkostwa w Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA).

Pani minister skierowała dużo ciepłych słów do polskich start-upów i gigantów takich jak KGHM, które prowadzą badania i prace nad tymi technologiami. Mówiła również, że nasz rząd przygląda się rozwojowi tej technologii z nadzieją.

Emilewicz zapraszała przedsiębiorców, by starali się o środki na badania z Narodowego Centrum Badania i Rozwoju. Pytanie tylko, na ile kosmiczne górnictwo jest realna perspektywą? Kiedy rzeczywiście na tyle skutecznie skolonizujemy kosmos, by czerpać zyski z kopali krążących nad naszymi głowami?

Dekady, nie lata

- To zdecydowanie raczej kwestia co najmniej kilku dekad niż lat. Na dziś nie dysponujemy technologią, która pozwala nam polecieć na którąś z planet czy asteroid, zebrać tam surowce i wrócić bezpiecznie na Ziemię – mówi Paweł Wojtkiewicz, prezes Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego i właściciel firmy GMV Innovating Solutions.

To jednak nie powód, żeby już teraz nie brać udziału w tym wyścigu. Wizja jest odległa, ale bardzo atrakcyjna. Może zapewnić gospodarce spory zapas rzadkich metali wykorzystywanych w przemyśle jak: iryd, osm, pallad, platyna, ren, rod, ruten, wolfram.

Naukowcy wciąż dyskutują o poszukiwaniu w kosmosie izotopu helu-3, który mógłby zaspokoić zapotrzebowanie Ziemi na energię. Z tego też powodu, jak już pisaliśmy w money.pl, kosmiczne górnictwo jest szczególnie atrakcyjne dla Amerykanów i Rosjan.

Pojawiają się już pierwsze wyceny przelatujących obok ziemi planetoid. Duende, która w lutym 2013 r. wyjątkowo blisko minęła Ziemię, miała wartość 195 mld dolarów. Tyle - według amerykańskiej firmy Deep Space Industries - miały być warte surowce, z których była zbudowana.

Wyceny urodziwego obiektu o nazwie 1I/2017 U1 zwanego również Oumuamua, którą zachwyca się teraz świat, nikt się jednak nie podjął. Jednak Deep Space Industries chce już w następnym dziesięcioleciu szukać surowców w innych ciałach niebieskich.

Zobacz jak wygląda Oumuamua

Rosjanie natomiast przymierzają się do poszukiwań na Księżycu. Wyścig nieco przypomina tu gorączkę złota również dlatego, że prawo międzynarodowe nie określa, do kogo należą kosmiczne surowce. Jak na razie tylko Amerykanie w 2015 r. wprowadzili do swojego w ustawodawstw wstępne regulacje dotyczące kosmicznego wydobycia.

Dlatego pierwsi dostaną za swoje starania dodatkowy bonus i mogą zgarnąć większą część puli.

Miliard dolarów za dwa kilogramy

Trzeba "tylko" dolecieć na planetę bądź planetoidę, zgromadzić surowce i wrócić na Ziemię. Jak bardzo to kosztowne najlepiej widać na przykładzie misji Ozyrys, dzięki której za sześć lat mają trafić na ziemię dwa kilogramy wydobyte na asteroidzie. Wyprawa kosztuje miliard dolarów.

Rzecz jednak w tym, że choć to na razie bardzo trudne, kosztowne i niemalże niemożliwe do osiągnięcia, to warto jednak inwestować w tę nieistniejąca jeszcze gałąź przemysłu.

- Rozwijanie technologii budowy statków kosmicznych, sond, robotów i innych urządzeń pozwala polskim firmom na tworzenie najnowocześniejszych rozwiązań, które już dziś mogą znaleźć zastosowanie na ziemi. Dzięki współpracy z ESA i misjom naukowym zyskujemy dostęp do naprawdę unikalnych technologii – wyjaśnia Paweł Wojtkiewicz.

Dlatego choć zbyt szybko w kosmos po surowce nie polecimy, warto brać udział kosmicznej rywalizacji. Przykładem na nasz w nim udział może być ostatni sukces inteligentnego żagla słonecznego zaprojektowanego przez firmy ABM Space i Amepox oraz zespół inżynierów z Politechniki Warszawskiej.

Polacy, o czym pisaliśmy w money.pl, wygrali prestiżowy konkurs "Space Exploration Masters" organizowany przez ESA. Sukces pokazał, że w niektórych technologiach związanych z podróżami kosmicznymi możemy coś Europie i światu zaproponować.

- Ten żagiel rzeczywiście może przyczynić się do rozwoju górnictwa w kosmosie. Dzięki niemu podróże międzyplanetarne mogą być mniej kosztowne. To co zrobili, przybliża nas do tego, żeby ten przemysł mógł być opłacalny. Jedną z kluczowych kwestii jest właśnie redukcja kosztów - mówi Wojtkiewicz.

Czternastek dla górników nie będzie

Jak przekonuje, na 60 firm zrzeszonych w Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego, co najmniej 10 rozwija technologie, które mogą znaleźć zastosowanie w tym rodzaju górnictwa. Sukcesy odnosi tu też spółka Astronika, która projektuje urządzenie mające zagłębiać się w planetach i asteroidach.

Ich wynalazek ma m.in. wziąć udział w misji planowanej przez NASA, która wystartuje już w przyszłym roku. To właśnie polski robot zanurkuje 5 metrów pod powierzchnię Marsa i zbada tamtejsze skały.

- Wysłanie takiej sondy w kierunku Marsa jest dużo łatwiejsze niż lądowania człowieka na tej planecie. Cała misja realizowana będzie przez roboty i może potrwać od dwóch do trzech lat. Zresztą w górnictwie kosmicznym też całą pracę mają wykonywać inteligentne maszyny – mówi Wojtkiewicz.

Choć nasz rozmówca woli opowiadać o sukcesach innych członków ZPSK, jego firma też ma się czym pochwalić. To właśnie jego GMV Innovating Solutions opracowała część technologii dla sondy, która ma wylądować już wkrótce na Fobosie - jednym z księżyców Marsa. Również i ten projekt, podobnie jak w przypadku słonecznego żagla, powstał przy współpracy z ESA.

Więcej pieniędzy i szans

Dlatego tak dużo zależy w rozwoju tej branży od współpracy z Europejską Agencja Kosmiczną.

- Jeżeli te deklaracje rządowe o zainteresowaniu górnictwem kosmicznym mają oznaczać też jakieś konkretne działania, to powinniśmy zdecydowanie zwiększyć naszą składkę w ESA. Niestety jesteśmy tu na szarym końcu z 45 mln euro na 3 lata. Rumuni płacą dwa razy więcej, a Francuzi wykładają miliard euro - mówi Paweł Wojtkiewicz.

Składki członków ESA, do której należymy do 2012 r., podzielone są na część obowiązkową uzależnioną od PKB danego państwa i dobrowolną.

- Rząd sam decyduje o jej wysokości. Jednak im jest ona większa, tym w większej liczbie programów mogą brać udział przedsiębiorcy z danego kraju. Wydane pieniądze potem i tak wracają do tego biznesu w postaci kontraktów na rozwój technologii. Działa tu prosta zasada: im więcej pieniędzy tym szerszy dostępu do technologii i programów wsparcia - przekonuje prezes ZPSK.

Statek kosmiczny bez sternika

Jeżeli polska branża kosmiczna ma się rozwijać, trzeba jeszcze rozwiązać inny problem. Jak już pisaliśmy w money.pl Polska Agencja Kosmiczna ciągle czeka na swojego nowego prezesa. Na początku października został zamknięty czwarty już nabór ofert. Poprzednie trzy zakończyły się fiaskiem. PAK nie ma swojego szefa już od roku, a powołano ją dwa lata temu.

- Do ostatniej fazy przeszło 3 kandydatów. Faworyta nie ma, a ostateczna decyzję podejmie tutaj rząd. Branża liczy na szybkie rozstrzygnięcie, bo bez szefa Agencja nie działa tak dobrze jak, by mogła – mówi Paweł Wojtkiewicz.

Brak sternika na tym rozchwianym pokładzie jest bardzo znaczący. Tak naprawdę instytucja w swojej krótkiej historii miała tylko jednego prezesa, odwołanego w październiku 2016 r. prof. Marka Banaszkiewicza. Dymisja była konsekwencją niezatwierdzenia przez premier Szydło sprawozdania finansowego Agencji za 2015 r.

Pełniącym obowiązki prezesa został wtedy płk Piotr Suszyński, dotychczasowy wiceprezes ds. obronnych. Zarządzanie finansami PAK w 2016 r. zmiażdżył też NIK. Okazało się np., że PAK wydała 10 mln zł na pensje (połowa budżetu) i wynagrodzenia dla konsultantów.

Blisko 350 tysięcy złotych pochłonęły honoraria dla ekspertów za doradztwo. Co więcej eksperci nie dostarczyli sprawozdań ze swojej działalności. Mieli też brać pieniądze tylko za gotowość do doradzania.

wiadomości
gospodarka
najważniejsze
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(139)
dinnggo
6 lat temu
Co racja to racja. Też bym patrzył z nadzieją - wysłać górników ze związkami w kosmos marzenie! A że miliard za dwa KG? Nic nowego, jesteśmy przyzwyczajeni .
Piotr K
6 lat temu
panie Morawiecki, HALO TU ZIEMIA. A jak tam nasz MILION AUT ELEKTRYCZNYCH? masz pan rację, wystrzel się w KOSMOS
edek
6 lat temu
na razie najlepiej tym "polskim???" rządom wychodzi dłubanie w nosie i łupienie rodaków.
BRAWOOO
6 lat temu
tych co biorą rekompensaty tych Młodych emerytów-górników, Wysłać na Plutona niech fedrują
kuba
6 lat temu
zamiast płacić górnikom po 10 000 mogli by za te samą kasę wysłać ich na księżyc by tam kopali:), w jedną stronę oczywiscie żebyśmy w końcu mogli przestać do nich dopłacać
...
Następna strona